Najnowszy tomik Tomasza Różyckiego “Kolonie” to zestaw 77 wierszy. Wszystkie noszą egzotyczne tytuły (przytoczę kilka przykładów: “Kreole i metysi”, “Rajska plaża”, “Kakao i papugi”). W większości przypadków jednak tytuł jest powiązany z treścią bardzo luźno lub trudno w ogóle dostrzec jakikolwiek związek.
W tomiku dominują cztery kręgi tematyczne: podróż, poezja, miłość i śmierć. A w jaki sposób są one ujęte? Zobaczmy.
Podróż występuje w różnych kontekstach. Czasami jest ona rzeczywista- wycieczka pociągiem czy metrem. W “Żaglowcach Jej Królewskiej Mości” z kolei wędrujemy przez świat wirtualny. Jak mówi gracz komputerowy:
“Grałem sam przeciwko komputerowi, byłem
władcą biednego kraju w Europie Środkowej,
który stał się mocarstwem dzięki mojej zdrowej
polityce, handlowi, także dzięki sile
armii i gospodarki”
Innym razem podróż jest metaforą odejścia od dzieciństwa. Tak jest na przykład w “Rajskiej plaży”:
“Wyjeżdżamy. Rodzice, książki, szuflady i armie
piesze, konne oraz dziwne zwierzęta pozostały w mieście,
które powoli zasypał popiół. Rankiem w okolicy
obudził się wulkan i odtąd już będzie ogniem
i lawą pluł nad krajem dziecinnym”
Wyjazd z magicznej krainy dzieciństwa w stronę dorosłości pojawia się także we utworze “Przylądek Horn”:
“Jak to możliwe, żeby raj dziecięcy tak szybko spopielał,
wystarczy dmuchnąć? Wyjeżdżamy na zawsze, jesteśmy
młodzi, przed nami nowe życie”
Ten wyjazd z kraju dzieciństwa jest zabarwiony smutkiem, nostalgią za minionym bajkowym okresem. Ale jest nieunikniony. To typowy “one way ticket”, podróż tylko w jedną stronę, bez możliwości powrotu.
Osobnym rozdziałem są wędrówki po mieście. Są to włóczęgi bez celu, bez sensu, ze świadomością, że możliwości wyboru drogi są bardzo ograniczone. Tak jest na przykład w utworze “Boksyty i kardamon”:
“Nadchodził bowiem ten moment,
kiedy w wielkim mieście nie ma dokąd pójść
i trzeba wybrać pomiędzy dyskursem miłosnym
a ciepłym ciałem alkoholu. I krążenie bez celu,
korytarze bez nazwy, stacje, na których tli się świt.”
Podobny obraz powraca w wierszu “Kult”, gdzie “Jesteśmy zamknięci w tym mieście, tyle przecież razy śniło mi się wyjście i śliskie ulice skręcone jak róg żółwia”. Miasto jest labiryntem bez wyjścia, z samymi ślepymi uliczkami. Nie ma z niego ucieczki. W tym miejscu nieodparcie przypomina się utwór Marcina Świetlickiego “Odbycia”:
“Wyjechać, żeby odbyć
rozmowę, żeby odbyć
stosunek płciowy. Odbić
i wrócić.
Miasto stoi jak stało. A my
w skurczach, odbiciach
wyjeżdżamy”
Poza różnego rodzaju podróżami wiele miejsca w tomiku jest poświęconego poezji. Z jednego z utworów poświęconych tej tematyce (“Przeciwne wiatry”) pozwolę sobie przytoczyć znaczny fragment ze względu na niezwykłą siłę wyrazu.
“Kiedy zacząłem pisać, nie wiedziałem jeszcze,
że każde moje słowo będzie zabierało
po kawałku ze świata, w zamian zostawiając
jedynie miejsca puste. Że powoli wiersze
zastąpią mi ojczyznę, matkę, ojca, pierwszą
miłość i drugą młodość, a co zapisałem
ubędzie z tego świata, zamieni swe stałe
istnienie na byt lotny, stanie się powietrzem,
wiatrem, dreszczem i ogniem, i to, co poruszę
w wierszu, znieruchomieje w życiu”
Początkowa fraza “ Kiedy zacząłem pisać, jeszcze nie wiedziałem” powtarza się jak mantra we wszystkich pozostałych utworach o poezji. A czego nie wiedział podmiot liryczny, gdy zaczynał pisać? Tego, że “każde głupie słowo, raz pozostawione na kartce samo sobie (...)będzie obrastało powoli w światło, mięso, korę, przyjmie ciało z kobiet i zwierząt” (“Żywy towar”). Tego, że “przez to tak szybko stanie się bogaty” (“Koralowa zatoka”). Tego, “kto na to będzie czekać” (“Ludożercy”). Tego, “jakie to proste” (“Opium”). Tego, że umrze, a właściwie, że jego wiersze będą krążyć wokół śmierci (“Delfiny”). Tego “co naprawdę wybieram, ile za to płacą, i że w tak krótkim czasie stanę się bogaty”.
