Ludzie sobie tutaj nie radzą z rzeczywistością, bo ona jest dużo silniejsza od nich. Nie mają instrumentów do tego, by ją na własny użytek objaśniać, więc o wiele łatwiej jest ich tutaj karmić mitami.
Co łączy trzydzieści jeden polskich miast, które na mapach sprzed 1999 roku zaznaczano inaczej niż dziś — tak, by podkreślić ich znaczenie, nie tylko z administracyjnego punktu widzenia? Trzydzieści jeden miast, z których w ostatnich kilkunastu latach zniknął przemysł, znaczna część populacji i ogromna część kapitału. Trzydzieści jeden miast, których „niewojewódzkość” w przyszłym roku będzie pełnoletnia. Trzydzieści jeden osieroconych (bo zabrano im matkę — Urząd Wojewódzki) przez reformę miast łączy obecność w Archipelagu. I podróż Filipa Springera.
Miasto Archipelag to reporterska relacja z podróży — wielu, ale jednak składających się na jedną, zawsze tę samą. Wyspy, które odwiedził Springer, łączy i dzieli wszystko. Siedemnaście lat temu zalał je ocean, po którym pływały, który przynosił ciepłe fronty i opady (gotówki). Niektóre z nich nadal toną, inne (ale tych jest ledwie garstka, jeśli w ogóle) zadbały o odnowienie klimatu i powiew zmian, które pozwalają na rozwój i rozkwit, i które historię upadania i powstawania potrafią zapisać czerwonym atramentem. Z całego spojrzenia na Archipelag wyłania się jednak obraz przygnębiający, obraz „niedasizmu”, marazmu, zapatrzenia w przeszłość, ucieczki.
Filip Springer jest w formie, której w tekstach Księgi zachwytów trochę jednak brakowało. W Mieście Archipelagu jest pomysł (rozdziały tematyczne zamiast opisów miast po kolei), są świetnie ilustrujące tekst fotografie, jest wreszcie dusza — od pierwszej do ostatniej strony. We wstępie reporter pisze, że ma coś na kształt planu (…) i coś na kształt mapy. Wszystko, czego trzeba, by wyruszyć w coś na kształt podróży. Na szczęście powstała z tego książka, nie - coś na jej kształt. Książka, która swoją wymową nieodparcie przywodzi na myśl tytuł powieści Kundery — Życie jest gdzie indziej. Zupełnie tak, jakby świat dążył do entropii (którą odkrył mieszkaniec Koszalina) wszędzie, tylko nie w byłych miastach wojewódzkich, które się upraszczają, zamiast komplikować.
Wszyscy, którzy żyjecie w wielkich miastach lub ich sypialniach, wszyscy, którzy żyjecie w mniejszych miejscowościach, które nigdy nie były stolicami województw! Wiedzcie, że gdzieś tam, w Waszym kraju, są miejsca, dla których mieszkańców szczytem marzeń jest kawa z McDonalda, dowolne miejsce publiczne otwarte w niedzielę po 17, jeden teatr, choćby amatorski, bieg uliczny, wymiana okien w miejscach, w których straszy nadmiar przeszłości albo teraźniejszości, widok na miasto. Zdajcie sobie sprawę z istnienia Archipelagu, w którym czasem jedynym sposobem na nudę jest przeczytanie po raz setny tablicy ogłoszeniowej.
NIE NAPISZĘ O TYM, ŻE… (Oh, wait!)
… Filip Springer nadawałby się na szpiega ludzi, którzy kupują smalec
… czas może być niezużyty
… miasta upadają, jeśli samosiejkami zarasta widok z góry
Autor bestsellerowych książek ,,Miedzianka", ,,Wanna z kolumnadą" czy ,,13 pięter" tym razem przygotował przewodnik po tym, co w Polsce piękne, znaczące...
Kupferberg - Miedzianka, niewielkie miasteczko nieopodal Jeleniej Góry, którego nie ma. Tak jak nie ma gospody Ratuszowej, gdzie miejscowe panie, plotkując...