Nie jest łatwo recenzować Grę o tron. Pierwsza część Pieśni lodu i ognia jest już, jak i kolejne części, obiektem kultu wielu fanów literatury fantastyki, pierwowzorem głośnego i udanego serialu, ale - przede wszystkim -naprawdę dobrze napisaną powieścią.
W jednym z udzielonych wywiadów Martin przyznał, że jest zafascynowany trylogią Tolkiena Władca pierścieni. Jego nieskończona jeszcze Pieśń... także była nią zainspirowana i każdy miłośnik twórczości angielskiego pisarza i filologa dostrzeże jakże miłe dla oka i serca nawiązania do twórczości Mistrza.
Po kolei jednak. Martin postawił przed sobą ambitne zadanie. Postanowił stworzyć epicką opowieść, rozgrywającą się w alternatywnym wobec naszego świecie. Z tego zadania wywiązał się wyśmienicie. Postaci, przewijające się przez karty książki, są pełnokrwiste, targane wątpliwościami, brnące przez życie i godzące się ze swym losem, a także buntujące się przeciwko niemu. Akcja pełna jest nieoczekiwanych zwrotów. Martin ma niewątpliwie talent literacki.
Punktem odniesienia dla bohaterów powieści jest honor. Jednak tych, którzy oczekują odwzorowania tolkienowskiego świata, pełnego spiżowych bohaterów, czeka niespodzianka. Honor, choć istotny, ważny dla rycerzy, dam, może trochę mniej dla władców, okazuje się mocno kłopotliwym brzemieniem. Ci, którzy się nim bezwarunkowo kierują, przyjmują swój los niczym przeznaczenie – na wzór dźwigającego pierścień Froda, mają duże problemy, tak jak Eddard Stark, brzydzący się wszelkimi zakulisowymi rozgrywkami czy jego córka Sansa, żyjąca w idealnym świecie dam i rycerzy na białych koniach. Tacy ludzie padają ofiarami bezwzględności cynicznych osób, doskonale się odnajdujących w świecie intryg, kłamstw i spisków. Czy jednak autor opowiada się po stronie zła i odrzuca wszelkie wartości? Moim zdaniem, nie. Saga Martina to jakby ponowoczesny Władca pierścieni, ukazujący rzeczywistość z różnych punktów widzenia. Każdy z bohaterów w sposób subiektywny spogląda na rozgrywające się wydarzenia, usiłując przekonać nas do swych racji. Nikt nie kieruje się czystym złem, choć egoizm czy oszustwo niektórym nie są obce. Te subiektywne obrazy nakładają się na siebie, nie wyłania się jednak z nich jedyna słuszna obiektywna wizja, lecz świat widziany niewyraźnie, jakby w odbiciu zwierciadła. To prawdziwy świat, w którym dobro przeplata się ze złem, honor ze zdradą, prawda z kłamstwem, a miłość… No właśnie - miłość. To uczucie znajduje się w wyraźnej opozycji wobec honoru. Bo jak pogodzić wymogi wynikające z poczucia honoru, takie jak wierność, wynikająca ze zobowiązań rodowych, odwaga, poświęcenie wynikające z żołnierskiego życia, ciągłe ryzyko utraty życia, surowość wobec swych najbliższych - a wszystko to czynione głównie z troski o to, by kiedyś godnie złożyć swe kości obok szczątków czcigodnych przodków - z miłością, utożsamianą przez troskę o ciepło domowego ogniska?
Martin z wielką starannością tworzy alternatywny świat. Stopniowo poznajemy jego historię, odnajdujemy się w niuansach różnych wydarzeń. Jest to spójna wizja, o klasycznej budowie, w której bohaterowie zdają sobie sprawę z życia w trudnych czasach kryzysu i mają świadomość heroicznej przeszłości ich świata. Świat się zmienia – mawiali bohaterowie Władcy pierścieni Nadchodzi zima – czytemy w Pieśni lodu i ognia. To właśnie ta pora roku uosabia tolkienowskiego Saurona. Jej bliskość potęguje chciwość, pychę, a przede wszystkim - żądzę władzy. Istniejące status quo wali się z hukiem, a śledząc koleje losu bohaterów, trudno wyobrazić sobie co, poza autorytetem lub brutalną siłą króla, mogło jednoczyć dotychczas rody Westeros. Starków i Lannisterów różni wszystko.
Lektura tej powieści to prawdziwa uczta dla ducha. Nie tylko dla wielbicieli literatury fantasy, lecz dla każdego miłośnika dobrej książki. Sama Grę o tron nie ma wielu wad. Chyba, że za taką uznamy wspomniany już rodzaj relatywizmu etycznego. Jednak trzeba zaznaczyć, że najbardziej negatywnie odbieramy te postaci, z których perspektywy nie spoglądamy na rozgrywające się zdarzenia. Dla niektórych jednak fakt, że na stronicach powieści spotykamy pełnokrwistych bohaterów, z ich wadami i zaletami, w miejsce spiżowych herosów bez słabości, może być atutem. Nawet mnogość wątków nie jest problemem. Trochę irytująca może być co najwyżej chronologia, która sprawia, że wielu głównych bohaterów jest jeszcze dziećmi, a mimo to toczy wojny, zasiada na tronie, rodzi dzieci, a także zamiłowanie autora do nadmiernej koncentracji na opisach ubiorów wielu osób zaludniających stronice powieści. No, ale w tym przypadku to kwestia tego, co kto lubi.
Nie podejmuję się porównania Pieśni lodu i ognia z trylogią Tolkiena. Także z tego powodu, że ta pierwsza nie jest jeszcze skończona. Poza tym - ważny jest kontekst. Zmieniają się wymogi kulturowe i zapotrzebowanie czytelników. Być może powieść Tolkiena, napisana dziś, przeszłaby niezauważona lub zostałaby skrytykowana za archaiczność i infantylizm. Z kolei dzieło Martina mogłoby zostać niegdyś osądzone od czci za brak jasnego przesłania czy wspomniany relatywizm. Niewątpliwie Martin świetnie trafia w gusta dzisiejszego czytelnika. Powieść jest częścią monumentalnego projektu, wielowątkową mozaiką, napisaną z wielkim rozmachem, utrzymującą czytelników w ciągłym napięciu i oczekiwaniu na kolejne zdarzenia. Lecz jest to przede wszystkim rozrywka. Rozrywka wysokiej próby, naprawdę dobrej jakości, ale… No właśnie. Jak powiedział jeden z bohaterów tej powieści: ważne jest to, co jest po "ale”. Martin świetnie zaczął, dobrze kontynuuje, ale jak skończy? Tę kwestię rozstrzygnie czas.
Jeśli przeszłość jest prologiem, w takim razie arcydzieło George’a R. R. Martina – najbardziej pomysłowa i frapująca saga fantasy naszych czasów...
Mieszkańcy Przystani Wiatrów odkryli, że na ich planecie możliwe jest realizowanie odwiecznego marzenia ludzi. Wspomagani przez słabą grawitację i gęstą...