Kroniki oporu i miłości to bardzo osobista historia, pod którą mogłaby się podpisać niejedna kobieta. Jej bohaterką jest Małgorzata, postać niezwykle niejednoznaczna, uwikłana w szereg trudnych relacji, z których zwykle wychodzi pokonana, choć kieruje się wewnętrznym kompasem, będącym pochodną dobrego wychowania, religijności, przyzwoitości i oczekiwań innych, które Małgorzata kosztem siebie usiłuje zaspokoić.
Dramat kobiety polega jednak na tym, że nieważne, jak bardzo się stara, jej status już dawno i na zawsze został określony, nie może wyrwać się z toksycznego kręgu uwikłań i zobowiązań. I tak Małgorzata jest córką na wpół obłąkanej tajemniczej kobiety „skądś tam”, przy czym wiadomo, że przodkowie matki bohaterki to wrogowie i mordercy, za których winy do dziś jeszcze kolejne pokolenia nie odpokutowały. Ojciec Małgorzaty jest zbyt słaby, aby zapanować nad rozpadem własnej rodziny. Żyje w innym wymiarze, pozostawiając troskę o dzieci najstarszej córce. Kolejne etapy życia kobiety wyznacza przedwczesne rodzicielstwo, opuszczenie przez męża, wygasające kolejne związki z kobietami i – wreszcie – utrata pozycji zawodowej i zepchnięcie do roli, która wymaga od kobiety, wolącej pozostać w cieniu, przyjęcia postawy wymagającej wyjścia przed szereg.
Kroniki oporu i miłości są także swoistym komentarzem do roli pisarza i artysty wobec wydarzeń, szczególnie tych politycznych i wymagających zaangażowania w politykę. Jakimi środkami powinien walczyć i czy w ogóle powinien się identyfikować z prowadzoną walką jako pisarz, czy jako człowiek? Gdzie przebiega granica oddzielająca człowieka wyrażającego swoje poglądy od osoby, od której oczekuje się społecznego zaangażowania?
Bohaterka Kronik... to postać bardzo złożona, skazana z jednej strony na wieczne, powtarzalne odrzucenie i samotność, ale też tej samotności poszukująca, miotająca się pomiędzy przymusem szczęścia i prawem do bycia sobą. Dzięki tej postaci Kroniki... stają się dosyć uniwersalną analizą losu jednostki wobec uprzedzeń społecznych, przymusu zewnętrznego i mnóstwa ograniczeń, z którymi walka często prowadzi donikąd. Uniwersalne pytanie o miejsce jednostki w świecie zostało podane w formie intrygującej opowieści – nie kroniki, choć tak sugeruje tytuł – o dziewczynie, a potem kobiecie, osadzonej we współczesnej Polsce, w dużym mieście nad Odrą, gdzie czas płynie wartko, a świat uderza regularnie, niosąc zmiany, nie zawsze te oczekiwane. Wiele rzeczy jednak pozostaje niezmiennych, a mianowicie poszukiwanie miłości, stabilizacji, spokoju, próba ochronienia najbliższych przed przeciwnościami losu i niekończące się walki o zachowanie symetrii pomiędzy tym, co jest, a tym, czego się oczekuje. Znamiennym elementem dystynktywnym historii jest marzenie o wyjeździe do innego, może lepszego świata, powtarzane jak mantra, od początku do końca, sugerujące, że wyjazd może cokolwiek zmienić, ulepszyć, uczynić życie prostszym. Tymczasem nie jest panaceum na nic, co doskwiera Małgorzacie. Wyjeżdżają wszyscy, a ona zostaje, dojrzewając wewnętrznie w poszukiwaniu siebie. Ucząc się okazywania emocji, przez lata tłumionych, które pozwolą opanować nieznośną rzeczywistość.
Nowa książka autorki "Bambino", "Blogotonów", "W powietrzu" i innych powieści. Pięćdziesiątka – wiek graniczny, pół-wiek i miarka wódki...
Napisałam tę książkę w ciągu paru miesięcy po śmieci ojca. Ma rytm braku i rozpaczy. Nie pisałam autoterapeutycznie, ale tym bardziej nie po to, by przerobić...