Gdy kończy się cykl wydawniczy, kiedy opowieść dobiega końca, gdy umiera jeden z twórców pewnej historii, jego współpracownicy lub rodzina sięgają do archiwum, by odnaleźć mniej lub bardziej udane próbki twórczości. Czasem – jeśli nie są one zbyt kompromitujące – decydują się na opublikowanie takiego dzieła. Czasem proszą innych specjalistów o przygotowanie niedopracowanej, wczesnej wersji utworu, do druku. Tak powstają „nowe” książki J.R.R. Tolkiena, kolejne przygody Mikołajka czy dziesiątki tomów opowieści o przygodach Pana Samochodzika. Taka jest również geneza albumu „Jak Obeliks wpadł do kociołka druida, kiedy był mały”.
To właściwie ostatnia opublikowana w Polsce część przygód dzielnych Galów – Aseriksa i Obeliksa – stworzona wspólnie przez Rene Goscinnego i Alberta Uderzo. Przypomnijmy: Goscinny zmarł w 1977 roku, a ostatnim stworzonym przy jego udziale albumem był „Asteriks u Belgów”. Po śmierci przyjaciela i współpracownika kolejne tomy opowieści przygotowywał rysownik Albert Uderzo, jednak cykl stracił wówczas bardzo wiele – komiksy tworzone wyłącznie przez rysownika były o wiele mniej zabawne, scenariuszom brakowało nieco polotu, zdarzało się też, że całość sprawiała wrażenie mocno wymuszonej.
Po raz pierwszy więc od wielu lat możemy powrócić do „starego” Asteriksa. Choć tak naprawdę tom to zupełnie odmienny od tego, do czego przyzwyczaili nas twórcy. „Jak Obeliks wpadł do kociołka druida, kiedy był mały” to raczej krótka bajka, opowieść o dzieciństwie głównych bohaterów, niż tradycyjny komiks. Nie ma tu właściwie tekstu w charakterystycznych „chmurkach” – narracja prowadzona jest na sąsiadującej z rysunkiem stronie, a niezależne od narracji dialogi stanowią integralną część ilustracji.
Narracja utrzymana jest w tonie nostalgicznego wspomnienia. Więcej tu ironii niż typowego dowcipu (choć zdarzają się i fragmenty cudowne, jak na przykład gdy bohaterowie opowiadają, czym różni się dzik w galarecie od galaretki agrestowej). O wiele bardziej zabawne są rysunki. Tu jednak również dostrzeżemy wyraźne różnice, jeśli porównać je z pozostałymi albumami o przygodach Asteriksa i Obeliksa. Świat jest wyraźnie większy – w końcu nasi bohaterowie mieli wówczas sześć lat. Więcej tu też pastelowych barw, które wskazują na fakt, iż uczestniczymy właśnie w zamazujących się powoli wspomnieniach.
Bohaterowie jednak pozostają właściwie niezmienieni. Stanowią jakby miniatury swoich dorosłych postaci. Rozpoznamy tu łatwo barda Kakofoniksa, Automatiksa, druida Panoramiksa czy młodego wówczas wodza Asparanoiksa. Również cechy ich charakterów pozostają niezmienione – wszyscy są tak samo skłonni „do bitki i do popitki”, jak wiele lat później. Inny jest tylko Obeliks. Dlaczego? To niech wyjaśnią już sami autorzy,
„Jak Obeliks wpadł do kociołka druida, kiedy był mały” to więc szansa na powrót do przeszłości, na przypomnienie sobie ulubionych bohaterów legendarnego już cyklu komiksowego. To album interesujący – jednak skierowany przede wszystkim do miłośników cyklu, do kolekcjonerów i koneserów – czytelnik, który po raz pierwszy sięgnie po przygody dzielnych Galów może poczuć się nieco zdziwiony bajkową naiwnością i prostotą tej historii.
Spokojne życie mieszkańców galijskiej wioski zakłóciło niecodzienne wydarzenie. Panoramiks złamał złoty sierp, którego używał do ścinania...
Jak co roku Panoramiks udaje się na zjazd druidów odbywający się w Puszczy Karnutyjskiej. Jest to spotkanie wszystkich galijskich druidów...