Dżungla jest wszędzie tam, gdzie ludzie. Niosą ją w sobie.
Rozum śpi, a się, panie, demony budzą.
Jacek Wolecki stoi na krawędzi. Stracił wszystko, co miało dla niego wartość, w czym widział sens swojego życia: dziewczynę, pracę, serdecznego przyjaciela. Cóż, wpadł w normalne „dołki” typowego człowieka sukcesu dwudziestego pierwszego wieku. Nie potrafi się z nich wygrzebać. Zamknęli jego ulubiony pub - było go stać na picie w nim piwa co najmniej dwa razy droższego niż tego w butelce ze sklepowej półki. „Padł” jedyny kiosk w pobliżu jego domu, wyłączyli niezbędną do normalnego intelektualnego życia kablówkę, ukradli mu samochód - źródło męskiej dumy, a ktoś postanowił odebrać mu również dach nad głową. Jacek trafia do sklepu z magicznymi akcesoriami. Pełnego dziwnego, mało uporządkowanego towaru, rzeczy co najmniej niecodziennych, śmiesznych, a czasami co najwyżej takich sobie. Niebo się wali mu na głowę, a on ogląda magiczne rekwizyty! Zwraca na siebie uwagę sprzedawcy, śmiertelnie bladego, długowłosego faceta o czerwonych jak wypełnione krwią oczach. Szamana miejskiego. Wszyscy znamy szamanów wiejskich, afrykańskich, z plemion egzotycznych, z odległych rejonów Ziemi. Szaman miejski?! A gdzież w przestrzeni nowoczesnego miasta jest miejsce na magię? Szaman jakoś nie zraża się obiegowymi opiniami, czyta Jacka i mówi o tym, że nieszczęścia, które go spotykają, nie są żadnym przypadkiem, zrządzeniem losu, przegraną na loterii, zbiegiem oko- i ucholiczności. Coś, co systematycznie niszczy jego życie, to nie ślepy lub świetnie widzący los. Przyciągnąłeś istotę, która ma cię na oku. To huraganowy ogień. Coś nie z tego świata zwróciło na niego uwagę. Wniosek pozytywny: masz przesrane, człowieku. Wniosek negatywny: możesz się z tym pogodzić.
Szaman miejski proponuje pomoc. Mówi Jackowi o Plemieniu Przypadku. O Jesiennych Demonach. O uwalnianiu od nich takich osobników, bo trudno mówić o osobowościach jak Jacek. Jestem Łowcą i księgą - stwierdza. Kilka opowieści ma uzmysłowić Jackowi, czym są demony przedzimowej pory roku i co mogą przynieść w darze racjonalnie myślącemu osobnikowi.
Czy pieniądze mogą być panaceum na kłopoty? Artur Zięba sądzi, że owszem, mogą. Wszystko bowiem idzie nie tak, życie się mu zupełnie nie układa, jest ekspertem od niewykorzystanych zbiegów okoliczności. Ktoś - a może raczej Coś - proponuje mu pomoc, komunikując się poprzez dziwny notes. Problemem Artura są pieniądze - rozwiązaniem Absolutna Karta Kredytowa. Ma się żywić okruchami podbieranymi możnym tego świata, a nie krzywdzić maluczkich. Wygląda to na robotę jakiegoś kosmicznego Robin Hooda. Mamy w tym opowiadaniu świeży, fascynujący pomysł i świetne wykonanie. Opowiadanie jest pożywne jak spory kęs pizzy na wyrośniętym cieście. Nie irytuje tu swojskość, mroczny klimat służy zdrowiu, pełne negatywnych emocji postaci przykuwają uwagę. Temat niedoborów gotówki jest bowiem szczególnie bliski każdemu, zwłaszcza multimilionerom-sknerom, trafia nawet w czułe punkty współczesnego, zawsze wrażliwego na problemy społeczne lewicowego kapitalisty. Wszak pieniądze nie dają szczęścia. W porządku. Ale ich brak może od niego skutecznie odgrodzić. Czyż do naszego coraz bardziej zracjonalizowanego umysłu nie trafią pełne uczucia słowa: Wszystko toczy się według planu. Jest wymyślone genialnie i zaplanowane. Ten świat jest stuprocentowo materialistyczny, rozumiesz? Nauka i statystyka. Poza tym nic. Nic, rozumiesz? Żadnej nadziei. To, czego nie rozumiesz albo co się nie zdarza statystycznie nie istnieje, gnojku! Medycyna, fizyka, matematyka i statystyka. Tego się masz trzymać, ogolony pawianie! To jest twój świat!
Opowiadanie Klub Absolutnej Karty Kredytowej jest szczególnie jasnym punktem w ciemnościach Księgi Jesiennych Demonów.
Opowieść terapeuty jest kolejną z czterech pozostałych historii umieszczonych w zbiorze. Terapeuta musi być twardy - sprawy pacjentów muszą spływać z niego jak deszcz z łabędzia i zostawać za drzwiami gabinetu. Brzmi okrutnie, jednak to kwestia przetrwania. Terapeuta, który przestaje spać po nocach, nękany koszmarami swoich pacjentów, sam zmierza prosto w otchłań. Dobrze, że przypadkiem nie jestem terapeutą, bo opowiadanie porusza w czytelniku wszelkie terapeutyczne struny. I płynie dzięki nim jakże optymistyczna pieśń... Hello darkness, my old friend. I’ve come to talk with you again... W tle opowieści wybrzmiewają w uszach słowa The Sound of Silence.
