„Zabójca kalkulował dobrze. Tylko że zbieg okoliczności okazał się dla niego niepomyślny”. Czekał na ofiarę w jej mieszkaniu. Kolejne kroki miał opanowane do perfekcji – był w końcu profesjonalistą. Żadnym tam podrzędnym zabójcą na zlecenie – ale kilerem idealnym. Polecali go sobie ludzie z najwyższych kręgów, kiedy trzeba było zlikwidować kogoś bez śladu. Ów zabójca, z początku określany zresztą jako Wykonawca, bo zabójców poza nim było jeszcze dwóch – Zleceniodawca i Organizator – specjalizował się w nieszczęśliwych wypadkach. Sfingowane morderstwa mogły sobie budzić podejrzenia służb śledczych – i tak w efekcie śledczy musieli uznać, że zadziałał niefortunny zbieg okoliczności. Wykonawca cierpliwie poczekał na Irinę Fiłatową, kryminologa z MSW, zrobił, co do niego należało, po czym upozorował porażenie prądem w wyniku używania niesprawnie działającej kuchenki. Nie mógł wiedzieć, że na Irinę czeka w samochodzie pod domem Dima Zacharow, dawniej śledczy, obecnie prywatny detektyw. Zaniepokojony przedłużającą się nieobecnością intrygującej nieznajomej, udał się do jej mieszkania, odkrył zwłoki, a przy okazji poczynił wiele obserwacji istotnych później dla rozwoju śledztwa. Milicyjni eksperci zlekceważyli sprawę – dopiero informacje Dimy rozjaśniły nieco tajemnicę. W Moskiewskim Urzędzie Śledczym sprawa śmierci Fiłatowej jest jedną z wielu kwestii do omówienia. A jednak właśnie tę sprawę przekazuje Wiktor Aleksiejewicz Gordiejew major Anastazji Kamieńskiej, najlepszej wśród analityków i skrzętnie ukrywanej przed ludźmi z zewnątrz pracownicy. Nastia charakteryzuje się nadprzeciętnymi zdolnościami dedukcyjnymi – potrafi z niczego wyciągać zadziwiająco trafne wnioski. Ma do dyspozycji tylko zdjęcia z mieszkania Fiłatowej i spostrzeżenia Dimki Zacharowa. Z przesłanek, które nikomu nic nie mówią, Nastia próbuje zbudować właściwą wersję wydarzeń. Kobieta stara się zrozumieć motywy działania Fiłatowej, sprawdza, jak była postrzegana, kto mógł jej nienawidzić. Zachowuje się więc rutynowo i powoli odkrywa tajemnice ofiary oraz ogromne przestępstwo…
Nastia Kamieńska twierdzi, że jest bardzo leniwa. Nie chce jej się pracować ponad siły ani dbać o siebie. To typowa szara myszka, nie zachwyci mężczyzn, nie ma zresztą takiego zamiaru – to za duży wysiłek. W tę jej postawę wierzą wszyscy. Ale mało kto wie, że Nastia jest bystrą obserwatorką i na podstawie poczynionych obserwacji potrafi wcielić się w każdą postać. Doskonale wypracowane zachowania i przemyślane decyzje przy wspaniałym makijażu oznaczają genialne metamorfozy. Nastia przekłada swój analityczny zmysł obserwacji na umiejętność wcielania się w dowolnie wybraną postać. Jest w tym niepokonana. Kiedy więc pojawia się możliwość zasadzenia się na zabójcę, nie waha się ani chwili. Zmienia tożsamość i czeka na zawodowego kilera. Wie, że morderca przyjdzie ją zabić. Kiedy Wykonawca się pojawia – przyrządza kobiecie kolację…
Aleksandra Marinina stworzyła postać dorównującą Holmesowi i Poirotowi – Nastia doskonale radzi sobie z wyciąganiem trafnych wniosków, widzi więcej niż inni i bezbłędnie dedukuje. Cicha i skromna nie rzuca się w oczy i w odróżnieniu od męskich detektywów-prototypów nie szuka poklasku, stara się po prostu jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Przy tym potrafi wykorzystywać typowo kobiece zdolności do metamorfozy, zaskakiwać przeobrażeniami, ujawniać seksapil i ogromne pokłady erotyzmu.
Marinina w ciekawy sposób zarysowuje intrygi, choć gubi się momentami w ich nadmiarze – poboczne sprawy wydziału śledczego, mające tworzyć niezbędne tło akcji, powracają co jakiś czas, ale nie zostają rozwikłane – jeśli ma to być sygnał tematyki następnych tomów, to są akcentowane zbyt słabo i niepotrzebnie akurat w „Kolacji z zabójcą”. Jeśli zaś nie będą kontynuowane, to jest to spory błąd autorki. Marinina zarzuca czytelników szczegółami – w pierwszej fazie powieści, kiedy trzeba uzasadnić pomysłowość i inteligencję Nastii Kamieńskiej, konstruuje misterne elementy śledztwa, czasami, aby wytłumaczyć precyzję opisów „detektywistycznych” zatrzymuje się autorka nad zwykłymi, codziennymi czynnościami, omawia na przykład krok po kroku zachowanie bohaterki pewnego poranka. Nie przeszkadza to w lekturze, spowalnia akcję, ale jej nie uprzykrza. Marinina jest mistrzynią dawkowania napięcia. Świetnie i z wyczuciem buduje kolejne sytuacje, tak, aby rytm lektury narzucał się sam. Potrafi budzić grozę i strach, ale też włączać w treść odrobinę humoru. Gra też wątkami obyczajowymi, wplatanymi niejako na marginesie kryminalnych rozważań. Książka napisana jest ze smakiem i z pomysłem. Dużą wagę przykłada autorka do kwestii dedukcji, do drobiazgów, które nikomu nie przyszłyby do głowy – między innymi na tym polega urok tej powieści.
Śmierć i trochę miłości, kolejna powieść Aleksandry Marininej o przygodach błyskotliwej major Anastazji Kamieńskiej, rozpoczyna się w momencie dla bohaterki...
Moskwę terroryzuje psychopatyczny morderca. Uderza często, działa szybko i sprawnie, pozostawiając bezradną milicję z trupami siedmiu uduszonych mężczyzn...