W dobie przekraczania kolejnych granic tabu w literaturze dla dzieci ogromna rozmiarami książka Michała Rusinka z pozoru wpisuje się w ten ogólny trend. Już sam tytuł musi szokować: „Jak przeklinać. Poradnik dla dzieci” – dla niewtajemniczonych będzie oznaczać próbę wywołania moralnego skandalu. Jednak Michał Rusinek, sekretarz Wisławy Szymborskiej, już kilka razy udowodnił, że ma poczucie humoru. Bez względu na to, czy propozycje przekleństw rzeczywiście pochodzą z rozmaitych werbalnych przedszkolnych metod odreagowywania stresów, czy są przez autora opracowywane przy wykorzystaniu choćby teoretycznoliterackich terminów, są ciekawe. Dla dorosłych – zabawne, dla dzieci z pewnością kuszące. Joanna Chmielewska pisała kiedyś w powieści dla młodych czytelników, że człowiek zdenerwowany coś musi, dlatego też jako najokropniejsze przekleństwo podsunęła dziecięcym bohaterom duński odpowiednik liczby „33”.
Janeczka i Pawełek nie domyślali się nawet znaczenia zasłyszanego gdzieś okrutnego słowa i stosowali je w chwilach ogromnego zdenerwowania. Teraz Rusinek postępuje podobnie – w roli „przekleństw” występuje tu między innymi onomatopeja, Swaróg, znane z literatury młodzieżowej (Broszkiewicz) „jerum pajtasz” czy złożenia, które dzięki niepowtarzalnemu brzmieniu zatracają pierwotny sens („rymdobolera”). Są tradycyjne „choinki” i „kurki wodne” czy przejęta z języka starszych „cholibka”. W rejestrze przekleństw pojawia się też między innymi propozycja wyzwiska „ty teletubisiu”, co w kontekście afery z pomysłami Sowińskiej może mieć podtekst obraźliwy – na szczęście nie w języku przedszkolaków.
To wszystko propozycje z listy, którą prezentuje Rusinek na końcu książki (można by spokojnie dopisać jeszcze kilkanaście pozycji, by wykorzystać miejsce na stronie), właściwą część książki stanowi natomiast kilkanaście krótkich wierszyków, których klauzulą jest określone przekleństwo. W wierszykach Rusinek prezentuje sytuacje, które mogą zdenerwować. Tym samym daje małym odbiorcom prawo do irytacji czy gniewu – zwłaszcza że uwidacznia naprawdę szarpiące nerwy scenki. Każdą z nich może maluch skwitować jakimś krótkim wykrzyknieniem, które rozładuje emocje i przyniesie ulgę. „O, rozpiska” czy „tuba heniek” z pewnością pomogą wyrzucić z siebie złość. „A niech to fąfną gżdryce” także oddali od dzieci widmo krwawej zemsty, głównie ze względu na poziom skomplikowania fonetycznego. Autor pokazuje tym samym, jak zachowywać się w chwili największego gniewu, by, zgodnie z poradami psychologów, nie tłamsić w sobie emocji.
Słowa mają tu funkcję magiczną, pomagają w zaklinaniu świata, czyniąc go przyjemniejszym i łatwiejszym do zniesienia. Pomysły, które były już kiedyś sygnalizowane w literaturze dla młodych odbiorców Rusinek wykorzystuje i rozszerza. Zastrzeżenia mam co do formy samych rymowanek. Tego, że za dużo w nich rymów gramatycznych nie chce mi się już wytykać, z zestawiania „słowach-głowach” trzeba po prostu wyrosnąć, a dzieciom i tak się to nie rzuci w oczy. Tylko że Michałowi Rusinkowi na powiedzenie czegoś nie wystarczą granice wersu, zbyt często korzysta on z przerzutni, a przez to niekiedy zatraca się sens tekstu. Kwiecistemu stylowi nie służą inwersje – zamiast szybkiej lektury dążącej do odkrycia puenty-porady mamy skomplikowany tekst, przez który trzeba się przedrzeć.
Zabrakło Rusinkowi trochę wyczucia – bywa, że niedokończony (bo zamykany przerzutnią) wers ma inne znaczenie niż jego „dopowiedziana” wersja – przez co zaczyna się poszukiwanie sensu, powracanie do poprzedniego zdania itp. Maluchy, którym uda się odszyfrować wiersze bez względu na pułapki międzywersowe, czeka miła niespodzianka: zabawne wierszyki z propozycjami „przekleństw”. Drugie zastrzeżenie dotyczy nie do końca dobrze wybranej czcionki – do nowego kształtu zwłaszcza litery „b” dzieciom będzie się trudno przyzwyczaić. Znaczną część kolejnych stron zajmują rysunki Joanny Olech i Marty Ignerskiej: na szkicach przedstawiane są zdenerwowane dzieci i fantazyjnie powypisywane ich wykrzyknienia. Jest to książka dowcipna, a przy tym uczy zabawy słowem, przyciągając uwagę młodych odbiorców.
Retoryka to sztuka mówienia. Jest więc czymś, co każdy z nas powinien znać i umiejętnie wykorzystywać. Po co? Aby mówić skutecznie. Oczywiście większość...
Wyobraźmy sobie, że z podręczników szkolnych znikają wiersze Adama Mickiewicza, a na ich miejscu pojawiają się teksty utworów śpiewanych przez Zenka...