Głodnemu trup na myśli to przezabawna powieściowa komedia kryminalna, która rozbawi do łez każdego, kto posiada choć odrobinę poczucia humoru. Co ważne: również intrygująca zagadka kryminalna wypada w niej całkiem interesująco.
Zacząć należy od tego, że nowa powieść Iwony Banach to kontynuacja książki Niedaleko pada trup od denata, choć obie pozycje można z powodzeniem czytać niezależnie. Powracamy w niej do znanych już bohaterów – Magdy, która za wszelką cenę pragnie prowadzić agencję detektywistyczną, jej chłopaka Mikołaja, policjanta, który uważa, że nie jest to zajęcie odpowiednie dla kobiety, byłego faceta Magdy, Pawła, pragnącego odzyskać względy naszej bohaterki i wieść przy jej boku wygodne życie, a także nieco szalonej prepperki Emilii Gałązki, która z niecierpliwością wygląda kolejnego końca świata. Tym razem wspólnie zmierzą się z zagadkową śmiercią „polskiej Amerykanki", która powróciła do kraju, by odkryć własne korzenie, doświadczyć niezapomnianych przeżyć kulinarnych i... stracić na wadze.
Tu trzeba zaznaczyć, że choć mamy do czynienia z komedią kryminalną, to zagadka jest w powieści całkiem poważna, a intryga – spójna, sprawnie skonstruowana. Lektura wciąga bez reszty, choć mowy być nie może o charakterystycznym dla kryminału napięciu – to szybko znika w nawale żartów, dowcipów sytuacyjnych oraz humoru narracyjnego. I nie jest to wada, tylko cecha charakterystyczna gatunku, którego powieść Głodnemu trup na myśli jest przykładem znakomitym. Fabuła przerywana jest co chwilę odautorskimi komentarzami dotyczącymi współczesności – ironicznymi, sarkastycznymi, mniej lub bardziej zjadliwymi, ale zawsze lapidarnymi, wyjątkowo trafnymi. Iwona Banach z dygresji popada w dygresję – zupełnie jak Joanna Chmielewska w najlepszym okresie swej twórczości. Jej poczucie humoru broni się, a stężenie absurdu momentami osiąga niewyobrażalne poziomy. Bywa, że prawdopodobieństwo w książce schodzi na dalszy plan, ustępując przerysowaniu, które ma rozbawić czytelnika. Tak, w tej powieści kotlety tłucze się granatem... rozbrojonym – przynajmniej wedle wszelkiego prawdopodobieństwa. Najważniejsze jest jednak to, że Głodnemu trup na myśli to lektura nieodparcie zabawna dla każdego, kto ma choć odrobinę poczucia humoru.
Iwona Banach stawia sobie jeden cel: wywołać uśmiech na twarzy czytelnika. Podporządkowuje temu zadaniu wszystkie aspekty powieści – od sposobu prowadzenia narracji, aż po konstrukcję postaci. Najwięcej sympatii budzi główna bohaterka, robiąca wszystko, by zjednać sobie uznanie komendanta policji, którego pozytywna rekomendacja jest jej potrzebna do założenia agencji detektywistycznej. Skrajnie przerysowaną postacią jest ciotka Emilia, zawsze gotowa na kolejny koniec świata, hodująca postapokaliptyczne grzyby i gotująca rosół na konserwach. Karykaturalny jest Paweł, pragnący czerpać korzyści z każdej sytuacji. Współczucie budzi Mikołaj, jedyny normalny człowiek w tym gronie, próbujący kontrolować chaos wywoływany przez resztę towarzystwa. A przy okazji – znaleźć sprawcę zbrodni.
Bywają różne komedie kryminalne. Te, w których humor i przerysowanie autorzy starają się łączyć z prawdopodobieństwem, a także takie, których autorzy idą na całość i rezygnują z wszelkich hamulców, za główny cel stawiając sobie doprowadzenie czytelników do łez. Iwona Banach należy do drugiej grupy pisarzy, jej nową powieść warto więc czytać w izolacji od innych ludzi. Inaczej świadkowie gotowi są uznać, że powinniśmy zostać skierowani na przymusowe odosobnienie.
Zabawna historia o tym, że wiek nie zna granic... W małym miasteczku emerytowani pracownicy policji nie mogą znaleźć sobie miejsca, nudząc się i wysłuchując...
Na terenie utworzonego przez pewną pasjonatkę kryminałów Prywatnego Parku Zbrodni, dochodzi do morderstwa. Tymczasem nieopodal odbywa się zlot blogerek...