Żołnierz uczy się od podoficera, jak przetrwać tydzień w lesie podczas zimy, co jeść, gdzie to znaleźć. - Wszyscy dzisiejsi specjalsi wiedzą, że do jedzenia tak naprawdę nie nadaje się tylko dawno zdechły szczur - powie nam Kaliciak. - Przysmakiem żołnierza może być złapana w lesie wiewiórka, zaskroniec, obdarta ze skóry żaba... co kto lubi. Tylko, że na tej prawdziwej wojnie (...) nigdy nie brakowało racji żywnościowych, nikogo nie trzeba było kopać z półobrotu, noże służyły do otwierania korespondencji. Przydatne okazały się zupełnie inne umiejętności - znajomość języka angielskiego (...), obsługa programów komputerowych, wiedza z dziedziny kultury. Tego nie mogliśmy się spodziewać.
Żyjemy w społeczeństwie informacyjnym. Żeby w dzisiejszych czasach przeżyć kolejny trudny dzień pełen wyzwań, czasem ważniejsza od kromki chleba jest wiedza, świadomość tego, co dzieje się dookoła. By nie stracić kontaktu z rzeczywistością, korzystamy z internetu, czytujemy prasę, oglądamy programy informacyjne. A mimo to, są rzeczy, które władzy (i w pewnym sensie propagandzie) udaje się ukryć, zamieść pod dywan na dłuższy czas. Ale prawda, nawet ta skrzętnie ukryta, ma tendencję do wypływania na wierzch niczym oka tłuszczu w wodzie. Ta o Iraku wypłynęła między innymi w Karbali Piotra Głuchowskiego i Marcina Górki.
Jest tu wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Karbali, ale baliście się zapytać; wszystko to, o czym do teraz nie można było wspominać, a co ujrzało światło dzienne dzięki wspomnieniom żołnierzy (Zapiski irackie), zbiorowi Psy z Karbali oraz wydanym w tym miesiącu dwóm literackim reportażom i filmowi Krzysztofa Łukaszewicza - trzem ostatnim pod tym samym tytułem - Karbala.
Karbala to świadectwo polskiej misji stabilizacyjnej w Iraku w latach 2004-2012. To jednocześnie świetnie napisany i trzymający w napięciu reportaż, stylizowany na bezpośrednie prasowe doniesienia. To - wreszcie - hołd złożony polskim żołnierzom, poległym i żyjącym ze świadomością uczestnictwa w tej trudnej misji. Byli to ludzie rzuceni bez większego przygotowania na głęboką wodę, którzy w ciągu kilku miesięcy musieli nauczyć się wojny XXI wieku. To reportaż niemal doskonały, systematyzujący mnóstwo kwestii. Taki, który boli, ale także pozwala zorientować się w sytuacji nawet laikowi, tudzież ignorantowi. Wszystkim tym, którzy zastanawiają się, co było pierwsze - książka czy film - autorzy dają prostą odpowiedź: pierwsze było życie (i śmierć).
Karbala to dowód na to, że pokojowe misje stabilizacyjne mają tyle wspólnego z pokojem i stabilizacją, co kultura zachodu z kulturą wschodu - niedoskonałego człowieka. Autorzy jaskrawo wykazują, że wojna ta nie zaczęła się i nie skończyła na amerykańskich lotniskach wojskowych - miała swój początek dużo wcześniej i trwać będzie do końca życia ludzi, którzy się w nią angażowali - wszystko jedno, kiedy ten koniec nastąpi.
Niewątpliwą zaletą książki jest także bogaty materiał zdjęciowy, kartograficzny - plan fragmentu Karbali oraz mapa "polskiej" strefy okupacyjnej w Iraku oraz opisy społecznego odbioru tych wydarzeń. Niebagatelne znaczenie ma właśnie sposób przedstawienia faktów. Bez oceny, za to z dostarczeniem ogromnego materiału dla przemyśleń. Przemyśleń o zasadności wojny, o jej przyczynach i wypaczeniach.
Tak było w Somalii, wcześniej w Wietnamie i tak jest tutaj. Najpierw błędy robią politycy. Potem generałowie. Później żołnierze lądują po uszy w gównie i wtedy nadchodzi czas na bohaterskie czyny, które staną się kanwami dla książek i filmów.
No więc właśnie.