Resztę dopisz sobie sam...
Książki o książkach, książki o czytaniu, o czytelnikach, czytelnictwie, pisaniu... To wszystko, czego książkowemu molowi potrzeba do szczęścia. Poznać zwyczaje czytelnicze ulubionych autorów (jeśli mają czas na cokolwiek poza pisaniem) to jak dla gimnazjalisty zerknąć do alkowy ulubionej gwiazdy... Takie mam przynajmniej wrażenie. Dlatego poluję na takie pozycje, pochłaniam je z namaszczeniem, notuję, porównuję z własnymi zachowaniami, czerpię garściami i wysysam kwintesencję jak spragniony wody na pustyni. Do ścisłej czołówki moich najukochańszych książek należą więc Ex libris Anne Fadiman i Młodszy księgowy Jacka Dehnela. Teraz dołączyła do nich pozycja o idealnym w swej prostocie tytule - Książka o czytaniu czyli resztę dopisz sobie sam Justyny Sobolewskiej.
By odnieść się do wszystkiego, co chciałabym o niej powiedzieć, musiałabym stworzyć drugą taką książeczkę, tyle w niej czytelniczych i pisarskich "smaczków", opisów przemyśleń. Muszę się jednak znacznie ograniczyć - po części dlatego, że zajęłoby mi to mnóstwo czasu, po wtóre dlatego, by nie psuć Wam przyjemności czytania. A czytać warto! Także o czytaniu.
Tematów porusza autorka bardzo wiele i ujmuje je w rozdziały o cudownych tytułach. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nie ma ochoty na lekturę czegoś, co zatytułowane jest tak: A ty co czytasz w toalecie? albo Markiza wyszła o piątej, czyli pierwsze zdanie, by nie wspomnieć już o Krojeniu trupa i innych mękach pisania, czyli o czym nie wie czytelnik. Dowiemy się też niemało o mniej lub bardziej wygodnych pozycjach (i miejscach) czytelniczych, o dylematach układania książek, ich pokręconych tytułach (mój faworyt: "Ah! Eh! He! Hi! Ha! Hi Hi! Oh! Hu! Hu! Hu!"), pierwszych i ostatnich zdaniach, książkach już (lub nigdy) nieistniejących i tych, które najlepiej zabrać na wakacje, choć zapewne i tak najbardziej interesująca wyda nam się ta, którą zabierze ktoś inny. Ilu z nas wiedziało, że George Orwell kolekcjonował (i oprawiał!) kobiecą prasę z XIX wieku albo że Walter Benjamin miał ulubioną półkę, na której układał książki dla dzieci i te, których autorzy zapadli na choroby psychiczne? Kto słyszał o książkach, które Stanisław Lem w streszczeniach i recenzjach powołał do życia albo o tym, że Oscar Wilde nie czytał książek, które miał zrecenzować, żeby... nie ulec sugestii! Ja przynajmniej o tych rewelacjach pojęcia nie miałam, a jest ich w książce Sobolewskiej zdecydowanie więcej. Niektóre sprowokowały mnie nawet do ozdabiania marginesów rysunkami - choćby gaci Marqueza, które piły go tak, że nie mógł pisać. Moje nieistniejące zdolności artystyczne pobudziło także zdanie o tym, jakoby pisanie było niczym wtaczanie kwadratowego koła pod górę.
W Książce o czytaniu... znalazłam (i dopisałam!) tyle wspaniałości, że mam ochotę przeczytać ją ponownie - najlepiej od razu. Może czegoś nie zaznaczyłam, może coś mi umknęło w tej skarbnicy baśni dla Czytelnika (sic!). Znalazłam mnóstwo podobieństw do relacji autorki w moich zachowaniach i wspomnieniach czytelniczych, co wywołało u mnie i salwy śmiechu i łzy wzruszenia - może gdyby nie ta lektura, nigdy nie wróciłyby do mojej pamięci? Ale o nich może jednak innym razem. Kolejną zaletą Książki o czytaniu jest to, że pozwoliła mi uzupełnić mój zeszyt "Chcę przeczytać" (niektóre tytuły uzupełniły już nawet regały). To przerażające, jak wiele książek chcielibyśmy przeczytać, a nie mamy nawet pojęcia o tym, że istnieją. Dobrze zatem, że jedna prowadzi do drugiej. Trudno także nie docenić tego, ze Sobolewska pisze o rzeczach, z których każdy z nas zdaje dobie sprawę, ale nikt tego wcześniej nie nazwał. Wszyscy w końcu jesteśmy czytelnikami.
Samo także wydanie książki jest czytelniczym ideałem. Nie byłabym sobą, gdybym nie skomentowała literówki ze strony 21 albo tego, że nie powinno się składać książek czcionką pogrubioną, ale szybko zapomniałam o tych wadach-nie wadach, bo całość powala na kolana. Ogromne marginesy aż proszą się o notatki, nie mówiąc już o wydzielonym na nie miejscu po każdym rozdziale.
Piękne i arcy-pomysłowe grafiki na początku rozdziałów wskazują (czasem bardziej niż ich tytuły) na treść. Poziomy format książki, trochę wymuszony przez marginesy, trochę sugerujący książki dla dzieci spowoduje, że na półce, jeśli ją tam w końcu włożę i przestanę po raz trzynasty czytać co bardziej (czytelniczo) pikantne wątki, bardzo się będzie wyróżniać. Jak przystało na książkę o czytaniu.
http://kotnakrecacz.blogspot.com/2014/02/wpis-o-czytaniu-czyli-reszte-dopisz.html
Opowieść o wychodzeniu z cienia Niezwykłe życie Jadwigi Stańczakowej - pisarki, dla której nie istniało niemożliwe Żyła na własnych warunkach. Brawurowo...
Wszyscy kochamy książki. Wyrażamy swoje uczucia wobec nich czule dotykając, wąchając kartki i znajdując im odpowiednie miejsce na półce. Zasiadamy w fotelu...