Zaczyna się niczym powieść detektywistyczna. Jest zagadka, jest zlecenie, jest śledztwo, jest detektyw, są kobiety i tajemnicze miejsce, w którym toczy się akcja. Wystarczy jednak odjechać kamerą nieco dalej, by przekonać się, że wcale nie jest ono tak niezwykłe. Ritz to bowiem hotel o długiej historii, stojący w samym centrum Białegostoku. Stoi, a jakby nie stał. Ma swoich mieszkańców, choć zdaje się, jakby już od dawna nie działał. Ktoś tam jednak snuje się po korytarzach, jacyś starsi ludzie, z którymi nie ma kontaktu. A może to zjawy z przeszłości, które nie chcą się oderwać od dobrze znanych miejsc? Fronasz, prywatny detektyw, znany już z poprzedniego tomu, zbiera fakty, próbuje dociec, skąd wzięli się przypominający snujące się duchy mieszkańcy budynku. Ostatecznie to, co jest teraz, już należy do przeszłości, i z przeszłości wynika, w pewnym sensie, a do tego – rzutuje na najaktualniejszą aktualność.
Pojawia się też szalona koncepcja, że wysłużony hotel może być portalem do innych światów. Znowu więc przeskok do innego popularnego gatunku. Czyżby to więc science-fiction?
Miłka O. Malzahn oferuje czytelnikom przewrotną zabawę z formą, gatunkami, motywami utrwalonymi mocno w kulturze popularnej, zarazem sięgając po mroczne wątki z prozy Kafki i Schulza rodem. Jest groteska, są dziwne postaci, zaskakujące zdarzenia, a wszystko to podszyte egzystencjalnymi lękami, przeczuciami, snami, niedopowiedzeniami. Fakty, potwierdzone zamieszczonymi w tomie zdjęciami, mieszają się z fikcją, wydarzenia przenikają się ze sobą, tworząc skomplikowaną sieć odniesień, która może okazać się bliska mieszkańcom Białegostoku. Ci zaś pewnie z sentymentem wspominają lata świetności hotelu. Z drugiej strony: autorka próbuje stworzyć wokół niego mityczną otoczkę, która ma moc przeniesienia hotelu Ritz w inne wymiary.
Narracja rwie się, przeskakuje do innych wątków, szuka swojego miejsca, próbuje odkryć sens. Pytanie, czy to zabieg celowy, czy może chęć zawarcia wszystkiego w jednej książce, której liczne wątki wystarczyłyby na kilka dłuższych, autonomicznych opowiadań.
Miłka O. Malzahn wodzi za nos czytelnika, myląc tropy, przeskakując w czasie, mieszając jawę ze snem. W efekcie wstrząsa nim, pokazując, jak zdradliwe mogą być czytelnicze przyzwyczajenia, którym ulegamy, otaczając się literaturą popularną, sztampową i przewidywalną. A przecież może być inaczej. Proza może intrygować, skupiać uwagę na samej sobie i rewidować nasze zastane poglądy.