Zapraszamy do Australii. Tu czas płynie powoli – tak powoli, że każdy znajduje chwile na swoje pasje. Pasją Ellen, córki samotnej matki, niepoprawnej imprezowiczki, jest hipnoterapia. Ellen jest dyplomowaną hipnoterapeutką, ma z tej dziedziny licencjat. W domku po babci, w zimowym ogrodzie z widokiem na ocean, przyjmuje pacjentów. Pokazuje im, że hipnoza to nie unoszenie się nad podłogą, ale próba zmierzenia się ze swoimi lękami. Oczywiście Ellen też ma swoje lęki. Po trzydziestu pięciu latach jej matka znowu zaczyna romansować z ojcem Elllen, ale to nie wszystko. Ellen spotyka Patricka, geodetę, który ma uroczego kilkuletniego synka, bagaż emocjonalny w osobie zmarłej kilka lat temu doskonałej żony i... stalkerkę, która nie jest takim potworem, jak chciałby to pokazać Patrick.
Historia zapowiada się ciekawie, bowiem stalkerka geodety Patricka raz jest bardzo przyjazna i chce stać się przyjaciółką rodziny, raz zaś rozmyśla, jak odebrać Ellen Patricka. A na horyzoncie majaczy duch doskonałej – bo kto może się zmierzyć ze zmarłą, z kobietą bez wad – z pierwszą i chyba jedyną miłością Patricka.
I to w zasadzie koniec. Moriarty analizuje problem niechcianej miłości, trudów ścierania się z przeszłością własną i cudzą, prób uwolnienia się od upiornych rodzinnych tradycji, w rodzaju wożenia nowej narzeczonej na grób zmarłej ukochanej, aby ją „przedstawić” tuż przed tym, gdy zawozi się żywą kobietę przed oblicze dawnych teściów, aby i oni mieli okazję ją poznać.
Tylko trzydziestopięcioletnia kobieta po sześciu nieudanych związkach, nie mająca oparcia w matce, jest w stanie znieść takie wyzwania. Zauroczona Patrickiem Ellen zamiast uciec gdzie pieprz rośnie od toksycznego narzeczonego i jego natrętnej potrzeby wpychania jej w cudze schematy, traci orientację w tym, kto w tym czworokącie (ona, Patrick, stalkerka Saskia i zmarła pierwsza żona Colleen) jest kim. Nachodzą ją chwile zwątpienia, gdy kandydat na męża po raz kolejny nie liczy się z jej planami na wspólne dni, gdy nie zamierza posprzątać swoich rzeczy w jej domu i reaguje dziecinnie na każdą próbę zwrócenia mu uwagi, ale narrator za wszelką cenę chce nas przekonać, że potworem jest tu Saskia, która miała uleczyć poranioną psyche Patricka, a gdy mu się znudziła, po prostu ją zostawił.
Miłość i inne obsesje czyta się szybko, choć akcja ciągnie się niemiłosiernie i już po stu stronach wiemy, kto jest kim i siłą odpychamy niepokojące przeczucie, że kolejne czterysta stron książki niczym nas nie zaskoczy. Narracja kołysze czytelnika niczym hamak w ogrodzie po niedzielnym obiedzie z czterech dań. Jest miło i nudnawo. I tylko od czasu do czasu nachodzi nas refleksja, co ta Ellen widzi w toksycznym Patricku? I jeszcze ten jego bagaż, zmarła doskonała żona, stalkerka, a na koniec, choć to wcale nie najmniej ważne, szereg wad postaci.
Książce zabrakło jasnego przekazu. Czy mamy brać od życia wszystko, co nam przyniesie? Czy mamy być wyrozumiali dla wszystkich, bo nikt nie jest doskonały? Czy mamy tłumić własne potrzeby, bo tego wymaga dobre wychowanie? Takimi kryteriami kieruje się Ellen. Marną pociechą jest to, że na końcu zajmuje miejsce zmarłej Colleen. Wypełnia kolejną formułę, która wydaje się być jej narzucona. Ponosi klęskę.
Po sukcesie Wielkich kłamstewek nazwisko Liane Moriarty obiecuje emocje. Niestety, tu ich chyba zabrakło. Polecam zainteresowanym powieścią australijską.
"To był zwyczajny dzień", zaczyna swój wykład Clementine. Po co znana wiolonczelistka opowiada ludziom o jakimś "zwyczajnym dniu"? Przed czym chce...
Kolejna bestsellerowa powieść autorki. Zbrodnia? Nieszczęśliwy wypadek? A może zwyczajny wybryk? Wiadomo tylko, że ktoś nie żyje. Trzy kobiety –...