Przyjdzie GMO i Cię zje!
GMO to skrót wywołujący liczne kontrowersje w każdym zakątku świata. Organizmy modyfikowane genetycznie budzą grozę, ale i nadzieję, w zależności od tego, w jakim kontekście używa się tego terminu. Dla wielu poddawanie środowiska naturalnego działaniom zewnętrznym w celu zwiększenia efektywności upraw, wzmocnienia ich odporności czy uzyskania produktów wzbogaconych o dodatkowe elementy, jest nadzieją na poprawę jakości życia. W rejonach świata, gdzie trudne warunki atmosferyczne oraz ubóstwo niosą z sobą głód, GMO wydaje się idealnym rozwiązaniem. I choć pojawiają się głosy negatywne, twierdzące, że GMO nie jest rozwiązaniem problemu głodu, ponieważ jego przyczyną jest niewłaściwa dystrybucja żywności, a nie jej brak, to wciąż prowadzone są nowe testy. Jednak nie tylko rośliny poddawane są manipulacji – takie same prawa rządzą światem zwierząt, których hodowla może stawać się bardziej opłacalna, a osobniki większe, ich mięso zaś bogatsze w białko i węglowodany.
Naturalną konsekwencją rozwoju biotechnologii jest nie tylko praca nad wykorzystaniem GMO do celów żywieniowych. Genetycy poszli dalej w stronę… klonowania. Po raz pierwszy pomysł zastąpienia jądra komórki jajowej jądrem innej komórki i wyhodowania zarodka pojawił się w latach 40. XX w. Od tego czasu nauka rozwinęła się na tyle, że ów „fantastyczny eksperyment” stał się możliwy – kilkanaście lat temu udało się sklonować owcę Dolly, zaś w 2001 roku - kota. Obserwując tempo rozwoju nowych technologii, pozostaje zadać pytanie, kiedy doczekamy się pierwszych ludzkich klonów…
Eksperymenty związane ze zmianą genotypu, czyli manipulacje z fragmentami chromosomu, budzą stanowczy sprzeciw nie tylko wiernych Kościoła katolickiego, ale i szeregu osób, obawiających się konsekwencji tego typu ingerencji w naturę. Boskiej ingerencji - chciałoby się powiedzieć, bowiem tego typu działania przypominają poniekąd zabawę w Boga. Co więcej: mogą prowadzić do sztucznego hodowania klonów sprowadzonych do roli dawców organów bądź też do eliminacji osobników niepełnowartościowych, czyli powrotu idei Hitlera. O tym, do czego może doprowadzić zabawa w Boga, o klonowaniu człowieka i manipulacji genami porywająco (i przerażająco) pisze Katarzyna Mlek. Powieść Jeden Bóg chciałoby się określić mianem fantasy, mam jednak wrażenie, że ta pozycja jest raczej swego rodzaju przepowiednią, która już niedługo może się ziścić. Lektura wciągnie nie tylko fanów Robina Cooka i thrillerów medycznych, ale również wszystkich tych, którzy zastanawiają się nad tym, w jaki sposób rozwój cywilizacji wpłynie na naszą planetę i na nas samych oraz do czego jeszcze jest gotowy posunąć się człowiek dla zysku, władzy czy zaspokojenia swoich ambicji.
Mlek tworzy przerażającą wizję świata niedalekiej przyszłości pod bezwzględnymi rządami jednej korporacji. I pomyśleć tylko, że wszystko zaczęło się od wizji Mirka Zielińskiego i Sylwii, którzy po wyjeździe z Polski utknęli w austriackiej spółce badawczej bez możliwości awansu. Ambicje tej dwójki sięgają daleko poza firmę – Mirek pragnie działać pod własnym szyldem, zajmując się między innymi badaniami i propagowaniem żywności genetycznie modyfikowanej. Bezwzględne dążenie do tego celu musi skończyć się sukcesem – powstaje firma Genesis, która wkrótce, dzięki ekspansywnej polityce, agresywnej reklamie i niezbyt czystym zagrywkom, staje się rynkowym potentatem. Jej rozwojowi sprzyjają iście egipskie plagi (zmodyfikowanych szkodników, zwanych storańczą, a także suszy), które szybko rozwiewają wątpliwości rządów w stosunku do GMO. W obliczu widma głodu, Genesis jawi się jako wybawiciel, a jego produkty wiodące: bulwy basatów, czyli krzyżówka selera, batatu i kilku grzybów, a także grosznica, będąca połączeniem grochu z pszenicą, nie tyko zapobiegają głodowej śmierci milionów ludzi, ale też czynią z Polski prawdziwą potęgę produkcyjną.
Wprowadzenie GMO niejako tylnymi drzwiami, to dopiero początek – na manipulacje czeka przecież jeszcze genom zwierzęcy, a także… ludzki. Jak daleko korporacja jest w stanie się posunąć? Czy ta zabawa w Boga ma swoje granice? Czy decyzja o życiu lub o śmierci rzeczywiście jest w rękach genetyków i biotechnologii? Na te pytania odpowiedzi możemy szukać w powieści Katarzyny Mlek. Powieści tak nieprawdopodobnej, że aż prawdziwej, tak przerażającej, że budzi w nas podświadomy lęk przed wszystkim, co zostało wytworzone, przetworzone i zmanipulowane. Lęk przed tym, do czego zdolny jest człowiek w imię nauki i wyższych celów…
Mlek perfekcyjnie wyważyła kombinację lęku i napięcia, dawkując nam wydarzenia i umiejętnie wprowadzając nowe wątki. Stworzyła mieszankę wybuchową, kontrowersyjną, skłaniającą do dyskusji. Doskonale nakreśleni bohaterowie i sporo informacji dotyczących kwestii genetyki i GMO, ale podanych w sposób zrozumiały dla laika sprawiają, że książka uzależnia. Ta mrożąca krew w żyłach lektura jest również dowodem na to, że mamy w Polsce osobę, która może równać się z najlepszymi w tym gatunku literackim.
Śpij, kochanie, zapomnisz, jak spojrzysz na słońce… Małą Hankę, wychowującą się w biednej śląskiej rodzinie, od zawsze dręczą złe sny. W świetle...
Zanim na dobre się rozwieje, w powietrzu wyczuć można, co się święci. Kiedy wicher w końcu stoczy się z gór i zacznie obijać między stokami, wystarczy...