Klub detektywów
Dwójce włoskich autorów, Pierdomenico Baccalario i Allesandro Gattiemu, przyszło zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem, jakim jest stworzenie książki dla dzieci. Nie jednak bajki, wierszyka, czy baśni, lecz poważnego kryminału W ten sposób światło dzienne ujrzał Kieliszek trucizny.
Choć kryminał dla dzieci nie jest gatunkiem nowym, wielu autorów tworzyło już ten rodzaj literatury, to jednak jest on stanowczo zbyt mało doceniany. Dlatego ze sporym zainteresowaniem sięgnęłam po książkę, która - jak miałam nadzieję - sprawi radość nie tylko młodemu czytelnikowi, ale czytelnikom nieco starszym.
Wraz z Simonem i Nikolą, bohaterami Kieliszka trucizny, przenosimy się na ulice Paryża. To szalone rodzeństwo, mieszkańcy ulicy Woltera, zafascynowane jest dwiema sprawami: naleśnikami (których, jak na złość, zabrania im jeść mama) i detektywem, Kingiem Ellertonem. Podobnie, jak sławny książkowy detektyw, dzieciaki rozwiązują tajemnice, na jakie natykają się w swoim otoczeniu. A dzieje się wokół ogromnie dużo… I choć dzieci mają niezwykle wybujałą wyobraźnię i potrafią wziąć wrzask kotów za krzyk mordercy, wpadają jednak na trop prawdziwej sensacji.
Zajadając naleśniki, dzieci stają się świadkami próby potrącenia tajemniczego mężczyzny w berecie. Zaaferowane rodzeństwo postanawia śledzić mężczyznę, który cudem uniknął śmierci. W ten sposób dzieciaki odkrywają, że jest to niejaki Marcel Dumont, podejrzany o dokonanie przerażającej zbrodni zamordowania dwójki właścicieli kamienicy, w której mieszka. Śledztwo nabiera rumieńców, gdy okazuje się, że na ulicy Woltera napotkać można więcej detektywów-amatorów, którzy wkrótce zawiązują klub detektywa. Wspólnymi siłami dorośli i dzieci rozpoczynają żmudne dochodzenie, mające doprowadzić do zdemaskowania prawdziwego przestępcy i oczyścić z zarzutów nieszczęsnego dziwaka, Marcela Dumonta.
Jakie efekty przyniesie śledztwo? Tego dowiedzieć się można podczas lektury Kieliszka trucizny. Odkryć też można wówczas między innymi, jaki związek ma strajk śmieciarzy ze sprawą otrutych właścicieli kamienicy. Zapewniam, że książkę przeczytać warto.
Intryga powieści nie jest skomplikowana, znakomicie dostosowana do docelowej grupy wiekowej czytelników. Sprawia to, że kryminał z całą pewnością przypadnie dzieciakom do gustu. Mało tego, jeśli uda im się samodzielnie rozwikłać zagadkę, książka wprawi ich w nieskrywaną dumę.
Ale to nie jedyne zalety kryminału. Niezwykła i niecodzienna bowiem to przyjemność czytać książkę, której oprawa graficzna podkreśla tak dobrze atmosferę opowieści. A ilustracje pogłębiają tu jedynie nastrój tajemnicy. Do tego mamy okazję poczuć się jak mieszkańcy Paryża, przez chwilę oddychać atmosferą tego pięknego miasta i wyobrazić sobie rozpływający się w ustach smak naleśników czy ciasta pani Jaśminy.
Miejscami jest tu tajemniczo, chwilami - wesoło. Lektura jest znakomicie dostosowana do potrzeb nastoletniego (choć nie tylko) odbiorcy - tak, by nie przytłoczyć go ciężarem sprawy kryminalnej, ale i nie znudzić. Dla rozluźnienia autorzy wprowadzili wiele zabawnych sytuacji oraz dowcipny język.
Jeśli dodać jeszcze, że dzięki tej książce mogą naprawdę wzmocnić się więzi pomiędzy rodzicami a dziećmi, a także pomiędzy rodzeństwem, myślę, że książkę będzie można uznać za idealną lekturę dla dziecka. Bo ta przyjemna powieść nastraja do ciepłego spojrzenia w stronę najbliższych i poszukiwania wspólnych pasji. Niekoniecznie wyłącznie detektywistycznych.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że mieszkańcy domu nr 11 w zaułku Woltera to zwykli lokatorzy, jakich wiele w paryskich kamienicach. Jednak pozory...
Nikola i Simon na tropach sensacyjnej kradzieży: w słynnej galerii sztuki dochodzi do włamania. Jednak, co bardzo dziwne, z galerii zostaje skradziony...