Pozostałam tylko ja, nic więcej, pomyślała. I on. Lecz rozdzieleni, byli jak dom przerobiony na stodołę, zaorany sad zamieniony na pastwisko. Zapach drzew bez kwiecia. Okno bez koronkowej firanki w domu Jean. Klaśnięcie jednej dłoni.
Bojan i Maria Buloh opuścili Słowenię tuż po wojnie, podczas której stracili wszystkich bliskich i razem z tysiącami innych emigrantów z Europy, między innymi Polakami, znaleźli się na Tasmanii, by szukać lepszego życia. Co znaleźli? Pracę w pocie czoła, trudne warunki mieszkaniowe, brak szacunku, surowy klimat i poczucie wyobcowania. Kiedy urodziła się mała Sonja, na chwilę zaświeciło dla nich słońce, ale szczęście było krótkotrwałe — było z nimi może kilka lat, może kilka miesięcy, godzin lub chwil potrzebnych na zrobienie zdjęcia, na którym wyglądają na szczęśliwych. Ale było. Kiedy jednak dziewczynka miała trzy latka, Maria opuściła dom, by nigdy nie wrócić. Bojan i Sonja radzili sobie, jak potrafili, a że niewiele potrafili… Więcej zdradzić nie chcę - dość powiedzieć, że Sonja wraca do ojca dopiero po latach, kiedy sama jest w ciąży, którą planuje usunąć.
Klaśnięcie jednej dłoni to książka niezwykła — surowa i nieprzewidywalna jak klimat Tasmanii, trudna, ale uzależniająca jednocześnie. Rozdziera serce, które każe potępiać i współczuć jednocześnie tej najtrudniejszej z możliwych relacji rodzicielskich — relacji samotnego ojca i samotnej córki, którzy kochają się jak umieją - a nie umieją prawie w ogóle. Bo wojna, bo Tasmania, bo nie to miejsce, nie ten czas, nie ci ludzie.
Flanagan znów analizuje wpływ wojny na życie w pokojowym świecie, tę pozorną wolność, którą człowiek otrzymuje, choć wcześniej wyobrażał ją sobie zupełnie inaczej. Ten ból połowicznego uczestnictwa w rzeczywistości, który topi się w złości, agresji, alkoholu lub ucieczce. Te pretensje do świata, do siebie, do niewykorzystanych szans i bliskich, których zabrakło. Wreszcie - ta przewrotność losu, który w ostatniej (albo przedostatniej) chwili może się o człowieka upomnieć lub zostawić go w spokoju. Ale tego nigdy nie wiadomo. Nie ma przepisu na poskładanie życia rozbitego jak stary imbryk na herbatę, który roztrzaskał się na tysiące mikroskopijnych kawałków.
Język Flanagana i konstrukcja fabuły są tak charakterystyczne jak cała jego proza. Klaśnięcie jednej dłoni jest zbudowane achronologicznie, a przez to cudownie niepokojące. Czytelnik zna początek i koniec, zna nawet praprzyczyny, ale relacje pomiędzy wydarzeniami jawią się jako zupełnie niejasne. A potem autor uchyla rąbka tajemnicy, odsłania kolejne części układanki, aż stworzy pełny obraz ostatecznego upadku bohaterów i ich odradzania się na nowo.
I to filozoficzne pytanie, które autor zadaje sobie, bohaterom i czytelnikowi — czy z takiego nagromadzenia zła może się narodzić cokolwiek dobrego?
,,Dobry pisarz musi mieć brudne ręce..." W swojej najnowszej powieści, zainspirowanej karierą autentycznego oszusta i własnym doświadczeniem z rolą pisarza...
Wspaniała i poruszająca opowieść o ambicji, pożądaniu i tęsknocie, które czynią nas ludźmi - pióra Richarda Flanagana, laureata Nagrody Bookera...