Zawsze intrygowały mnie książki, w których autor będący mężczyzną opowiada o losach kobiety – głównej bohaterki utworu. I na odwrót. Wejście w psychikę osoby płci przeciwnej musi być niezwykle fascynującym przeżyciem, ale (!) również i ryzykownym przedsięwzięciem. Marek Halter, co widać po jego dorobku książkowym, nie boi się wyzwań tego typu. „Lila” jest jego trzecią książką opowiadającą o kobiecie Biblii. Wcześniejsze: „Sara” i „Sefora” wchodzą w skład trylogii, tworząc zarówno oddzielnie, jak i łącznie niezwykle ciekawą opowieść.
Lila, młoda Żydówka, musi dokonać wyboru pomiędzy bratem a ukochanym. Czasy dzieciństwa minęły bezpowrotnie i Ezdrasz, który przemienił się w ortodoksa, przestaje tolerować Antinoesa, Persa. Dawniej wprawdzie, kiedy po śmierci rodziców Ezdrasza i Lili wychowywali się razem, traktował go jak brata i wraz z Lilą stanowili nierozłączną trójkę. Wszystko się jednak zmieniło. Ezdrasz zaczął studiować Pismo w Dolnym Mieście, Antinoes związał się jeszcze mocniej z dworem władcy imperium perskiego. A Lila? Lila kocha i Ezdrasza, i Antinoesa, dlatego próbuje odnaleźć optymalne wyjście z tej niezwykle ciężkiej, ale i delikatnej zarazem sytuacji.
Autor, z pochodzenia polski Żyd, zamieszkały we Francji i tam tworzący, w swoich utworach nawołuje do pojednania Arabów z Żydami, a także religii żydowskiej z chrześcijańską. Na ukształtowanie takiej postawy wpłynęły bez wątpienia wojenne przeżycia Haltera, który to jako uciekinier z getta warszawskiego schronił się u polskiej rodziny. W „Lili” motyw pojednania jest bardzo wyraźny: miłość młodej Żydówki i Antinoesa ukazana zostaje jako wartość najwyższa, a rygorystyczne, wręcz fanatyczne zapatrywania na wiarę Ezdrasza, choć nie zostają potępione, ale nawet uszanowane przez jego najbliższych, stają się przeszkodą do Szczęścia. Szczęścia w ogóle – nie tylko jednej czy dwóch osób, ale i, jak się okazuje, wielu innych jednostek ludzkich.
Chociaż czas i miejsce akcji książki są odległe od teraźniejszości, „Lilę” czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem od pierwszej do ostatniej kartki. Nie czuć dystansu związanego z wspomnianymi czynnikami – przystępny język, bardzo ładne obrazowanie, umiejętność „wczucia się” w przedstawiane postacie – to wszystko sprawia, że książka zdecydowanie (!) porusza i, choć jej fabuła wydaje się nieskomplikowana, wciąga. Podczas czytania „Lili” na myśl przyszła mi od razu powieść Lloyda C. Douglasa „Wielki rybak”.
Tematyka tej powieści również oscyluje wokół wydarzeń biblijnych (skupienie na Nowym Testamencie, w „Lili” tło opowieści wywodzi się ze Starego Testamentu), również silnie zaakcentowany jest w niej wątek „zakazanej” miłości, ale, przede wszystkim, jest podobnie absorbująca. Marek Halter świetnie wykorzystał tworzywo literackie, komponując emanującą ciepłem, wzruszającą opowieść nie tyle o kobiecie, co o uczuciu - silnym, zdecydowanym, dodającym otuchy i nadziei. Takim, które każdy z nas chciałby w sobie odnaleźć.
Anna Szczepanek
Trzy tysiąclecia minęły od dnia, gdy na plaży nad Morzem Czerwonym znaleziono czarnoskóre dziecko. Dziewczynce nadano imię Sefora, "Ptaszek"...
Była czarnoskóra. Była piękna. Zniewalała ludzi błyskotliwością umysłu. Wojowniczka, która dziewięć wieków przed naszą erą dała pokój legendarnemu królestwu...