Recenzja książki: Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu

Recenzuje: Damian Kopeć

Pewnego zasobu ludzkiego poprawianie świata, troszczenie się o klientów i budowanie globalnego przewodnictwa firmy


Do roboty! Do roboty! Ciągle brzmi mi w uszach radosny śpiew, który jeszcze nie tak dawno temu przy byle okazji płynął w eter w całej naszej socjalistycznej ojczyźnie. Najważniejsza wtedy była robota, do której zachęcano, zapędzano, namawiano. Nie płaca, nie satysfakcja, nie zadowolenie, nie poczucie sensowności działań, tylko praca dla pracy wyrażająca się w przekraczaniu norm o 300%. Praca, w której liczyło się wykonanie wszystkich zadań przed terminem, ku chwale, z okazji, w czynie partyjnym lub społecznym. Pracowano więc, budowano, wznoszono, oddawano do użytku. Jak trzeba było to i trawę na zielono malowano, by oko ucieszyć i przyrodę wesprzeć proekologicznym działaniem. To nic, że za chwilę się rozsypało, zepsuło, rozleciało, nie nadawało do użytku. Im cięższa była praca i bardziej bezsensowna tym lepsza, wartościowsza. Na szczęście te czasy odeszły w przeszłość, minęły. Naprawdę?!



Znaleźć się w międzynarodowej firmie, globalnym koncernie, to marzenie niejednego, nie tylko młodego, człowieka. Poznać wyższą kulturę organizacji, iść równym marszowym krokiem pod sztandarami nowoczesności, postępu technicznego i nieustannie rosnącego zysku to świetlany cel wielu marzycieli i twardo stąpających po ziemi realistów. Rozwijać się, dobrze zarabiać, czerpać satysfakcję z pracy pełnymi garściami - o tym marzy również bohater tej książki. Zostać złapanym na ekskluzywną headhunterską wędkę i z mętnej wody skromnych możliwości wylądować wreszcie w „wypasionym” akwarium dla ryb wybranych. I to się mu udaje. Firma posiadająca wszelkie możliwe ISO, skupisko ekspertów, synonim sukcesu i kompetencji przyjmuje go bowiem w swoje nieskromne szeregi. Nethol Polska, dziecko holenderskiego Nethol NV wydaje się mu spełnieniem wielu marzeń, choć produkuje tylko otwieracze do puszek. Fakt, że w bardzo szerokim asortymencie i na oszałamiającą wprost skalę. Wkracza zatem narrator opowieści, a wraz z nim i my w barwny świat wielkiego koncernu. W krainę wszędzie widocznych bajecznych haseł o zmianie świata na lepsze, o poprawianiu go, byciu liderem wśród producentów otwieraczy, o otwieraniu oczu na świat. Przepełniony ambicjami, nadzieją i młodzieńczą energią zostaje pracownikiem Działu Sprzedaży do Obcych (DSO), dumnym kierownikiem zarządzającym samym sobą. Dotyka własnym palcami i próbuje ogarnąć własnym rozumem wysoką kulturę organizacyjną, zachodnie standardy i świat wartości uznanego koncernu. I jak to dziecko nieskażone przyzwyczajeniem i ponurą akceptacją świata takim jakim jest, co i rusz staje z otwartą buzią mówiąc: Ooooo!



Różne mamy obrazy dużych firm. Te medialne, które nic konkretnego nie mówią o codzienności i pokazują tylko to, co działy PR chcą rozgłosić światu. Te wąskie, subiektywne budowane przez opowieści bliskich i znajomych, którzy pracują lub znają kogoś, kto gdzieś pracuje. Nie każdy jednak potrafi spojrzeć szerzej na funkcjonowanie rozbudowanej, międzynarodowej firmy. Nie każdego rażą, zadziwiają czy zwyczajnie „wkurzają” absurdy, z którymi się styka. Większość potrafi dostosować się do każdych warunków i jeśli trzeba, biegać z entuzjazmem z pustymi taczkami, bo robota tak wre im w rękach, że nie mają czasu ich załadować. Wielu z kolei wykorzystuje absurdy jak potrafi, bo tego nauczyło ich życie. Bohater Jaszka nie przechodzi nad nimi do kolejnego punktu porządku obrad. Rozkłada je na poczytnej gazecie i ogląda z zainteresowaniem. To, na co wielu machnie ręką on próbuje opisać, zrozumieć, logicznie wytłumaczyć. Kończy się to tak, że staje z rozdziawioną gębą jak ciekawskie (dorosłe) dziecko lub znany z kreskówki Marceli Szpak, który nieustannie dziwi się światu. Przyznaję, że sam to w dużym stopniu rozumiem. Trochę już w życiu przeżyłem i widziałem, a doświadczenia moje i wielu moich znajomych są zadziwiająco zbieżne z obserwacjami bohatera opowieści. Po pewnym, niezbyt długim czasie absurdy w miejscu pracy zawsze zaczynały zwyczajnie dawać mi w kość, zwłaszcza wtedy, kiedy dobrze poznawałem zasady funkcjonowania mojej dynamicznie rozwijającej się firmy. Dla tych, którzy nie zetknęli się z wielowarstwowymi dziwactwami wielkiej firmy wiele obserwacji pracownika Netholu wyda się zmyślonymi. Niestety, są wiarygodne. Im dziwniejsze tym bardziej realne.



Obserwujemy walkę postu z karnawałem. Często dość siermiężnej rzeczywistości z rozbudzonymi wyobrażeniami, wizjami i oczekiwaniami. Słuszne hasła pięknie kontrastują z byle jaką rzeczywistością, powiew klimatyzacji na plakacie ma się nijak do przepoconej koszuli w samochodzie, który o „klimie” nigdy nie słyszał. Płynące z plakatów i przemówień namawianie do bycia jedną wielką rodziną nie pokazuje, że w tej rodzinie najważniejszy jest mrukliwy ojciec-tyran i grupa jego złośliwych, koniecznie mało bystrych pupilków.



Bój między światem wirtualnym a rzeczywistym jest wyrażony słowami pełnymi (gorzkiego) humoru, ironii, a jak trzeba to i sarkazmu. Jaszek nie tylko dostrzega barwność opisywanego świata-wydmuszki, ale potrafi to przenieść na papier tak, że serce się raduje. Styl autora powinien przypaść do gustu szczególnie tym, którzy lubią czysty, zrozumiały, żywy język ojczysty, który wyraża to, co pomyśli głowa nie bojąca się samego procesu myślenia. Tym, którzy cenią klarowność wywodu, inteligentne spojrzenie i pogłębioną refleksję książka sprawi prawdziwą frajdę. Mocno podkreślam walory językowe i stylistyczne Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu. W dobie szybko zanikającej sztuki budowania poprawnych, niemęczących zdań złożonych książka lśni jak elegancki otwieracz do konserw. Wnioski płynące z lektury nie są może specjalnie optymistyczne i budujące, ale warto wtedy pamiętać o mądrze brzmiącym haśle: co nas nie zabije, to nas wzmocni. Wiedza o absurdach jest pożyteczna, pomaga lepiej, mniej boleśnie je przetrwać i nie dać się im zaskoczyć.

Kup książkę Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu
Inne książki autora
Jak niczego nie rozpętałem
Harosław Jaszek0
Okładka ksiązki - Jak niczego nie rozpętałem

Jest to pełna inteligentnego humoru opowieść o rocznych perypetiach pewnego magistra w Ludowym Wojsku Polskim. Jak twierdzi wydawnictwo, „nie oznacza...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy