Sprawiedliwość jest ślepa. Czasami nawet na fakty.
Cztery dość rozbudowane opowiadania utrzymane zostały w podobnym klimacie. Rozgrywają się w tym samym środowisku, w dość wąskim gronie osób: policjantów, patologów i prawników. Bohaterami są ludzie łamiący prawo i ci, którzy je z definicji mają chronić. Każde z opowiadań pokazuje, jak owe prawo często nie przystaje do życia, do niejasnych sytuacji. Prawo jest niedoskonałe i nigdy się to nie zmieni - taki wniosek zdaje się wypływać z lektury Między prawem a sprawiedliwością. Prawo nie jest w stanie trafnie rozstrzygnąć w wielu sytuacjach, a w niejednym przypadku nie staje wcale po stronie pokrzywdzonego, ofiary, lecz po stronie zupełnie nie okazującego skruchy przestępcy.
Paweł Pollak porusza w opowiadaniach trudne, trochę wymyślne przypadki. W Zarażonej jest nim narażanie innych na AIDS. Timothy Blake umiera po postrzale z pistoletu na schodach domu, w którym mieszka. Naturalną podejrzaną jest jego dziewczyna, która na początku próbuje, skutecznie zresztą, wprowadzić policję w błąd. I choć nieźle się jej to udaje, wkrótce wychodzą na jaw fakty, z których wynika, że to ona zamordowała Timothy`ego. Motyw? Zarażenie jej wirusem HIV. Sprawa wygląda na jasną i prostą, jednakże wcale taką nie jest, przynajmniej z punktu widzenia procesu sądowego. Czym innym bowiem są fakty, czym innym przepisy prawa. Czym innym jeszcze są kłamstwa podejrzanej, czym innym natomiast kruczki prawne, które do dyspozycji ma obrońca. Proces jawi się nie jako dochodzenie do prawdy, a swoista gra, rywalizacja między prokuratorem, a adwokatem broniącym podejrzanego. Wygrywa w niej sprytniejszy, bardziej wyrafinowany, lepiej manipulujący świadkami i ławą przysięgłych. Nie jest ważna wina czy jej brak, lecz co z tym potrafią zrobić prokurator, adwokat, sędzia oraz ławnicy.
„Między prawem a sprawiedliwością występuje czasami rozziew, bo naszemu systemowi trochę brakuje do doskonałości.”
Popisy prawników będziemy mogli obserwować w każdym z zawartych w zbiorze opowiadań. Gry słowne, efekty specjalne, zagrywki pod publiczkę, teatr procesowy przeznaczony dla szerokiego grona znudzonych codziennością widzów. W spektaklu rozgrywanym na sali sądowej chodzi o emocje ławników i czasami nawet opinii publicznej. Liczą się w nim nie tyle fakty, co sposób ich ujawnienia. Choć u kogoś znaleziono broń, z której zabito inną osobę, to ważne jest kiedy i w jaki sposób zdobyto ten dowód, a nie, że broń została użyta przez daną osobę i efektem jej była śmierć. Trudno to zrozumieć, ale takie jest czasami współczesne prawo, które chroni jednych, bez problemów pomijając podstawowe prawa drugich.
Mamy też historię zamordowania starszego pana w imię niezbywalnego jakoby prawa kilku osób do uratowania się z pożaru. Z jednej strony bezsporny fakt, z drugiej gdybania i rozważania, co by było w alternatywnym scenariuszu. Stajemy wobec problemu eutanazji osób niepełnosprawnych i pobierania narządów bez zgody dawcy w imię prawa do życia osoby ciężko chorej. W końcu stykamy się z przypadkiem psychopaty, który w swoich chorych wizjach dopuszcza się licznych morderstw i gwałtów, i jest broniony wszelkimi sposobami mimo poniżenia, cierpienia i bezsensownej śmierci jego bezbronnych ofiar. Każda z tych sytuacji służy Pollakowi do podjęcia rozważań na kontrowersyjne, budzące emocje tematy.
Autor nie wystrzega się czasem moralizatorskiego tonu, wkładając w usta postaci wypowiedzi, które wyglądają nie na swobodną, przypadkową rozmowę, ale na wygłaszanie wzniosłych deklaracji ideowych. Stara się jednak jakoś pokazać argumenty różnych stron w poważnych sporach dotyczących niebanalnych problemów etycznych, z tym, że pewne stanowiska wydają się mu bliższe i dość wyraźnie je faworyzuje. W sytuacjach przedstawianych w opowiadaniach często jakaś osoba twierdzi, że bardzo kocha życie i robi dla niego wszystko. Chodzi jej jednakże tylko o swoje własne dobro, przy czym głęboka miłość własna nie musi wcale oznaczać jakiegokolwiek szacunku dla innych. Zresztą, czy miłość siebie samego jest naprawdę tak podziwiana przez innych? Pojawiają się kolejne pytania. Czy życie, zdrowie jednego człowieka jest lepsze niż drugiego? Kto może o tym decydować? Według prawa wszyscy jesteśmy równi, ale czy immunitety lub wyjątkowo wyrozumiały sposób traktowania osób znanych, popularnych w stosunku do zwykłych obywateli (w przypadku takich samych czynów) to potwierdzają? Jaką rolę powinno pełnić prawo? Czy może bronić kogoś, naruszając zwykłe poczucie sprawiedliwości i doprowadzając często w konsekwencji do dalszych aktów przemocy? Czy zmieniające się przepisy prawa mogą być ważniejsze od jednoznacznych faktów? Czy liczy się duch prawa, czy jego litera? Czy prawda ma jakiekolwiek znaczenie na sali sądowej?
Zbiór ten przywodzi trochę na myśl powieści Erle`a Stanley`a Gardnera o wybornym adwokacie, Perrym Masonie. Z tym, że powieści Gardnera są lżejsze tematycznie i nasączone specyficznym humorem. Tam również obserwujemy rozgrywki w wąskim światku amerykańskich prawników. Mason stara się jednak stawać tylko w obronie tych ludzi, co do których wierzy w ich niewinność. Książki Gardnera umożliwiają nam poznanie praktycznych konsekwencji różnych, pozornie jednoznacznie dobrych przepisów. Podobnie zresztą jak opowiadania zawarte w tym zbiorze.
Trochę nie do końca przekonuje mnie styl Pawła Pollaka. Brak tu naturalności dialogów, płynności i lekkości tekstu. Pozostaje wrażenie niezgrabnego tłumaczenia, a nie czytania tekstu w oryginale. Autor chyba próbuje poruszyć zbyt dużo w tak krótkiej formie, jaką jest opowiadanie, a efektem jest wrażenie powierzchowności, zaledwie muśnięcia problemu i niedosyt zawartych tu przemyśleń. Z drugiej strony książka może się podobać. Opowiadania są napisane poprawnie, fabuła jest intrygująca, dylematy ciekawe, choć argumentacja włożona w usta niektórych postaci jest nadmiernie uproszczona. Każde z opowiadań opiera się na tym samym schemacie. Postaci nie są pokazywane w pełnym wymiarze, widzimy je tylko w konkretnych, bardzo ograniczonych sytuacjach, trudno zobaczyć w nich zatem złożone osobowości.
Autor wybrał amerykańskie prawo jako podstawę rozważań. Jest to prawo oparte o precedensy. U nas wygląda to trochę inaczej. Wiele spraw ściśle regulują kodeksy i sędzia nie dysponuje takim zakresem możliwości działania jak w tamtych warunkach. Wiele przepisów prawa nie jest też u nas tak rygorystycznie traktowanych jak w USA, np. prawo do rewizji, zatrzymywania w areszcie tymczasowym aż policja znajdzie dowody (nawet przez kilka lat), nieuznawania dowodów zdobytych nie do końca zgodnie ze szczegółowymi procedurami. Warto jednakże zobaczyć, że złożony świat prawa nie wszędzie jest taki sam i że każdy system prawny może nas czymś niekoniecznie mile zaskoczyć.
Zrozpaczona kobieta chwyta za broń i dokonuje masakry w nowojorskiej dzielnicy Queens. Sprawę przejmuje prokurator Edward Harrison i ma...
We wrocławskiej dzielnicy Biskupin zostaje zastrzelonych dwoje licealistów. Dziewczyna i chłopak będący parą. Śledztwo, które podejmuje komisarz Marek...