Wskrzeszenie Europy?
Globalizacja zazwyczaj jest rozpatrywana w kategoriach ekonomicznych, wiązana z gospodarką, szansą na rozwój przedsiębiorstwa i zniesieniem barier. Wolny handel, transnarodowe przedsiębiorstwa i ziemia jako jedna, wielka i piękna globalna wioska to tylko jedna strona medalu. O ile jego awers oznacza rozkwit i zysk, to w przypadku rewersu mamy tylko wszechobecną komercję, upadek wartości i ideałów, wieczny bród i zgniliznę.
Takiego zjawiska jak globalizacja nie mogło zabraknąć także w literaturze, zbyt daleko bowiem sięgają jej macki, by przejść koło nich obojętnie. Zatem tam, gdzie duszę oplata ciasna pajęczyna zacofania, a umysł toczy rak zwany mamoną i ambicjami, narodził się manifest. Tym właśnie jest dla mnie wołanie Christosa Tsiolkasa, a „Martwa Europa” to historia plugastwa, postępującej znieczulicy i upadku kontynentu. Europa umiera, a nam pozostaje jedynie zagłębić się w lekturze ze świadomością, że choć nie zmienimy świata, to możemy choć trochę zmienić siebie.
„Kto to są Żydzi?” Takie pytanie pada na kartach książki i choć w odpowiedzi słyszymy, że „to Boży naród wybrany”, to wraz z bohaterem książki, australijskim fotografikiem Isaackiem, przekonujemy się, że tak sądzą tylko nieliczni.
„Martwa Europa” to dwa wątki splecione ze sobą w smutnym, a nawet odstręczającym obrazie rzeczywistości. Jeden z nich zabiera nas wraz z Isaackiem w podróż po Starym Świecie. Z głową pełną poetyckich obrazów, okolic sielskich i anielskich wyruszamy do „krainy przodków”, by zanurzyć się w bagnie współczesności. Nasza droga zaczyna się w kraju ojca bohatera, Grecji, przemierzamy też Jugosławię staczającą się w otchłań wojny domowej, Węgry i Czechosłowację. Z odznaką Greckiej Partii Komunistycznej wędrujemy przez Włochy, Niemcy i Francję, latamy niczym burżuje z Londynu do Melbourne tylko po to, by z każdą chwilą przeżywać coraz większe rozczarowanie.
Zamiast wzniosłych idei mamy walkę o władzę, zamiast sztuki - krzykliwe reklamy, zamiast miłości - ostry i wyuzdany seks z mężczyznami, a zamiast dobrego filmu – ostre porno z udziałem nieletnich. Bilans tego, co oferuje nam świat w dobie globalizacji, jest zdecydowanie ujemny. Otaczają nas zwyrodnialcy i pedofile, prostytutki i antysemici, a doświadczenia minionych wieków i narodowe tragedie jednoczące naród wydają się być już passé.
Jednocześnie Christos Tsiolkas, dając odpocząć Isaackowi (i czytelnikowi po tej dawce bolesnych faktów), wplótł w swoją antyglobalizacyjną opowieść retrospekcję – tym sposobem poznajemy dzieje rodu bohatera w najgorszym w historii Starego Świata okresie. Wisi nad nami widmo Holocaustu, nękają nas demony, a na podwórku ukrywamy przed Niemcami hinduskie dziecko, oczywiście „bezinteresownie”, czyli…za solidną opłatą.
Książka Christosa Tsiolkasa wali obuchem w głowę, przytłacza i przeraża. Jednocześnie „Martwa Europa” to kawal dobrej literatury - bynajmniej nie w globalizacyjnym (czytaj: komercyjnym) stylu. Tyle tylko, że nie jest to powieść dla wszystkich. Zatem wrażliwym i wypielęgnowanym duszyczkom dziękujemy. Tu kropidło nie pomoże, Europa nie umiera, ona już jest martwa. Tylko od nas zależy, czy zasługuje na wskrzeszenie.
Willa na przedmieściach. Kilka osób spotyka się przy grillu. Jeden z gości wymierza klapsa cudzemu dziecku. Ten pozornie nic nieznaczący gest odbija się...
\"Osobliwa, niepokojąca i bulwersująca powieść o rozczarowaniu Europą, autodestrukcji zachodniej cywilizacji i demonach, które skrywa europejska historia...