W publikacji Kaia Meyera „Lodowy ogień” już od pierwszych stron uderza plastyczność wykreowanego fantastycznego świata. Pisarz szybko przenosi czytelników do na poły baśniowej krainy, umieszczonej w… Sankt Petersburgu.
W carskiej Rosji wciąż żywa jest pamięć o rewolucji i zamachu na Aleksandra II, a tajna policja śledzi wszelkie przejawy nieprawomyślności. Nad tym ponurym światem nadbudowuje się magiczne królestwo śniegu i lodu. Pojawia się Królowa Śniegu – lecz nie ta andersenowska: po prostu pani mroźnej rzeczywistości. Jej moc ukryta jest w lodowym soplu, soplu, który wykrada czarodziejka Tamsin Spellwell – „rewolucjonistka” z baśni. Konflikt dwóch dam odmienia życie Myszy – dziewczynki pracującej w sanktpetersburskim hotelu, małej złodziejki, córki zamachowców. Mysz nie ma przyjaciół, wszystkiego się lęka, a już o panikę przyprawia ją możliwość opuszczenia bezpiecznych murów hotelu. Podczas znajomości z Królową Śniegu oraz jej zamienionym w chłopca reniferem, a także – z Tamsin – będzie Mysz mogła odkrywać rozmaite tajemnice. Nauczy się walczyć ze słabościami i nieraz będzie musiała stawić czoła strachom.
Kai Meyer postawi swoją bohaterkę przed niełatwymi wyborami – a ich ilość i jakość zaskoczy nawet dorosłych odbiorców: jednym z ważniejszych motywów okaże się zaklęcie Siedmiu Bram: zawoalowany motyw śmierci. Urzekły mnie w tej książce również drobiazgi: Dziadek Mróz (postać, o dziwo, dobra i sympatyczna, w ujęci Meyera nawet wzruszająca) zajmuje się karmieniem płatków śniegu. Mysz w swojej kryjówce ma żelazną gwiazdę. Gdzieś pojawia się klatka schodowa bez dna, to znów trzy zwierciadła, stanowiące zaklęcie-pułapkę; w innym miejscu więzienie ciszy. Te dalszoplanowe rekwizyty i pomysły składają się na niepowtarzalną atmosferę książki. Czaru historii dopełniają elementy pejzażu, zachwycające zimowe krajobrazy. Kai Meyer decyduje się w „Lodowym ogniu” na mocno skomplikowaną, choć jednocześnie czytelną, fabułę, a prezentacja wymyślonego świata pełni funkcję retardacyjną – lecz niebagatelna jest też jej jakość estetyczna. Angielka Tamsin Spellwell ma walizkę pełną słów – i w „Lodowym ogniu” słowa są niezwykle ważnym składnikiem świata przedstawionego: mają barwę, ciężar i smak. Anna Wziątek, autorka przekładu, z pewnością ma swoje zasługi w zachowaniu mroźnej atmosfery powieści: tu liczy się – oprócz intrygującej akcji czy niebanalnych wydarzeń – sama warstwa tekstu.
Kai Meyer zasłużył na uznanie także przez kreacje bohaterów dalszoplanowych i umiejętne budowanie dramaturgii. Postać Kukuszki wydaje się tak samo interesująca, jak przeszłość głównej bohaterki. Dylematy prezentowane w tej powieści nie należą do schematycznych – i mimo że dotyczą świata fantastycznego, ostatecznie okazują się odzwierciedleniem realnych trosk. Meyer porusza tematy w literaturze dla dzieci i młodzieży nieśmiertelne – przede wszystkim wątek przyjaźni i lojalności, daleki jest jednak od powielania istniejących już pomysłów czy rozwiązań. Nie ma tu banałów i przewidywalności, nie ma fałszu.
W „Lodowym ogniu” pojawia się mnóstwo mrożących krew w żyłach akcji, przerażających momentów, pojedynków na wymyślne czary – lecz sfera psychologiczna okazuje się tu równie ważna. Magiczny świat, jaki proponuje młodym odbiorcom Kai Meyer, staje się pretekstem do mówienia o codzienności – jest zatem paradoksalnie także niezłą lekcją życia.
Izabela Mikrut
Kira zobaczyła dziwną kobietę po raz pierwszy pewnego piątkowego wieczoru. Wieczór ten zmienił jej życie. Tajemnicza nieznajoma okazuje się bowiem groźną...
Zima 1257 roku. Dwoje podróżnych, znany uczony Albertus Magnus i śmiertelnie chora młodziutka mniszka Favola, opiekunowie magicznej Luminy - jedynej...