„Klucz czasu” to drugi tom sagi, którą pokochałam od pierwszego z nią zetknięcia i którą żyję od dłuższego czasu. Musicie wiedzieć, że zarówno pierwszy, jak i drugi tom to nie są książki, które się przeczyta i o nich zapomni. Ta historia żyje w człowieku, rezonując z jego najgłębszymi emocjami i pozostawiając echo, które długo (a może nawet wcale) nie pozwala o sobie zapomnieć.
Tym razem nie będę pisać niczego na temat fabuły, bo opis można znaleźć w różnych miejscach, a nie chcę przypadkowo niczego zaspoilerować. Bo to jest tak bardzo rozbudowana i skomplikowana historia, że bardzo łatwo jest zdradzić coś, czego nie powinno się zdradzać. W tym miejscu napiszę tylko, że jest to (póki co) mój ulubiony tom serii, mimo że był dla mnie najcięższy, mimo że polało się mnóstwo łez, a niektórych rozwiązań fabularnych nadal nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości. Co tu dużo mówić, ten tom rozdarł moje serce na strzępy, a potem rozrzucił je na wietrze bez litości. A i tak go kocham.
Sama nie wiem, co pokochałam w tej opowieści najbardziej, bo prawdę mówiąc każdy jej element jest dla mnie idealny, ale muszę szczególnie pochwalić światotwórstwo. Muszę, bo to absolutny hit! Świat przedstawiony w powieści zachwyca rozmachem i szczegółowością. Autorka z niezwykłą pieczołowitością kreśli obraz stworzonego przez siebie, niezwykle bogatego, złożonego świata. Zarówno miejsca, jak i postacie zamieszkujące ten świat, są opisane z wielką dokładnością, co sprawia, że z łatwością można sobie wszystko wyobrazić. Właściwie podczas lektury obrazy same stają przed oczami, więc nie trzeba się w ogóle wysilać, tak dobrze jest to opisane. Różnorodność potworów, istot oraz tradycji tego uniwersum powala, jest tego naprawdę bardzo dużo. Ale spokojnie, z łatwością można się w tym świecie odnaleźć, bo, znów powtórzę, wszystko jest naprawdę zgrabnie opisane, a całość jest spójna. Gdybyście jednak mieli jakiekolwiek problemy, na końcu książki znajdziecie dramatis personae, czyli krótki opis każdego bohatera, który pojawił się w książce, zarówno nowych, jak i tych już dobrze znanych. A oprócz tego leksykon zwierząt, roślin, grzybów i przedmiotów.
Akcja jest w powieści wyrównana. Autorka umiejętnie balansuje między bardziej dynamicznymi scenami a spokojniejszymi momentami, które pozwalają na chwilę oddechu i zwyczajne cieszenie się światem. Na uznanie zasługują tutaj również opisy bitew, które są brut@lne, pełne napięcia i co dla mnie najważniejsze – realistyczne. Dzięki nim historia zyskuje na autentyczności, a emocje towarzyszące bohaterom stają się namacalne. Bohaterowie jako jeden z elementów stworzonego uniwersum również zostali przedstawieni z dużą dbałością o szczegóły. Każdy z nich jest inny, każdy ma swoje motywacje, cele, zalety i wady, a przez to wypadają bardziej wiarygodnie. Aeron ma w tym tomie naprawdę przechlapane. Jako władca demonów musi zmagać się z ciężarem odpowiedzialności za swoje królestwo, a jednocześnie z uczuciami, które rozwijają się między nim a Sharleen. Tym bardziej, że aktualnie nie jest w tej relacji tak różowo. Ale pomijając szczegóły ich relacji z drugiego tomu, wspomnę tylko, że szalenie mi się ona podoba. To prawdziwy slow burn, dokładnie taki, jak lubię. W tej relacji zaufanie budowane jest stopniowo, podobnie zresztą jak emocje i wzajemne zrozumienie. A przede wszystkim bohaterowie rozmawiają, dużo rozmawiają i to ich do siebie powoli zbliża. Tu nie ma nic ot tak i to jest najpiękniejsze. Ich historia miłosna jest subtelna, ale pełna napięcia i stanowi odskocznię od mrocznego i brutalnego świata, zarówno dla czytelnika, jak i samych zainteresowanych, bo to oni muszą w tym niesprawiedliwym świecie żyć. Co do innych bohaterów, Mainard trzyma poziom i lubię go coraz bardziej, Eriala kocham ponad wszystkich innych, Dynastine i Melianna nie zawodzą, Azzy jest jak zawsze przeurocza, ale to Zaredim kupił mnie w tym tomie swoją „depresyjną” osobowością, niecodziennym podejściem do życia i jedynym w swoim rodzaju poczuciem humoru. Bardzo liczę na to, że w kolejnych tomach będzie go więcej i że obdarzając go sympatią się nie pomyliłam i w którymś momencie się nie zdziwię. Bo wiecie, to taka historia, w której od początku do końca nie wiadomo, komu można ufać, kto jest szczery, a kto może zdradzić. Może być więc różnie.
O emocjach już chyba trochę wspomniałam, ale dodam jeszcze, że ta historia to całe góry emocji. Bohaterowie zmagają się z lojalnością wobec bliskich, poszukiwaniem swojego miejsca w świecie i ceną, jaką trzeba zapłacić za wolność i miłość. A to wszystko kosztuje ich (i nas przy okazji) wiele emocji. O zakończeniu nie wiem, czy chcę pisać, bo mnie zgniotło jak robaka. Napiszę więc tylko, że jest mocne, nie tylko zaskakuje (chociaż w sumie nie powinno, bo Agata mówi, że byliśmy przygotowani), ale przede wszystkim wstrząsa. I, jak każde zakończenie środkowego tomu w wykonaniu autorki, pozostawia nas z wieloma pytaniami, głównie o kierunek, w jakim dalej się to wszystko potoczy.
„Klucz czasu” to niezwykle emocjonująca kontynuacja. Pełna akcji, intryg, walk i moralnych dylematów, ale też chwil wytchnienia i genialnie napisanych relacji między bohaterami. Łamie serce, ale jednocześnie daje nadzieję, że z popiołów tragedii może narodzić się coś pięknego. To historia, która pozostawi Was w oszołomieniu, jednocześnie głodnych kolejnych emocji i odkryć. Serdecznie polecam!
EDU TIAR TO ŚWIAT OGNIA I BŁYSKAWIC, SKRZYDEŁ I PAZURÓW, ANIOŁÓW I DEMONÓW.Sharleen została niesprawiedliwie osądzona i skazana na krucjatę za zbrodnie...
Z cienia i ognia wychynęły łby zagrożeń, a losy obu kla-nów spoczywają na wróżbie. Po zdemaskowaniu Cristal, Levone postawił przed sobą trzy cele. Ocalić...