Zakochaj się … w życiu
Edgar Cayce, uznawany za proroka, jasnowidza oraz duchowego uzdrowiciela, powiedział kiedyś Jesteś efektem tego, co myślisz i jesz. Nie od dziś wiadomo, że kreowanie własnych myśli ma bezpośrednie przełożenie na jakość naszego życia, zaś reguła „samospełniającej się przepowiedni” potwierdza się zarówno w przypadku zdarzeń dobrych, jak i tych przykrych. Pozytywne myślenie, przyciąganie bogactwa (w rozumieniu wykraczającym daleko poza finansowy jego aspekt), wizualizacje – niezależnie od tego, jak mocno będziemy się bronić przed dostrzeżeniem skuteczności tego rodzaju metod, to liczne dowody potwierdzają ich wpływ na kształtowanie rzeczywistości.
Z duchowością związane jest również pożywienie – staranne dobieranie składników służących utrzymaniu organizmu w równowadze sprzyja naszemu szczęściu, daje siłę do podejmowania wyzwań i energię do dokonywania zmian. Zgodnie z holistycznym podejściem do życia, ciało i umysł wzajemnie są od siebie zależne. Negatywne emocje mogą niekorzystnie odbić się na naszym zdrowiu, zaś choroba może osłabić nasz hart ducha. Dlatego też należy uważnie obserwować siebie, zaglądać w swoje wnętrze, wsłuchiwać się w potrzeby ciała i… zatrzymać się na chwilę w biegu, oddając się refleksji, czy rzeczywiście chcemy w tym „wyścigu szczurów” uczestniczyć. Zakłócenia równowagi w naszym życiu mogą mieć negatywne konsekwencje i odbić się we wszystkich sferach naszego życia – zarówno w sferze osobistej, jak i zawodowej.
Zazdrość, nienawiść, chciwość, napięcie, pretensje i żale – to wszystko kumuluje się w nas, zatruwając swoim jadem, osłabiając organizm, doprowadzając do przewlekłych stanów zapalnych, do zwątpienia w swoje siły, nie pozwalając nawiązać zdrowych relacji z drugim człowiekiem. Z tym właśnie – z bliskością i zaufaniem – problem ma James Twyman, autor wciągającej, a jednocześnie boleśnie doświadczającej książki Miłość, Bóg i francuska kuchnia. Opublikowana nakładem wydawnictwa Illuminatio pozycja jest już kolejną książką w dorobku autora, w której znajdziemy odwołania do wiary, do Boga i do podstawowych wartości, jakimi powinniśmy się w życiu kierować. Powieści Twymana są tak naprawdę swego rodzaju kazaniami, stanowią duchowe przeżycie i bodziec do tego, by dokonać analizy swoich osiągnięć, a także do zastanowienia się nad sensem życia i misją, którą przyszło nam wypełnić na tym świecie.
Twyman po raz kolejny uczynił bohaterem swojej książki siebie, bowiem wydarzenia, o których pisze i wewnętrzna przemiana stały się jego udziałem. Przenosimy się zatem wraz z nim do Elory, małej miejscowości niedaleko Toronto, gdzie autor wraz ze swoją przyjaciółką Michele spędzić ma kilka dni. Wyruszając ze swojego domu w Oregonie, ma on nadzieję, że oboje staną się sobie bliżsi, że dotychczasowy "związek na odległość" przerodzi się w trwałą relację, a on sam nareszcie ukoi ból samotności. Tyle tylko, że wewnętrzny imperatyw, zmuszający go do czynienia wszystkiego, by tylko uniknąć bliskości, po raz kolejny daje o sobie znać. Mężczyzna podświadomie sabotuje swoje starania, tworzy ochronne bariery i kiedy już jest z drugą osobą na tyle związany, że zagraża to jego poczuciu bezpieczeństwa i naraża na zranienie, mimowolnie odpycha od siebie kobietę. Nic dziwnego, że Michele zostawia go samego na podjeździe pensjonatu, w którym wynajęli wspólny pokój, pozbawiając go przy okazji środka lokomocji. Ale to nie trudności komunikacyjne sprawiają, że autor rezygnuje z natychmiastowego wyjazdu z Drew House. Czyni to niezwykły gospodarz – Roger.
