Jeśli „Dziesięć kroków od Calehm” Zofii Mossakowskiej było książką obiecującą, nowa powieść tej autorki „Kobiety z Ptasich Wysp” to dzieło w pełni dojrzałe i ogromnie udane. To po prostu literatura najwyższych lotów. Ptasie Wyspy to archipelag rozciągający się na pograniczu wyobraźni i świata rzeczywistego. Wyspy te leżeć mają gdzieś u wybrzeży Hiszpanii, dość bliskie są też Francji, choć równocześnie żyją własnym, zupełnie oderwanym od głównego nurtu wydarzeń na świecie, rytmem. Wydaje się, że pozostają zupełnie poza czasem i przestrzenią. A jednak – codzienność i nowoczesność wdziera się też tu, zakłócając naturalny porządek rzeczy.
Ptasie Wyspy to bowiem potencjalny raj dla turystów, miłośników żagli i surfingu. Dlatego jak grzyby po deszczu wyrastają tu kolejne hotele i przybywają turyści, zakłócając idyllę, przyczyniając się do wzrostu cen żywności i niszcząc zabytki, stare budynki i miejsca, tworzące atmosferę, unikalny klimat Wysp. W takim czasie i miejscu przyszło żyć Celeście, którą krępuje szlacheckie pochodzenie, nauczycielce Tinie usiłującej naprawiać świat oraz Gospodyni przygarniającej pod swój dach skrzywdzone istoty ludzkie oraz zwierzęta. Każda jest tu obca. Każda ma swoją historię, każda czeka na kogoś i przez kogoś została opuszczona. A wszystkie dzielą wspólną tajemnicę, której poznanie dla czytelników tej powieści stać się może olśnieniem.
Wspaniali bohaterowie (a właściwie – bohaterki) – to jeden z największych atutów powieści Mossakowskiej. Ich historie pozostają otwarte i niedopowiedziane właściwie do końca, wciąż kusząc i skłaniając do coraz głębszego wnikania w tę prozę. Ogromnie wiarygodne, rysowane bardzo delikatnie – przykuwają uwagę od pierwszych chwil. Cudownie Mossakowska kreśli też obraz przestrzeni. Tworzy miejsca istniejące – jako się rzekło – poza czasem i przestrzenią, unikalne i piękne w swej surowości. Przestrzeń staje się tutaj projekcją wnętrza bohaterek, ukazując ich stany duszy, ale też – wpływając na nie i współtworząc je. Surowa, z pozoru – szara i odpychająca, swym urokiem, głębokim bogactwem i pięknem potrafi naprawdę zauroczyć. Realizm magiczny – to określenie zdaje się najlepiej oddawać sposób ukazywania przez Mossakowską przestrzeni.
Autorka potrafi odnaleźć piękno i urok w czynnościach najzwyczajniejszych, w codziennym przygotowaniu posiłku, sprzątaniu, obserwowaniu ptaków i spacerach. Mossakowska w swej powieści rutynę przekuwa w rytuał – to umiejętność dana nie każdemu autorowi. Niejako na marginesie pozostaje w tej powieści akcja. O wiele więcej miejsca Mossakowska poświęca na zarysowanie świata, przestrzeni, swoich bohaterów, na ukazanie ich wnętrza i motywacji, niż na opis jakichkolwiek wydarzeń, które niszczyłyby codzienny, z pozoru senny rytm życia na Ptasich Wyspach. Ten świat jednak bezgranicznie absorbuje, pochłania, wciąga czytelnika, skłania do dalszego jego poznawania, wnikania weń coraz bardziej. I z każdą chwilą napięcie jednak rośnie – gdy konflikt między jedną z bohaterek a zarządcą tutejszych hoteli narasta, by w końcu z pełną siłą wybuchnąć i ujawnić prawdziwą naturę wydarzeń.
Trzeba jednak powiedzieć – nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna. Nie próbuje kusić „błyskotkami” – ironią, żartem, wątkiem kryminalnym czy sensacyjnym. Pierwszych kilkadziesiąt stron dla czytelnika okazać się może trudną do przebycia próbą. Albo zauroczy go rytm prozy Mossakowskiej, a wówczas czeka go sowita nagroda, albo też ascetyzm tej powieści go odrzuci, by nigdy już na Ptasie Wyspy nie powrócił.
Doskonała to książka, pierwsza chyba tak bardzo udana w dorobku Zofii Mossakowskiej. Zawsze bardzo sprawnie pisała ona o kobietach – nigdy jednak tak sprawnie i oryginalnie. Jeśli w ten sposób odnalazła własny język, jeśli uda jej się stworzyć kolejną tak udaną książkę – chyba udało nam się odnaleźć głos we współczesnej polskiej prozie zupełnie unikalny.
Miasto Calehm - bogate, potężne, zatrważająco piękne - pogardza światem, stoi ponad prawami i religią. Wypełnia posłannictwo i nieprzerwanie buduje swą...
Gdyby nie piękna Helena, Antek – młody, utalentowany i nadwrażliwy – wcale nie wychodziłby z domu, uwięziony w inwalidzkim wózku. Gdyby...