Z czwórki tematów najczęściej powtarzających się w tomiku pozostały nam jeszcze miłość i śmierć. Eros i Tanatos. Dwie przeciwstawne, a jednak splecione ze sobą nierozerwalnie siły.
Śmierć pojawia się w różnych ujęciach. Czasami jest niepokojąco bliska. W utworze “Delfiny” “śmierć będzie ze mnie brać co nocy miarę i zbierać po mnie wypadłe włosy, paznokcie i złuszczoną skórę”. Każdy dzień bowiem przybliża nas do śmierci. Starzejemy się nieubłaganie. Poza tym codziennie tracimy jakąś cząstkę naszego ciała. Wypadają nam włosy, złuszcza się naskórek. Stare komórki naszych organów umierają, by zostać zastąpione nowymi. Mimo świadomości tego codziennego umierania śmierć jednostki zdaje się jednak odległa. Przeważa młodzieńcza wiara w nieśmiertelność. Wyrazem tego jest chociażby utwór “Piąte Imperium”, gdzie wskutek zmieniania życiowych ról, a także wyglądu przez człowieka “śmierć będzie miała kłopot, jak zaadresować powiadomienie” i “minie trochę czasu, zanim mnie rozpozna”. Na pewno minie trochę czasu. Jakże by mogło być inaczej? Przecież osobom młodym, żyjącym pełnią życia zgon jest perspektywą bardzo odległą.
Śmierć dotyczy jednak bliskich osób, przede wszystkim rodziców. O tym opowiada “Połów w zatoce”, gdzie ojciec i matka głównego bohatera wpadają w sieć śmierci. Wspominani są oni z czułością. Jest mowa o “ciele ojca, który tuż przed śmiercią stał się mym dzieckiem”. O ciele matki “lekkim, pustym, choć wypełnionym płynnym bólem”. Te wspomnienia bolą (“przychodził ktoś w nocy, wbijał powoli w serce harpun”). Jednak bliscy zostają unieśmiertelnieni przez poezję. Będą żyć dopóty, dopóki ktokolwiek weźmie do ręki powyższy tomik Różyckiego.
Czasem wspomnienia o zmarłych pojawiają się we śnie, jak w utworze “Interior”, gdzie zmarli wsiadający do metra “mieli twarze znane z żółtych fotografii”, a każdy z nich “miał jakiś przedmiot, niezwykle istotny dowód: guzik wyjęty z grobu, zardzewiały medalik, czapkę z orzełkiem”. Żyją oni dopóki, dopóki żyją i są przekazywane z pokolenia na pokolenie pamiątki po nich.
Najrzadziej stosunkowo z wielkiej czwórki tematów pojawia się miłość. Właściwie tylko dwa utwory są jej bezpośrednio poświęcone. Są nimi: “Kobiety i złoto” oraz “Burza”. W “Kobietach i złocie” podmiot liryczny przychodzi z czwórką przyjaciół nad morze i “pierwszy raz widzi, jakie ciało może mieć anioł”. Choć nie jest bogaty i ma niby znacznie mniej atutów w ręku niż jego przyjaciele, wie, że to jednak właśnie jego wybierze. Obrazek jest spokojny i ciepły. Zupełnie inaczej jest w “Burzy”, gdzie miłość jest siłą potężną, wszystko kipi od namiętności. Zresztą przytoczę fragment:
“W nocy naszych ciał używają trzy żywioły.
Ogień, woda, powietrze. Raz ty jesteś woda,
A raz jesteś powietrze, ale wokół pożar”.
Bezpośrednio miłości są poświęcone, jak już mówiłam, tylko te dwa utwory, ale pojawia się ona niejednokrotnie w rozproszonych wersach.
Lektura tomiku pozostawia w nas pewien niepokój. Wiele tu obrazów pełnych namiętności, żywiołu, wybuchów wulkanów. Niejednokrotnie pojawia się wzmianka o szaleństwie, obłędzie. Te utwory faktycznie mają wiele z egzotyki. Są ciemne niczym mocna kawa i wyraziste w smaku. Mogą się podobać lub nie, ale na pewno nie pozostawiają człowieka obojętnym. Jest w tej poezji jakaś siła, która nieodparcie przykuwa uwagę, porusza wyobraźnię i serce. Warto się w utworach Różyckiego rozsmakować.
Kalina Beluch
Bestiarium to pierwsza powieść Tomasza Różyckiego - oniryczna, surrealistyczna i zabawna. Główny bohater budzi się w środku nocy w obcym mieszkaniu...
W nocnym labiryncie zgiełku i neonowych świateł poeta szuka zbawienia. Zagląda w zaułki zamieszkane przez migrantów i uchodźców, błądzi ścieżkami ich...