Na rynku księgarskim ostatnimi czasy pojawia się ogromna ilość książek i serii fantasy kierowanych przede wszystkim do starszych dzieci oraz młodzieży. Problem pojawia się w momencie, kiedy czytelnik musi podjąć decyzję o wyborze najciekawszej publikacji. Dobrze zapowiadającą się serią, która jednak nie powali czytelnika na kolana, jest „Kruczobór” Andrew Petersa. Problemy z akcją i zbyt nachalna, serwowana przez autora proekologiczna ideologia to negatywne oblicze pierwszej części serii, która jednak ratowana jest przez znakomitych i niepowtarzalnych – jedynych w swoim rodzaju – bohaterów.
Ark Malikum jest czternastoletnim dendraninem, pomocnikiem kanalarza. Aby pomóc finansowo swojej ubogiej rodzinie, czyści i przetyka rury ściekowe w całym Arborium – państwie zbudowanym wysoko w koronach drzew. Wykonując pewnego dnia swoją pracę – rutynowe odetkanie zapchanej rury – w domu radnego Graspa, przypadkowo podsłuchuje straszliwą rozmowę. Grasp wraz z wysłanniczką Imperium Paszcz planuje zdradę stanu, obalenie króla i przejęcie władzy w Arborium. Ojczyzna Arka ma jednak po przewrocie diametralnie zmienić swoje oblicze – stanie się, jak Imperium Paszcz, pozbawionym drzew miejscem, w którym staną wysokie, szklano-metalowe drapacze chmur. Ark nie ma innego wyjścia – musi ratować Arborium. Chłopiec wie, że czeka go długa i trudna walka, jednak nie poddaje się i wraz z przyjaciółmi stawia czoła Graspowi, jego okrutnemu synowi Petroniowi oraz żołnierzom Imperium Paszcz.
W „Kruczoborze” nie sposób się nie zgubić. Ark, wraz ze swoim przyjacielem Mucumem, nieustannie zmieniają miejsce pobytu. To uciekają gałęziodrogami, to wpadają do kanałów, pędzą drewnoduktami, zaszywają się w świątyni, wędrują pałacowymi korytarzami a nawet docierają do korzeni drzew. Trudno zatem jest czytelnikowi „połapać się” w aktualnym położeniu głównych bohaterów. Trochę zakłóca to uwagę czytelnika, który zamiast na akcji, skupia się na poszukiwaniu Arka i Mucuma oraz innych bohaterów „Kruczoboru”.
Z akcją w powieści Andrew Petera także jest mały problem. Zdarzenia, które zapierają dech w piersiach czytelnika, pojawiają się falami. Albo w książce wydarzenia spadają na nas niczym śnieżna lawina, albo wręcz przeciwnie – nic się w powieści nie dzieje. Kulminacja następuje oczywiście na samym końcu publikacji, kiedy akcja wreszcie nabiera właściwego tempa. Niestety, urokiem trylogii jest to, że na właściwe zakończenie czytelnik musi cierpliwie czekać. „Kruczobór”, który otwiera serię, jest tylko namiastką i zapowiedzią wydarzeń, których czytelnik będzie świadkiem w kolejnych częściach.
Bohaterowie „Kruczoboru” są nietypowi. Poza tym, że są dendranami, czyli istotami zamieszkującymi drzewa i oddającymi cześć bogini Dianie, czytelnik niewiele więcej wie. Ark jest odważnym, młodym chłopakiem, który dowiaduje się od królowej Kruczoboru, Corwenny, o swoim tajemniczym pochodzeniu. Mucum jest także kanalarzem, współpracownikiem Arka, dobrze zbudowanym, pewnym siebie osiłkiem. Dużo uroku dodaje powieści siostra Arka, rozwrzeszczana, czteroletnia Shiv. Bez wątpienia czytelnik od „pierwszego wejrzenia” polubi także korzenników. Sa to wysokie, łyse, o jasnej skórze istoty, posługujące się śmieszną gwarą.
Książka Andrew Petersa przypomina powieści Timothée de Fombelle’a opowiadające o przygodach mieszkającego w koronach drzew Tobiego. Jednak tak, jak w „Tobim”, tak i w „Kruczoborze” daje się odczuć intensywną nutę proekologicznego dydaktyzmu. Andrew Peters na każdym niemal kroku stara się udowodnić, jak wielką rolę w życiu człowieka odgrywa natura. Trudno oczywiście nie przyznać autorowi w tej kwestii racji. Jednak Andrew Peters często do prezentowania swoich idei wykorzystuje zwroty, zdania, fragmenty tekstów – odpowiednio oczywiście zmienione i przekształcone na potrzeby powieści – bliskie wierze katolickiej. Sugeruje to zwłaszcza sparafrazowany fragment Psalmu 23 „Choćbym szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”.
„Kruczobór” to powieść kierowana do młodzieży. Dość brutalne sceny, opisy krwawych walk i potyczek oraz nieustannie towarzyszące bohaterom niebezpieczeństwo i śmierć przeznaczone są raczej dla wyobraźni nieco starszych dzieci. Książkę czyta się z przyjemnością, choć bez spodziewanego zachwytu. „Kruczobór” to zatem zapowiedź dobrej, ale, niestety, zdecydowanie słabszej niż „Wilken” serii fantasy.