W świecie Manueli Gretkowskiej panuje ład i porządek. Wszystko ma swoje miejsce i przeznaczenie – pochwa, srom, wagina, moszna, prącie, penis. Ustawione w porządku linearnym, bynajmniej nie wartościującym. Zespojone błyskotliwą ironią, melancholią, pół-cyniczą oceną świata, słownictwem wysoce kolokwialnym, tematyką iście grzeszną. Przyzwykliśmy już do prowokacji Gretkowskiej. A z prowokacjami, jak to z prowokacjami – im dłużej prowokują, tym w zasadzie mniej prowokują. Ci, którzy przepowiadali Gretkowskiej rychłe wypalenie, mieli zdaje się rację...
Kolejna – po wybitnych „My zdies’ emigranty”, „Tarocie paryskim”, „Kabarecie metafizycznym” czy „Namiętniku” – powieść Manueli Gretkowskiej, „Kobieta i mężczyźni”, trzyma wiernego czytelnika w nieustannym napięciu. Przez 271 stron trwa on w przekonaniu, że już teraz, już za moment, za chwil parę zostanie powalony na kolana, utonie w łzach własnego wzruszenia, zadusi się spazmatycznym śmiechem. Z taką oto podniesioną, przygotowaną na wszystko adrenaliną dociera on do ostatniej strony. Tu następuje tak zwany koniec opowieści. Zaskakujący w swojej... końcowatości. Fakt, trudno powiedzieć, by była to książka o niczym. Ale chyba jeszcze trudniej jest zgadnąć, co tak właściwie „Kobieta i mężczyźni” ma sobą reprezentować. Główna bohaterka – Klara – wiedzie żywot dość specyficzny, zbudowany na nowobogackim modelu, który w ostatnim czasie – Boże miły, wytłumacz dlaczego – urasta do rangi jednego z najchętniej wykorzystywanych przez współczesną literaturę polską. Całe szczęście, iż Gretkowska jest artystką dość świadomą swojego warsztatu i nie pozostaje bezkrytyczna w stosunku do świata zastanego – zarówno tego literackiego, jak i codziennego. Dzięki temu wchodzimy w rzeczywistość okraszoną metafizyką, groteską, bólem istnienia. Choć może trafniej byłoby powiedzieć – okraszoną namiastkami tych elementów, niestety.
Perypetie Klary zogniskowane są wokół jej związków z mężczynami, o czym wcale nieprzewrotnie zawiadamia nas już sam tytuł. Autorka skupia się na emocjach, analizie stanów psychicznych i somatycznych niejako zostawiając w tyle warstwę wydarzeń, budujących akcję. To oczywiście nie dziwi wiernych czytelników Gretkowskiej, do grona których pisząca te słowa zdecydowanie się zalicza. Proza tej pisarki od zawsze eksponowała język i to on w pewien sposób stawał się bohaterem opowieści. Bo opowieść istniała – Gretkowska prowadziła fascynującą refleksję nad różnymi stadiami, przez jakie przechodzi homo sapiens.
W „Kobiecie i mężczyznach” coś zaczyna jednak kuleć, zupełnie, jakby ten trik wyczerpywał się. Postaci co prawda monologizują, poznają świat w całej jego obsceniczności, świętości i najprostszej niezwykłości, prowadząc przy tym dysputy o szeroko rozumianej kulturze Wschodu, zapijane mate. Jest kilka świetnych fragmentów, błyskotliwych uwag, zaskakujących skojarzeń, ale brakuje jakiegoś magicznego spoiwa, które z elementów tej układanki uczyniłoby lekturę przyjemną i pożyteczną – taką, do jakiej po serii świetnych publikacji tej artystki zdążyliśmy się już przywyczaić. Czytać? Odpowiem: czytać, choć zdecydowanie nie jest to pozycja, od jakiej warto rozpocząć przygodę z pisarstwem Manueli Gretkowskiej.
Tom pięciu opowiadań Manueli Gretkowskiej mówi o potrzebie miłości we wszystkich jej odmianach, obrazach, wcieleniach. Znajdziemy tu m.in. Sandrę K. ...
Natasza, studentka psychologii, dorabia, rozbierając się na seksczacie. Jeden z klientów – genialny programista z Doliny Krzemowej –...