Ile ich było? Sto, tysiąc? Czy były to Niemki, Polki, Francuzki? Czy były ładne? Dlaczego to zrobiły? Takie pytania cisną się na usta ludziom, którzy po raz pierwszy usłyszą o tym, że w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau funkcjonował dom publiczny, w którym za dwie marki niektórzy więźniowie mogli kupić kilkanaście minut płatnej miłości z więźniarką.
Zasady były surowe. Bez prezerwatyw, z prymitywną opieką medyczną, jak na taśmociągu. Codzienna obsługa kilku mężczyzn w określonej pozycji, pod okiem strażnika. Za złamanie zasad – kara, nawet najwyższa, śmierci.
Były lepiej odżywione niż inne więźniarki, ładnie ubrane, nawet umalowane. Nikt ich nie okaleczał, nie zmuszał do katorżniczej pracy w kamieniołomach, mogły się wyspać. Czy to wystarczało, aby narazić się na ostracyzm i ostateczne poniżenie? A kto miałby o tym decydować? Czy ludzie, którym nic nie zagraża, a ich żołądki zawsze są pełne?
Wśród kobiet w puffie były przedstawicielki wielu narodowości. Czy były tam i Żydówki? Zapewne mogło się tak zdarzyć, choć stosowano zasadę czystości rasowej w łączeniu zainteresowanych i usługodawczyń. I choć o puffie pisał już Stanisław Grzesiuk w swoich obozowych powieściach, to teraz Dominik Rettinger w najnowszej powieści Kommando Puff przedstawił temat w szczególnie dramatyczny i skłaniający do refleksji sposób.
Eliza, bohaterka książki, trafia do Auschwitz przypadkiem. W środku tego ludzkiego piekła kieruje się podstawową zasadą: chce przetrwać. Wstrząsające są jej myśli o tym, że to, co się dzieje z jej ciałem, dotyczy jedynie skóry, włókien, mięśni. Ona sama jest poza tym ogromem okrucieństwa, jakiego doświadcza. Musi przeżyć, bo koszmar kiedyś dobiegnie końca, a ona chce przetrwać i zapomnieć o bólu, głodzie, zimnie, tyfusie i poniżeniu. I o lekarzu z fenolem, któremu upadła strzykawka, a nie było już więcej trucizny, która mogła odebrać kobiecie życie.
Kiedy pada pytanie, która z kobiet chce podjąć pracę w obozowym domu publicznym, Eliza dostrzega szansę na przetrwanie. Nie słucha obelg, jakimi kandydatki na obozowe prostytutki raczy grupa więźniarek. Jest sprytna i wie, że sobie poradzi. Tak długo, jak długo będzie bezwzględna, może dyktować warunki odwiedzającym ją mężczyznom. A także współwięźniarkom, prostytutkom, które w obozie znalazły się za karę.
Odczłowieczenie świata haftlingów – więźniów pozbawionych praw i cech ludzkich - pomaga w sprowadzaniu relacji w puffie do fizycznego kontaktu, kopulacji, bez wymiany słów, bez okazywania uczuć, bez pocałunków i adoracji, które mogłyby pomóc zobaczyć w innym haftlingu człowieka. Więźniowie za dwie marki mogą rozładować napięcie. Usługujące im kobiety mają dzięki temu szansę na ciepły kąt, jedzenie i kilka miesięcy życia. Czy było to miłe i wygodne życie? Jak pisze Rettinger, poszukujące ocalenia więźniarki trafiały do miejsca, w którym rezydowały zawodowe prostytutki. Kobiety oddawały się kilku obcym mężczyznom każdego dnia, a antykoncepcja sprowadzała się do trwałego okaleczenia promieniami Rentgena, sterylizującymi kobietę.
Jednak najgorsza chyba w tym wszystkim była pogarda, jaką otaczano podczas wojny i po wojnie pracownice puffu. Nie otrzymały odszkodowań, nie zapraszano ich na uroczystości, stały się tematem tabu, niewygodnym i mrocznym aspektem tego odczłowieczonego świata. Jak pokazuje Rettinger – niesprawiedliwie i okrutnie skazane bez sądu kobiety obarczono winą za system, który dał im jedyną szansę na przetrwanie.
Kommando Puff to niezwykła opowieść. Napisana bezstronnie, nie jest pozbawiona dramatyzmu, wręcz kipi emocjami i nie pozwala zasnąć. Nie przytłacza danymi, nie szokuje liczbami. Ukazuje tragedię jednostki, która stanęła bezbronna wobec ogromu zła. I nawet w tak straszliwej sytuacji stać ją było na ludzkie odruchy, za które groziła śmierć.
Rettinger ukazuje, jak wielką rolę w sytuacji skrajnego zagrożenia odgrywają instynkty. Jak ginie świat wartości, a życie sprowadzone zostaje do podstawowych odruchów. Aby mieć prawo do ich oceny, trzeba to przeżyć. Nikt nigdy nie powinien o tej prostej prawdzie zapomnieć
Wreszcie - Kommando Puff to rozliczenie z poczuciem winy. Obozowi bogowie też mieli swoje matki, żony i potem dzieci. Niektórzy bliscy akceptowali i rozgrzeszali zbrodnie morderców z Auschwitz. Byli też tacy jak Niklas Frank, syn gubernatora okupowanych ziem polskich Hansa Franka, który rozpoczął w Niemczech debatę nad rodzinnymi rozliczeniami z nazizmem. Rettinger stawia problem, jak żyć ze świadomością, że nasi bliscy byli ludobójcami. Nie spodziewajcie się łatwych recept i prostych odpowiedzi. Tak jak w przypadku oceny kobiet z puffu, po prostu ich nie ma.
Kommando Puff to trudna i poruszająca historia o życiu i wielkiej miłości, napisana przystępnie, ale pokazująca prawdę w sposób surowy i bez znieczulenia. Trzeba ją przyjąć, odnieść się do niej z szacunkiem i bez łatwych ocen. I należy wierzyć w to, że taka historia nigdy się już nie powtórzy.
Gorąco polecam.
Skatowany w Warszawie przez nieznanych sprawców prezes amerykańskiej korporacji dzwoni do byłego kolegi z klasy, znanego radiowca. Wybiera jedyny numer...
Polski Kontrwywiad Wojskowy trafia na ślad grupy terrorystycznej przygotowującej zamach na wielką skalę. Terroryści zostają namierzeni, a sytuacja wydaje...