Szalona komedia kryminalna, kontynuacja bestsellerowej powieści "Niedaleko pada trup od denata".
Do drogiego ośrodka leczenia zaburzeń odżywiania przyjeżdżają dwie ,,polskie Amerykanki". Kiedy zwłoki jednej z nich zostają znalezione na klatce schodowej pobliskiego bloku, marząca o karierze prywatnego detektywa Magda postanawia rozpocząć śledztwo. Niebawem okazuje się, że zmarła kobieta była milionerką, że pochodziła właśnie z tych okolic i że... zobaczyła ducha.
Magda zakłada agencję detektywistyczną, licząc na pomoc ze strony swojego chłopaka policjanta, ale Mikołaj od początku był przeciwny temu pomysłowi i nie zamierza jej wspierać. Magda nie poddaje się i zaczyna działać na własną rękę. Sytuację wykorzystuje Paweł, który nadal chce odzyskać byłą dziewczynę. Tymczasem Emilia Gałązka jest już gotowa na kolejny koniec świata.
Wydawnictwo: DRAGON
Data wydania: 2020-06-17
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 352
Język oryginału: polski
Jestem świeżo po przeczytaniu dwóch książek Iwony Banach.
Jako fanka komedii kryminalnych te książki oceniam na 6.
Długie zdania, które mnie momentami zaczynały nudzić. Bardzo stereotypowe podejście do postaci które momentami były aż przerysowane.
Oceniłam ją troszkę wyżej niż pierwszą część bo po prostu bardziej mnie wciągnęła .
Zabawne teksty z których można się pośmiać
np. rozmowy o Krupniku ;)
" - ona jest pijana
- nie pijana, zupę jadłam
-jasne, Krupnik?
- Krupnik, dobra zupa.
Dopiero wtedy dokładniej przyjrzeli się temu co stało na stole. Tacka z bigosem, opróżniona do połowy butelka wódki krupnik i talerz"
No uśmiałam się do łez!
Sama fabuła bardzo i zawiła do końca nie wiadomo kto jest mordercą, plus również za to że, że koniec książki jest delikatnym wstępem do kolejnej części. Uwielbiam takie zakończenie które wprowadzają zainteresowanie co będzie dalej.
"Głodnemu trup na myśli" to nie jest lektura dla każdego. Osoby, które nie mają poczucia humoru i dystansu do otaczającej rzeczywistości mogą stwierdzić, że historia pewnego trupa jest nudna. Jednak jeżeli lubisz absurdalne sytuacje, przerysowane postacie, to masz przed sobą idealną lekturę na letnie popołudnie.
Zatem, jeżeli zdecydujesz się na przeczytanie "Trup głodnemu na myśli" to pamiętaj o kilku zasadach.
1 Nie czytaj książki w miejscach publicznych. Niekontrolowane wybuchy śmiechu mogą zostać źle odebrane przez osoby postronne.
2 Całość została okraszona pysznymi kulinarnymi daniami, które pobudzają apetyt i wyobraźnię. Dlatego nie zalecam czytania tej książki na głodnego.
3 Miej dystans do czytanej historii. To nie jest naukowa rozprawa o prowadzeniu śledztwa ani mroczny kryminał. Ta historia ma bawić, zaskakiwać i zmuszać do myślenia. Wiele cennych spostrzeżeń dotyczących współczesnego świata i mentalności ludzi jest podanych jak na tacy. Wystarczy tylko uważnie przeczytać.
„Głodnemu trup na myśli” to druga część komedii kryminalnej „Niedaleko pada trup od denata”. Przyznam się bez bicia, że nie czytałam pierwszej części. Mimo to postanowiłam sięgnąć po tzw. trupka bo Autorka, Pani Iwona Banach napisała, że części można czytać niezależnie.
Magda robi wszystko aby założyć agencję detektywistyczną. Aby jej się to udało musi zdobyć szereg „kwitów” w tym pozytywną opinię komendanta policji. Bardzo liczy na wsparcie swojego chłopaka, policjanta. Jednak ten nie chce jej w tym celu wspierać. Ma zupełnie inne wyobrażenie o roli kobiety. Wizja uganiającej się za bandytami Magdy, zdecydowanie nie wpasowuje się w jego światopogląd. Mikołaj nie chce jej pomóc, więc Magda chcąc nie chcąc prosi o pomoc swojego byłego chłopaka - Pawła. Ten błędnie interpretuje jej zamysł i wierzy, że uda mu się Magdę odzyskać.
Jak w każdym prawdziwym kryminale, jest też morderstwo. W przedziwnych okolicznościach ginie Amerykanka polskiego pochodzenia, która przyjechała do drogiego ośrodka, w którym leczy się zaburzenia odżywiania. W skrócie mówiąc to klinika dla bogatych ludzi, gdzie odchudza się przede wszystkim ich portfele.