Melania ma ciekawego faceta, niebanalnego. To, mówiąc prosto, wredny typ. Okrutny pijak - ach, to tylko trauma z dzieciństwa i brak społecznej akceptacji odmienności - na trzeźwo łaszący się do nóg jak mały, bezbronny kociaczek. Budzący ciepłe uczucia złośliwy pasożyt. Melania postanawia przeprowadzić na swoim facecie terapię, szokową. I może się to jej udać, bowiem dziewczyna ma Dar. Opowiadanie zatytułowane Wiedźma i wilk nie jest przyjemne w lekturze. Męczy, powtórzenia szybko dają w kość, atmosfera jest klaustrofobiczna. Negatywne emocje płyną szeroką, rwącą strugą. Czyli jest fajowo! Dar Melanii początkowo wydaje się panaceum na jej kłopoty z obecnym facetem. Sięga po niego jak po kartę kredytową. Dar to nie jest proteza - mądre słowa babci spływają po Melanii jak woda po tłustej gęsi. Magia to ścieżka samotnych i na tę ścieżynę śmiało wkracza Melania. Sięga po Dar i Dar zmienia wszystko. Tylko czy na lepsze? Opowiadanie jest ciekawe, intrygujące, zwłaszcza w końcówce. Pokazuje, że decyzje mają swoje konsekwencje, że dobre chęci mogą prowadzić do stworzenia potwora. Intrygująco brzmią padające z ust Melanii słowa: Matriarchat to bezsilna tyrania starych bab wiedzących wszystko najlepiej, niemających dyskrecji ani taktu, wtykających we wszystko swoje wścibskie nosy i uwielbiających rządzić.
Opowiadanie Piorun również ma gęstą, depresyjną atmosferę. Janusz, genetyk, naukowiec przechodzi kryzys małżeński, tak skądinąd modny, wśród celebrytów wręcz pożądany w naszych czasach. Jego żona potrafiła milczeć wyjątkowo głośno i wycofywać się wyjątkowo nieznośnie. Kryzys ów znajduje finał w dość niezwykłych okolicznościach. Demony z rozkoszą mącące w głowach ludzi znowu dają o sobie znać. Nostalgiczne, drapieżne jesienne demony.
Czarne motyle odbieram jako najsłabszą cząstkę zbioru Księga Jesiennych Demonów. Cóż, mam prawo tak sądzić. Opisy męczą, są stanowczo zbyt długie, stanowczo zbyt ponure. Czasami nostalgiczne, to znowu radosne, chwilami rzeczowe, chwilami pełne detali nie zawsze niezbędnych.
Historie zebrane w Księdze Jesiennych Demonów poruszają obrazami w nich zawartymi, będącymi nie tylko fantastycznymi, osadzonymi w świecie horroru pomysłami, ale przede wszystkim refleksjami nad tym, co jest, co było i co nadchodzi. Czasami to swoiste ostrzeżenie: demony śpią, ale niewiele trzeba, by się zbudziły i zaczęły działać. Może już drzemią w każdym z nas, czekając tylko na sprzyjającą im chwilę? Wojnę, poczucie bezkarności, kryzys, szeroko pojętą tolerancję?!
W opowiadaniach Jarosława Grzędowicza dominuje niepokój. Realizm miesza się z fantazją. Jak w opowiadaniach Jonathana Carrolla, Stephena Kinga, Petera Strauba i innych pisarzy „niesamowitych”, zwykła rzeczywistość, dobrze nam znana styka się z czymś niezwykłym, banalne z czymś przekraczającym zrozumienie. Spokojną taflę racjonalności mąci coś, co wykracza poza normalność. Opowiadania Grzędowicza operują lękami, dotykają problemów istnienia, egzystencji. To sprawia, że mogą budzić niepokój. Można relaksować się przy lekturze opisującej zbrodnie psychopaty. Trudno o to, kiedy słowa traktują o życiu i jego sensie, który na co dzień przykrywamy kołderką różnorakich polepszaczy nastroju. W prozie takiej jak ta patrzymy na życie jako takie, na szereg jego zwykłych, znanych nam emanacji, oglądanych jednakże w nastroju przygnębienia, zniechęcenia. W nastoju bluesowym. Patrzymy tylko na to, co istotne. Nie zajmujemy się oddychaniem, procesami na poziomie komórek ciała. Dotykamy istnienia jako takiego. I jego, tak nieraz trudnego do uchwycenia, a tak łatwego do zgubienia sensu.
Nie wiadomo, czy istnieją niebiosa. Nie wiadomo też, czy istnieje piekło. Jedyne, co jest pewne, to popiół i kurz zalegające piętro wyżej, niebo w upiornie...
Pan z Wami! Jako i ogród jego! Wstąpiwszy, porzućcie nadzieję. Oślepną monitory, ogłuchną komunikatory, zamilknie broń. Tu włada magia. Wystarczyło...