Od pewnego czasu w Polsce panuje moda na zdrowy tryb życia i aktywność fizyczną. Wszysto zaczęło się wraz z pojawieniem się Ewy Chodakowskiej. Kobiety wreszcie mogły zacząć ćwiczyć w towarzystwie kogoś "z ich podwórka", kogoś zdecydowanie im bliższego niż amerykańskie trenerki. Programy Chodakowskiej do łatwych nie należą, jednak to właśnie sprawia, że efekty mogą być naprawdę spektakularne. Mimo to nie brakuje osób, które zamiast kolejnych wymachów i przysiadów, wolałyby zacząć regularnie uprawiać konkretny sport, na przykład bieganie. I właśnie tu pojawia się dziennikarka, Beata Sadowska. Jej książkę I jak tu nie biegać! bez trudu znaleźć można w księgarniach czy kioskach. Pierwsze recenzje okazały się bardziej niż entuzjastyczne. Są to jednak opinie osób, które biegają już od wielu lat, a do tego miały z autorką kontakt. Warto więc sprawdzić, czy książka faktycznie jest dobrym motywatorem dla osoby, która dopiero zastanawia się, czy bieganie to sport dla niej bądź która własnie rozpoczyna swoją przygodę z bieganiem. Bo z założenia przede wszystkim do takich osób skierowana jest ta książka.
I jak tu nie biegać! nie jest typowym poradnikiem, dzięki któremu dowiemy się, jak rozpocząć przygodę z bieganiem, choć oczywiście nie brakuje w niej praktycznych porad. Książka stanowi przede wszystkim zachętę do naturalnej dla człowieka formy aktywności. To opowieść o wielu pięknych doświadczeniach, jakie dziennikarka wiąże z bieganiem, próba przelania swojej pasji na papier. Autorka z osoby niechętnej wobec biegania przeobraziła się w oddaną fankę tego sportu, która ma obecnie na swoim koncie szereg maratonów na kilku kontynentach. Jej opowieść uzupełnia wiele przepięknych zdjęć, często z bardzo odległych zakątków świata. Relacja Sadowskiej regularnie przeplatana jest wypowiedziami Kuby Wiśniewskiego, cenionego trenera biegowego, który podpowiada czytelnikowi, jak biegać, by zajęcie to stało się dla nas jak najbardziej naturalne i przyniosło nam wiele satysfakcji. Jak już jednak wspomniałam, książka stanowi przede wszystkim motywator, a merytoryczne wskazówki są jedynie jej dodatkiem.
I jak tu nie biegać! to książka bardzo osobista i nie ma wątpliwości, że autorka włożyła w nią naprawdę dużo serca. Być może właśnie dlatego tak trudno ją ocenić, a wrażenia każdego z czytelników będą bardzo subiektywne. To bardzo pozytywna lektura, choć można mieć do niej kilka zastrzeżeń. Czytając, niemal fizycznie odczuwamy energię Sadowskiej. Nie da się ukryć, że bieganie stanowi bardzo ważny element jej życia. Dla osoby, która zastanawia się nad rozpoczęciem przygody z bieganiem, może to być bardzo skuteczna zachęta do rozpoczącia regularnych treningów. Co więcej, większość biegaczy-blogerów zgadza się co do tego, że opisane przez Sadowską doświadczenia i spostrzeżenia stanowią również część ich osobistej drogi. Oznacza to, że autorka nie jest odosobnionym wyjątkiem, a bieganie może być naprawdę niepowtarzalnym doświadczeniem. Dzięki wypowiedzom Kuby Wiśniewskiego przekonana do biegania osoba nie musi od razu biec do księgarni w poszukiwaniu kolejnej książki. Ta pozycja w zupełności wystarczy, by przekonać się na własnej skórze, czy bieganie to dla nas właściwy sport. Wyjątkowo przydatny może być fragment odnoszący się do potrzeby wykonywania konkretnych ćwiczeń w celu wzmocnienia poszczególnych partii ciała. Szczególnie osoby początkujące nie powinny zapominać o tym, że do regularnego uprawiania sportu należy solidnie