Co sprawiło, że ten znany mistrz kuchni, właściciel restauracji we Francji i Australii rzucił wszystko, by poprowadzić mały pensjonat w zapadłej mieścinie? Próba poznania odpowiedzi na to pytanie staje się początkiem rewolucji, jaka dokona się w życiu Jamesa. Choć właściwie powinnam napisać „ewolucji”, bowiem będzie to powolny proces dochodzenia do prawdy, która tak naprawdę cały czas jest w sercu bohatera. Musi on jednak uporać się z przeszłością, a przy okazji zatrzymać na chwilę, nie gnać tak rozpaczliwie przed siebie, bowiem w ten sposób traci to, co jest ważne „tu i teraz”.
Życia nie należy rozkrawać. Trzeba je zmiażdżyć! Wtedy sok z naszego wnętrza wypływa i dodaje smaku wszystkiemu, czego się dotykamy – mówi Roger, wchodząc niejako w rolę duchowego przewodnika bohatera. Szukając analogii w pożywieniu, tłumaczy on, jak ważne są w życiu pasje, jak istotna jest jakość każdej przeżywanej chwili i jak dużo dobrego możemy sprawić, dzieląc się z otoczeniem tym, co sprawia nam radość. Tych kilka dni spędzonych z Rogerem i jego żoną, wyśmienite potrawy spożywane w powolnym rytmie dnia sprawiają, że romantyczna podróż, którą miał być wyjazd do Elory, zmienia się w podróż duchową, prowadzącą do samopoznania i do rozprawienia się ze swoimi demonami.
Twyman swoje niepowodzenia na polu damsko-męskim przypisywał zawsze cierpieniu po stracie byłej żony Lindy, która została zamordowana w swoim domu w Minnesocie. Okazuje się jednak, że będzie musiał sięgnąć głębiej, przyczyn swoich problemów szukając w relacji z matką. Zidentyfikowanie źródła niepowodzeń to jednak dopiero początek drogi, jaką autor będzie musiał przejść, aby uzdrowić swoją duszę i pozbyć się zatruwających jego serce myśli. W zaciszu wspaniałej kuchni Rogera Twyman poznaje prawdy rządzące światem, zbyt oczywiste, byśmy o nich pamiętali, a jednocześnie stanowiące klucz do dobrego życia.
Miłość, Bóg i francuska kuchnia to nie tylko wspaniała przygoda z gotowaniem w tle, ale swobodna opowieść o wierze, nadziei i miłości. Twyman po raz kolejny udowodnił, że można o Bogu pisać w sposób przystępny, lekki, przedstawiając Najwyższego nie jako groźnego sędziego, który decyduje o Niebie i Piekle, ale jako wyrozumiałego ojca, który zawsze daje drugą szansę. I choć książka bliższa jest Elizabeth Gilbert i jej Jedz, módl się, kochaj niż Przebudzeniu Anthony`ego de Mello, to stanowi pozycję wyjątkową, nie pozwalającą potraktować się obojętnie, bezrefleksyjnie.
(…) Oto jedyna rzecz, która naprawdę liczy się w życiu: wszechświat zwraca uwagę na intensywność, z jaką żyjesz (…). Jeśli masz w sobie uczciwość, odwagę i umiejętność wkładania całego serca w to, co robisz, wszystko skończy się szczęśliwie. Właśnie tego pragnie Bóg czy wszechświat – tłumaczy Jamesowi jego mentor. Ta intensywność to pasja i miłość, które wkładamy we wszystko, co robimy, którymi nacechowana winna być każda minuta naszego życia. Wszak gdy stworzysz miejsce dla miłości, to ona zawsze przyjdzie. Jeśli jest coś, czego Bóg nie lubi, to jest to puste, niezapełnione miejsce w ludzkim sercu. Zatem po prostu otwórzmy nasze serca na drugiego człowieka…
Najlepsza książka na jesień 2011 - kategoria: fantasy, science - fiction - wybór Internautów Oto niezwykła opowieść autora „Sekretu kodu Mojżesza”...