Książka, która jest zbiorem stereotypów ubranych w kostium literatury rozrywkowej? Książka, która udaje coś innego? Z pozoru tani romans (przyczynia się do takiego wrażenia i tytuł – „Gra o miłość” – i graficznie nie do końca trafiona okładka. W rzeczywistości „Gra o miłość” to przerysowana powieść obyczajowa o przewidywalnej i opartej na schematach fabule.
Są trzydzieste urodziny Apolonii – nauczycielki języka polskiego. Apolonia jest życiowym nieudacznikiem, nie umie się modnie ubrać (jej ulubiona długość spódnicy to kilka centymetrów za kolano), nie umie odmówić bratu i bratowej, którzy bezwstydnie wykorzystują ją do opieki nad dziećmi, nie potrafi też znaleźć sobie faceta. Wszyscy traktują ją jak starą pannę, dyrektor szkoły obarcza dodatkowymi obowiązkami, rodzina dokucza. Apolonia nawet imię ma staroświeckie, tak samo, jak staroświeckie jest jej życie. Kiedy jednak wygrywa zaproszenie dla dwóch osób na bal sylwestrowy, postanawia, że nie odda go bratu i jego głupiutkiej żonie. Chce pojechać z przyjaciółką, Jolką. Ta jednak sprzeciwia się i namawia Apolonię, by znalazła sobie partnera. Zaczyna się Wielki Podryw. Przedstawiona jako staromodna stara panna, nie mająca żadnego doświadczenia w kontaktach z mężczyznami, Apolonia będzie potrzebowała pomocy. Nagle zacznie spotykać na swojej drodze różnych przystojniaków: każdego spróbuje zauroczyć w inny sposób. A czym będzie się różnić randka z materialistą od pracy z kolegą-nauczycielem? Jak poderwać geja? Apolonię czeka niełatwe zadanie, a kolejne próby znalezienia wymarzonego chłopaka kończące się fiaskiem łatwo mogą wpędzić w depresję. Od czego jednak prawdziwa przyjaciółka i babcia, która przeżywa właśnie kolejną młodość i nie może opędzić się od konkurentów do jej ręki?
Obok kolejnych przewidywalnych „akcji” podrywczych Apolonii rozwija się tu więc drugi wątek romantyczny, nie mniej stereotypowy. Do „gry o miłość” wstępują kolejni zawodnicy. Uczucia szalejące między częścią bohaterów mają, rzecz jasna, charakter platoniczny, seksu u Szymańskiej nie ma… Znajdą się bez problemu zwolennicy takiej wyidealizowanej fabuły, co do tego nie ma wątpliwości.
Martwi natomiast dostrzegalny brak sprawności warsztatowej autorki. Chropowate dialogi, niewygładzone opisy… nie ma tu rażących błędów stylistycznych, a jednak całość nie wybrzmiewa tak, jak powinna, coś zgrzyta. Może banalność i powtarzalność tematu, może pewna nienaturalność widoczna w rozmowach… Nie powala „Gra o miłość” na kolana, ale jest znośnym czytadłem. Jeśli oczywiście ktoś lubi schematyczne, standardowe, typowe obyczajowe powieści o poszukiwaniu romantycznej miłości. W kilku miejscach miałam za to wrażenie, że przed opublikowaniem nikt nie przeczytał tej książki uważnie – parę stron w ogóle nie ma korekty, a błędy ortograficzne, jakie się na nich przytrafiły, mogą załamać czytelników.
Jak na książkę, która ma przynieść wytchnienie po ciężkim dniu, sprawdza się „Gra o miłość” nieźle. Na uwagę zasługują próby indywidualizowania języka bohaterów – humorystyczne wypowiedzi pana Kazia i drażniące „bynajmniej” u Violetki – to sygnał, że Szymańska wyczuwa (lub stara się wyczuć) atmosferę, chce zaakcentować odmienność charakterów. W ogóle daje się tu zauważyć – na co wskazuje też owo przerysowanie i klisze – tendencję do ironicznego, dowcipnego opowiedzenia rzeczywistości. A to już zwiększa wartość tej pozycji.