Księgarenka w Big Stone Gap jest, jak głosi podtytuł, książką o przyjaźni, wspólnocie i nadzwyczajnej przyjemności z dobrej książki. Jest też doskonałym podręcznikiem do… marketingu dla wszystkich, którzy marzą o założeniu małego biznesu i dobrym, spokojnym życiu.
Można przeczytać w życiu milion podręczników o zakładaniu firmy, biznesplanach i motywacji do działania. Ale tak naprawdę są one niewiele warte wobec życiowego doświadczenia.
Małżeństwo - Wendy i Jack - postanawia założyć małą księgarnię. Szalony pomysł, biorąc pod uwagę, że realizują go na skutek nagłego kaprysu, nie przemyślawszy sprawy. Kupują wiktoriański dom w małym miasteczku o wdzięcznej nazwie Big Stone Gap i ogłaszają, że za kilka miesięcy powstanie w nim sklepik z używanymi książkami. Na początku popełniają wszystkie błędy możliwe do popełnienia podczas zakładania firmy: nie mają pieniędzy (dom kupili na kredyt hipoteczny, który zabezpiecza ich poprzedni dom), nie znają nikogo w miasteczku, są obcy, a więc nikt im nie ufa. W mieście nigdy też nie było księgarni. Oboje jednak uciekają od tak zwanego życia w Kłębowisku Węży, czyli w miejscu, gdzie pracowali, będąc wykorzystywanymi i źle traktowanymi. Mają już dosyć "wyścigu szczurów" i wzajemnego kąsania się. Chcą żyć normalnie i robić coś dobrego dla lokalnej społeczności. Szaleńcy. Bardzo kociło mnie – pisze Wendy Welch – by zapytać, czemu zwariowaliśmy: Ponieważ udajemy, że nigdy nie słyszeliśmy o iPadach, e-bookach i Kindle’u? Sądzimy, iż miasto, które boryka się z upadającą kopalnią, wesprze nowy biznes? Wierzymy w rychłe ożywienie pikującej gospodarki?
Małżeństwo jest naiwne i niedoświadczone w sprawach biznesu do granic możliwości. Jack jest wykładowcą akademickim, pochodzącym ze Szkocji. Wendy właśnie zrobiła doktorat z etnologii. Wolny czas poświęcają szkockiemu folklorowi, śpiewając piosenki na festiwalach. A jednak gdy powie się "A" i wyda całą kasę na dom, trzeba powiedzieć "B". Wystawiają najpierw książki z prywatnych zbiorów. Potem kupują kolejne na wyprzedażach, wreszcie - ludzie zaczynają im znosić niepotrzebne książki w zamian za kredyt na zakup innych. Do tego dochodzi organizowanie imprez, spotkań, kółek literackich. Tak rodzi się księgarnia budowana na pasji i miłości do książek. Pasja obojga stoi w sprzeczności z ogólnymi zasadami prowadzenia biznesu i nastawieniu przede wszystkim na zysk. Największy problem to przekonanie małej lokalnej społeczności do siebie i zdobycie jej zaufania. A tego nie osiągnie się agresywną reklamą. W czasach, gdy ludzie zaopatrują się w dużych centrach handlowych, a książki kupują na Amazonie, pomysł z księgarnią w małej miejscowości może budzić w najlepszym wypadku zdziwienie.
A jednak udaje się. I to nie w sensie finansowym, choć dzięki księgarni nasi bohaterowie są w stanie się utrzymać bez brania kredytów. Budują wokół siebie społeczność wiernych klientów, osób, które przychodzą, by opowiedzieć o sobie i swoich książkach, odzyskać księgozbiory utracone w pożarach czy oddać książki po zmarłej żonie. Księgarnia staje się salonem terapeutycznym.
Autorka zwraca też w swojej opowieści, opartej oczywiście na faktach, uwagę na paradoksalne zjawisko, z którym i my mamy do czynienia. Rosnąca popularność e-booków, łatwość zamawiania nowości książkowych w Internecie, szczególnie w dużych hurtowych sklepach, powoduje, że upadają sieciowe księgarnie, przerzucające się raczej na handel gadżetami. Znikanie księgarń z centrów handlowych prowadzi z kolei do powstawania na nowo małych księgarni z książkami używanymi, gdzie drogie jeszcze kilka tygodni wcześniej nowości można już kupić za pół ceny. Co więcej – można znaleźć pozycje, które dawno już wypadły z obiegu. Jednak takie miejsca muszą dawać bibliofilom coś więcej – muszą dawać poczucie bezpieczeństwa, zaufania i atmosferę sprzyjającą czytaniu i rozmawianiu o książkach. Welch bardzo narzeka na e-booki, całą cyfrową literaturę, jednak jest to także sposób na czytanie. A tych dawnych, znajdowanych na strychach i w piwnicach książek nie da się zdigitalizować. Kiedy ich życie czytelnicze dobiega końca, stają się dziełami sztuki - twierdzi Autorka. E-book nie zabije książek, raczej wzmocni pozycję białych kruków.
Książka Wendy Welch jest znakomitą lekturą dla prawdziwych miłośników książek. W końcu w każdym małym mieście przydałoby się takie miejsce, jak księgarenka z Big Stone Gap. Autorka daje gotowy przepis, jak tego dokonać - krok po kroku, bez pieniędzy, bez reklamy, mając tylko siebie i odkrywając zalety marketingu szeptanego. Prowadząc lokalną księgarnię, trzeba nie tylko kochać książki. Trzeba przede wszystkim lubić ludzi, poświęcać im swój czas i energię. Powieść pełna jest pięknych zdań o książkach, które spokojnie mogą stać się cytatami umieszczanymi w ramkach w bibliotekach i księgarniach. Nie podam ich, bo nie sięgnięcie wówczas po książkę, traktując recenzję jako bryk i tracąc przy tym wiele. Nie ma tu fikcji - są prawdziwi ludzie i ich przygody z książkami. Wierzcie mi, najbardziej przerażające, najtrudniejsze, najsmutniejsze i najważniejsze historie, jakie można znaleźć w księgarni, nie kryją się w książkach, ale w klientach.
„Pozwólcie, że w tym miejscu zwrócę się do Was z prośbą o właściwe przechowywanie książek. One chcą żyć w takim samym klimacie jak wy, nie za gorącym i nie za zimnym, nie przesadnie wilgotnym, ale i nie za suchym, traktujcie książki jak krewnych, których lubicie, a one w zamian zachowają wartość i oprą się rybikom cukrowym”.
Więcej