Marek Krajewski nie należy do pisarzy, którzy oszczędzają swoich czytelników, ukazując im wypieszczony obraz świata. Przeciwnie – każe swoim bohaterom schodzić głęboko w otchłań zła, nurzać się w ekstrementach i docierać do najgorszych wynaturzeń, jakie można (lub jakich nie można) sobie wyobrazić. Tym razem wysyła swojego pedantycznego, lubiącego eleganckie ubrania i drogie, wypastowane buty detektywa z wrocławskich podziemi do afrykańskiej dżungli. Eberhard Mock będzie musiał zmierzyć się ze złem w czystej (albo raczej - najbrudniejszej) postaci, przekonując się przy tym, że zezwierzęcenie wcale nie jest zjawiskiem szokującym w porównaniu z tym, do czego zdolny jest człowiek.
Jest początek 1914 roku. Młody jeszcze policjant szkoli się na tajnego agenta. Wolne chwile spędza z Marią, którą zamierza (dla wygody) poprosić o rękę. Na przeszkodzie stoi jednak nie tyle gderliwa matka dziewczyny, co raczej niepewny stan psychiczny przyszłej narzeczonej. Maria słyszy bowiem w swoim mieszkaniu głosy – każdej nocy kobiety i dzieci błagają o litość, krzyczą z bólu i rozpaczy. Eberhard z braku innego zajęcia postanawia sprawdzić, co takiego dzieje się w podziemiach starego dworca. Tak trafia na trop osobnika, którego nazwie roboczo Gadem, a który zajmuje się stręczycielstwem kobiet sprowadzonych z Afryki do tak zwanego ludzkiego zoo. Zderzenie „dzikiej” Afryki z „cywilizowaną” Europą przynosi skutki bardzo przykre dla obu stron. Świadczą o tym choćby próby stworzenia ludzko-zwierzęcych hybryd, które miałyby być doskonałymi żołnierzami – istotami obdarzonymi zwierzęcą siłą, ludzkim rozumem, ale bez zbędnego bagażu moralnego.
Fabuła jest tak nieprawdopodobna i groteskowa, że trudno w nią uwierzyć. A jednak faktem jest, że wystawy, na których prezentowano mieszkańców innych kontynentów, były w Europie wielką atrakcją. Niewolnictwo także nie jest zjawiskiem, które zniknęło z mapy świata. Marek Krajewski buduje więc swoją opowieść na przerażających ziarnach prawdy, której źródeł szuka na Czarnym Lądzie - jak kiedyś Joseph Conrad.
Z każdą kolejną stroną powieść coraz bardziej wciąga, każąc stawiać pytania o granicę człowieczeństwa. Zwierzęta, choć pozbawione moralności, jawią się tu jako bardziej sprawiedliwe istoty niż ludzie. Zaś cynizm bohaterów można kroić nożem. I to chyba przeraża najbardziej. Niezależnie od tego, czy akcja toczy się w mroźnym Breslau, czy w upalnej Afryce. Mock. Ludzkie zoo to mocna opowieść o tym, do czego zdolni są możni tego świata, by móc więcej i bardziej.
Pożegnanie z Mockiem Wrocław 1919. Ofiara nawet nie zdążyła krzyknąć, kiedy spowiła ją ciemność. Gdy panna Berger, właścicielka ekskluzywnego domu publicznego...
Wszechobecne zło, niesłabnące napięcie i brutalna prawda Mistrz Marek Krajewski zaskakuje w brawurowej współczesnej odsłonie Bliżej nie zidentyfikowane...