John Taylor znowu w akcji
Dla detektywa, prawdziwego detektywa, liczy się głównie prawda. No, może poza honorarium, dobrym imieniem, cennym prochowcem, starym kapeluszem po dziadku, biurem... John Taylor jest takim właśnie detektywem. Co prawda, działa w Nightside, gdzie moce ciemności sprawiają, że gęsty mrok stale spowija tę część Londynu, lecz to nie znaczy, że światło prawdy jest tam zupełnie nieobecne. Trzeba je tylko umieć znaleźć, dobrze ukryte pod jakimś podejrzanie wyglądającym korcem. Dobrze przy tym dysponować pomocnym darem, na przykład Okiem, które pozwala sięgnąć, gdzie rozum i zwykły wzrok nie sięga.
Magia jest dla tych, którzy lubią chodzić na skróty, zwykł mawiać, a koniec końców zawsze lepiej polegać na technologii.
Tym razem na wyjaśnienie czeka sprawa aktów sabotażu w elektrowni Prometeusz. To ważne źródło energii elektrycznej w Nightside. Energia elektryczna w takim miejscu? Oczywiście, po cóż bowiem sięgać po moce magiczne tam, gdzie taniej jest zapłacić za zwykłe, niekoniecznie ekologicznie uzyskane kilowatogodziny. Władze Nightside chcą wyjaśnienia tej niejasnej sprawy, a ich oczekiwania są dla Taylora rozkazem - przynajmniej tym razem. John jest świetnym wykonawcą zleceń: jest dyskretny, niezawodny i można go poświęcić dla sprawy. Jest wybitnym fachowcem od wsadzania nosa w nie swoje sprawy, ubogaconym ekstra mocami, w które nie wszyscy wierzą. Opinia, że jest oszustem, samochwałą i fanfaronem oraz legalnym następcą jakiegoś tronu pomaga mu tylko w przypadku, kiedy ktoś tak właśnie o nim myśli. Szybko okazuje się, że z pozoru prosta sprawa staje się początkiem prawdziwych problemów, których istota sięga kilka lat wstecz, przypadku pewnej tragicznej miłości oraz przypadków wybitnych talentów: naukowego i artystycznego.
Simon R.Green uczciwie dba o to, byśmy się nie nudzili w trakcie lektury. Wprowadza nowe, barwne, nietuzinkowe postaci. Prowadzi nas w nowe, zaskakujące miejsca. Coraz to nowe sytuacje i zwroty akcji są udziałem naszego głównego bohatera. W to wszystko zaś zgrabnie wplecione są rzeczy dobrze nam znane, takie jak na przykład historia o Romeo i Julii. Rozgrywająca się co prawda w trochę innych warunkach, ale w istocie swej niezmienna.
Green z wprawą wykorzystuje różne elementy świata nas otaczającego, by wzbogacić i urozmaicić swoje historie: elektrownia (nie, nie jądrowa, ale czy rzeczywiście ekologiczna?), kluby nocne, gwiazdy popkultury (raczej nightcooltoory) i mroczny świat show-biznesu, prasa popularna („Night Times”). Kolejny tom cyklu mocno trzyma dotychczasowy poziom i to bez jakoby niezawodnych oraz zdrowych wspomagaczy. Jest klimatycznie, ironicznie, groteskowo i mroczno-zabawnie. Atmosferę wzmacniają całkiem niezłe ilustracje, oczywiście w odcieniach jakże dobrze pasującej do Nightside szarości.
Nazywam się Bond. Szaman Bond. Cóż, w zasadzie to moja ksywka. Tak naprawdę nazywam się Eddie Drood, a to był taki mały żarcik. Tak, a propos mojej licencji...
Kapitan Hawk i Fisher zostają przydzieleni do prób schwytania zabójcy bóstw. Zginęły już trzy bóstwa, wzmagają się zamieszki uliczne, a do sprawy wciąż...