„Miłość jest super, jednak kosztuje człowieka mnóstwo energii i odbiera mu rozum. Do tej pory tylko o tym czytałem, słyszałem, ewentualnie obserwowałem. Teraz zaczynam się o tym sam przekonywać. I z każdym dniem czuję się głupszy”.
Jak to jest zakochać się od pierwszego wejrzenia, a właściwie od pierwszego usłyszenia? Skyler (Shy) przekonał się o tym na zajęciach z matematyki, gdy przez przypadek otrzymał nie swój test. Skylar (Sky) jest nową uczennicą, która niezbyt afiszuje się ze swoją osobą. Shy trafiła strzała amora i biedny nie wie, co ma począć.
Czy uda mu się zdobyć serce dziewczyny?
Od razu rzuciły mi się w oczy okładki książki, więc gdy tylko dostałam propozycję jej zrecenzowania, to nie wahałam się ani chwili. I to była dobra decyzja.
Po lekturze pierwszej części jestem mile zaskoczona, że tak mi się spodobała historia Shy i Sky (wiem, z początku może się mylić, ale tylko troszeczkę).
Całą książce opowie nam Shy, który z początku może wydawać się trochę roztrzepany, ale to dobry chłopak. Bywały sytuację, że był słodki, by zaraz przemienić się w bohatera swojej ukochanej. Miał ten swój urok, że od razu go polubiłam. I strasznie mu kibicowałam.
Myśli i uczucia Sky poznajemy w formie pamiętnika mało spotykanej przeze mnie formie. Z zapisków możemy spojrzeć na wydarzenia, które już znamy z zupełnie innej perspektywy.
Sky to dość skryta osoba, wiemy, że wydarzyło się coś złego, lecz nie znamy szczegółów. Zaintrygowało mnie to i mam nadzieję, że w drugim tomie uzyskam odpowiedzi.
Spędziłam miłe chwile z bohaterami, okraszone wesołymi i zabawnymi sytuacjami, ale również chwilami smutku i zadumy. To połączenie dało książkę, przy której można się pośmiać, ale i zastanowić nad pewnymi rzeczami. Podoba mi się taki zabieg.
Zabieram się za drugi tom. I oczywiście polecam zapoznać się z pierwszym.
ON WPADŁ PO USZY. ONA NADAL TEGO NIE CZUJE... Miłość od pierwszego wejrzenia (a właściwie usłyszenia) jest piękna, ale wcale nie musi zostać odwzajemniona...