się przygotować, w przeciwnym razie szybko zakończy się to kontuzją. Bardzo przydatny okazuje się również rozdział dotyczący typowych błędów osoby, która pragnie zacząć biegać. Jednym z typowych „objawów” takiego planowania jest gromadzenie markowych gadżetów, które rzekomo mają wspomagać nasze treningi. W praktyce często trwonimy masę czasu i pieniędzy na przedmioty, które tak naprawdę wcale nie są nam potrzebne i które w wielu przypadkach nigdy nie zostaną użyte... Dla wielu osób dużym atutem będzie również oprawa całej książki. Przejrzyste rozdziały, piękne zdjęcia, przepisy, wycinki z portali społecznościowych, notatki – całość prezentuje się naprawdę bardzo estetycznie. Wreszcie autorce należy się szacunek za odwagę do przyznania się, że bywają dni, gdy nawet największego fana sportu dopada... leń. Jesteśmy tylko ludźmi, czasem zniechęci nas pogoda, czasem po prostu nie jesteśmy w nastroju do biegania. Można spróbować przełamać taką niechęć, jednak czasem można po prostu dać sobie wolne. Lepiej zregenerować siły i „zatęsknić” za bieganiem niż do czekogolwiek się zmuszać, a w efekcie doprowadzić do tego, że sport będzie kojarzył się z przykrym obowiązkiem. To bardzo zdrowe i ludzkie podejście do sprawy.
Pomimo wielu pozytywów, niestety, zapewne wiele osób z przyjemnością przeczyta całą książkę, by zaraz potem odłożyć ją na półkę i zapomnieć, że kiedykolwiek rozważało się bieganie. Co prawda Sadowska próbuje przekonać nas, że bieganie to sport dla każdego, jednak większość jej relacji sprawia wrażenie, jakby było to zajęcie dla elity. Nowy Jork, Tokio, tajemnicza, egzotyczna wyspa, której nazwy nie chce zdradzić – to z pewnością cudowne miejsca na biegi, podczas których można zrobić kilka spektakularnych zdjęć. Niestety, przeciętny czytelnik nie będzie mógł sobie na takie wyprawy pozwolić – poogląda fotografie, powzdycha, że też by tak chciał i na tym się skończy. Pewnie lepiej by było, gdyby w książce znalazło się więcej wypowiedzi na temat uroków biegania w miejskim parku, pomysłów, jak zorganizować sobie ciekawą trasę, mieszkając w średniej wielkości mieście itp. Autorka próbuje kreować się na osobę, która kiedyś wzbraniała się od biegania, a obecnie zalicza kolejne maratony. Teoretycznie ma być to dowód na to, że bieganiem może zająć się każdy. Sęk w tym, że choć Sadowska kiedyś nie biegała, i tak należy do osób bardzo aktywnych, uprawiających najróżniejsze sporty. Nie jest to więc droga „od zera do bohatera”. Wiele miejsca poświęcono również temu, że najważniejsze jest, by po prostu biegać i czerpać z tego radość, a nie ograniczać się do pobijania rekordów i najróżniejszych statystyk. Cały dowcip polega jednak na tym, że w innym miejscu autorka sama przyznaje, że ma obsesję na punkcie planów treningowych. Pisze, że jeżeli przykładowo ma zaplanowaną godzinę, a wie, że będzie miała do dyspozycji 45 minut, to bieganie jest dla niej... bez sensu! Nie da rady wypełnić planu, więc po co w ogóle zaczynać?
Jak już jednak wspomniałam, książka należy do bardzo osobistych i każdy z czytelników będzie odbierał ją nieco inaczej. Ponieważ jednak bardzo różni się od innych książek dostępnych na rynku, myślę, że warto zaryzykować jej lekturę. Być może to właśnie entuzjazm Sadowskiej sprawi, że wreszcie się przełamiecie i odbędziecie swój pierwszy bieg (jeszcze lepiej: marsz z truchtem), a z czasem będziecie mogli z dumą opowiedzieć znajomym, że biegacie i jakie fantastyczne jest to zajęcie. Zachęcam.