Rok 2010 nie był dla Poznania łaskawy. Wezbrana Warta zagrażała miastu, które i bez tego miało sporo kłopotów. A to stadion za głośny i szyby ludziom w bloku pękają, a to niepozytywne wibracje i ogólnie żyć ciężko.
A tymczasem w piwnicach miasta giną ludzie. Najpierw emeryci, którzy sprawdzają, czy im zapasy w zalanych podziemiach nie spleśniały. Niby nic, poszli po weki, poślizgnęli się i upadli, a że akurat stała tam woda, to się zwyczajnie utopili. A potem jest jeszcze gorzej.
I na tym mogłoby się zakończyć, ale na szczęście Poznań ma też starzejącego się, lubiącego precyzję policjanta, komisarza Zagrobnego. A ten nie da się zbyć byle czym i mętne tłumaczenia pierwszego lepszego złapanego kandydata na winnego zupełnie go nie przekonują. Bo skoro jest zbrodnia, to Zagrobny musi znaleźć dla niej odpowiedni motyw. A w tym nie ma sobie równych.
Pomaga mu irytujący Dobosiewicz (jak widać, autor darzył tę postać szczególną estymą) i z tandemu zupełnie niedobranych ludzi tworzy się całkiem udana grupa operacyjna. Po wielu latach wielusetstronicowych powieści obyczajowych z wątkiem kryminalnym w tle czas już chyba na kryminały, czyli historie, gdzie akcja toczy się wokół śledztwa, a zwykły szary inspektor ma ambicję znaleźć zbója i posłać go za kratki.
Poznań to nie Nowy Jork, a polska policja to nie FBI. Wyników badań nie uzyskuje się w czasie rzeczywistym, a w laboratorium specjaliści nie mają gadżetw jak z filmów CSI, zatem główny wysiłek spada na komisarza. A ten ma swoje wady i zalety, ale wzorem Marlowe'a i Holmesa stawia na logikę i kieruje się starą jak świat zasadą, że gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.
Dobosiewicz nie jest jednak nadmiernie awangardowy. Stosuje uznane w gatunku zasady konstrukcji bohatera i jego świata, nie szuka wsparcia w siłach pozaziemskich, dba o prawdopodobieństwo i konsekwencję wydarzeń, nie epatuje jednak nadmiernie topografią miasta, jakby pamiętał, że nie po to czyta się kryminał, aby poznać miasto, ale aby rozwiązać ciekawą zagadkę.
Zakładam, że Komisarz Zagrobny i powódź to swoista wprawka autora, który szykuje już dla nas kolejne opowieści. Jeżeli dorzuci do nich nieco humoru, na pewno na tym zyskają.