Wieś, jakich wiele, a we wsi ludzie. Tacy, inni, nijacy i całkiem konkretni. Noszą wyraziste nazwiska, które określają ich osobowość. Patrzą na świat podejrzliwie, upatrując w nim zło i siły nieczyste. I może słusznie?
Uświęcony porządek we wsi zakłóca śmierć. Niby nic niezwykłego – wszak śmierć to element życia, element wiecznego odradzania się w czasie agrarnym, w jakim żyją tutejsi mieszkańcy. Przyroda rodzi się do życia co wiosnę i obumiera co jesień. Bez śmierci nie ma życia, śmierć jest naturalna, jak naturalne jest następowanie po sobie nocy i dni.
Ale śmierć we wsi jest inna. Oto dwie młode osoby, dwóch Borutów, zginęło w zamachu terrorystycznym. I skąd zamach we wsi? Nie, nie we wsi. Zamach terrorystyczny to element złego świata, świata grzesznego, istniejącego daleko za wsią, hen, za górami, za lasami. Trzeba tam lecieć samolotem. Ale najpierw jest droga, którą wybyły Borutowe dzieci. Ta droga to zło, bo prowadzi ku niewiadomemu, a nieznane może być złe, bo jest nieoswojone, bo jest groźne, bo łamie odwieczne porządki i zasady.
Na wieś spada klątwa. Bo umarli ci, którzy powinni żyć, którzy powinni dalej pchać koło wiecznego odradzania się i porządku agrarnego. Umarli za karę, za ciekawość i nawet pochować ich nie można normalnie, bo oddali ich w kawałkach i nikt we wsi nie wie, czy te kawałki pasują do siebie i czy pasują do ubrań młodych Borutów. Zresztą, zaraz po nich, po Łukaszu i Tomku, umiera i Ewa, ostatnia z Borutowych dzieci. A wcześniej świat zabiera Borutową synową, która odchodzi w szpitalu. Zło z zewnątrz niszczy strukturę delikatnego świata wsi.
Z tym złem zaczyna walczyć Paciorek. Ale czy metody, które wybiera, są skuteczne?
Powieściowy świat stworzony przez Konrada Oprzędka jest zamkniętą strukturą, której regularność określa cykl świąt kościelnych i przyrody. To miejsce, które traci swoją strukturę i wówczas następuje załamanie. Coś pęka i dochodzi do nieszczęścia. To świat zbiorowej mentalności, w którym bohaterowie żyją w wymiarze określonym spersonifikowaną śmiercią, życiem i sensualnością, będącą podstawowym elementem istnienia i przekazywania życia. Ta zmysłowość decyduje o poczynaniach jednostek, wyznacza ich prawa i miejsce w społeczności. Jest naturalna, choć wstydliwa i w jakiś sposób ukrywana, a jednak zrozumiała i akceptowalna.
Zdefiniowane zewnętrzne zło ma uchronić społeczność. Jednak tak się nie dzieje. Nadanie we wsi nowych praw nie jest ratunkiem na nadchodzące zmiany i nowoczesność. Świat się zmienia i nic tego nie powstrzyma.
Oprzędek w swoim tekście nawiązuje do prozy Tadeusza Nowaka i Wiesława Myśliwskiego. Sakralizuje wieś, ukazuje jej zamkniętą społeczność z prawami, zasadami i obyczajami obowiązującymi od zawsze i wyznaczającymi granice świata. Wskazuje przyczynę zła. I to definiowanie zła jest najsłabszym elementem książki. Najmniej wyrazistym, najmniej dookreślonym. Jakby zabrakło koncepcji na opisanie zła jako czynnika sprawczego, zmieniającego ustalone wiejskie zasady. Choć trzeba przyznać, że bohaterowie wielokrotnie rozważają jego pochodzenie i próbują ustalić, kto odpowiada za to, co się stało i jak można z nieznanym walczyć.
Łaskoci to interesująca pozycja pośród powieści o świecie wsi. Sądzę, że Oprzędek sięgnął po dorobek Myśliwskiego, aby stworzyć kolejną historię z pogranicza realizmu magicznego, ukazać przełamywanie ustalonych zasad i rozszerzanie granic. Odsakralizował model doskonale uporządkowanego społeczeństwa, ukazał pęknięcia i kruchość, wydawałoby się, stabilnej struktury.
W zalewie utopijnych i zupełnie cukierkowych powieści o życiu na wsi Łaskoci stanowi miłą odmianę. Warto do tej książki zajrzeć.