W całej książce jest duża ilość zabawnych dialogów, wartkich akcji i gagów sytuacyjnych. Zerknijcie na jeden z nich:
„I w ten sposób rozpoczęli marsz ku zagładzie. W sumie własnej. Głupi, wydawałoby się niewinny przeskok przez płot bywa utrudniony, kiedy ten płot podłączony jest do prądu i co istotne, jest listopad. A i tak delikwent powinien być wdzięczny, że przez pastuch elektryczny płynie prąd o mocy zaledwie sześciu woltów. Listopad to miesiąc, który przesącza się mgłą i deszczem przez wszystko, nawet przez najgrubsze ubrania, moczy kurtki, nasącza buty, sprawia że wilgną nawet kalesony. Dlatego dziki wygibas chłopaka, jego zaciśnięte na drucie dłonie i towarzyszący mu bolesny wrzask nie powinny zdziwić kolegów a zdziwiły.
- A… a… aaaa!!! – poniosło się echem po posesji.
- Zamknij się, debilu! – poinstruował go kolejny i walną go z liścia w plecy, co jemu też udzieliło odrobiny wstrząsu. Trzeci, chcący ich ratować, dołączył natychmiast do wrzasków. Po chwili wszyscy padli, tylko ostatni wierzgał jak najbardziej zawzięcie.
- O ja pier… - jęknął. – Teraz to już sprawa życia i śmierci! – oświadczył, wstając. – Idziemy!
- Niektórzy ludzie nie umieją odpuścić.
Kopniakiem wywalili furtkę i wtargnęli na teren zachwyconego Rafaela. Pies lubił takich nocnych gości, szczególnie jak usiłowali uciekać. Zaczął ich gonić, kłapać zębiskami i szczekać.”
Cala fabuła książki jest tak abstrakcyjna i zagmatwana, że nie udało mi się prawidłowo wytypować mordercy. Ilość przerysowanych bohaterów jest spora i lekko wprowadza chaos do książki. Dzięki temu jest jeszcze zabawniej. Pojawiające się wizje końca świata, duchy oraz prepersi bardzo przypadli mi do gustu. Książka lekka i naprawdę zabawna, nie da się przy niej nudzić.
Za tę bardzo zabawną książkę do recenzji dziękuję Wydawnictwu Dragon. Polecam i zapraszam na stronę Wydawnictwa: http://wydawnictwo-dragon.pl/
Wydawnictwo: Dragon
Ilość stron: 352
Data premiery: 17 czerwca 2020
Przyznaję się bez bicia, że zawsze stroniłam od komedii kryminalnych, bo to po prostu nie jest mój typ humoru. Są takie sprawy, z których moim zdaniem się nie żartuje i właśnie zabójstwa są jedną z nich. Autor naprawdę musi nieźle poprowadzić akcję i przedstawić bohaterów, żebym uznała to za zabawne, a nie niesmaczne czy po prostu głupie. Czy tutaj się to udało? Mam wrażenie, że niestety nie.
Jest to druga komedia kryminalna pani Iwony Banach, ale dziś skupię się wyłącznie na „Głodnemu trup namyśl”, bo sądzę, że mimo wszystko jest ona lepsza od swojej poprzedniczki.
Książka opowiada historię Magdy, która pragnie założyć w małym miasteczku agencję detektywistyczną, ale większość ludzi z jej otoczenia jest temu przeciwna, łącznie z jej obecnym partnerem – Mikołajem. Dziewczyna jest jednak bardzo uparta i zdeterminowana, więc gdy w jednym z bloków dochodzi do morderstwa pewnej otyłej Amerykanki, od razu angażuje się w tę sprawę i pragnie znaleźć sprawcę tego niecnego czynu. We wszystkim Magdzie pomaga między innymi jej były chłopak Paweł, który jest dziennikarzem. W tej pozycji pojawia się jeszcze mnóstwo innych bohaterów, których nie sposób spamiętać, ale każdy z nich jest „po coś”, co zdecydowanie działa na plus tej książki, bo nie ma takich postaci, które nie wnoszą nic konkretnego do fabuły, a ja tego właśnie strasznie nie lubię.
Ogólnie mam wrażenie, że cała ta książka to seria skeczy komediowych, ale nie wiem czy to wychodzi jej na dobre. Przyznaję, było kilka momentów, gdy się zaśmiałam, szczególnie w tych częściach z przemyśleniami i to właśnie je uważam za najlepszy element całej tej pozycji, ale przez zdecydowaną większość czasu po prostu się nudziłam. Nie mogłam ani trochę wczuć się w tę historię, bo jak dla mnie jest ona nierzeczywista i niektóre z wydarzeń bardziej kojarzą mi się z kreskówkami dla dzieci, niż z typowym kryminałem. Wszystko jest niesamowicie przerysowane, karykaturalne, a mnie akurat coś takiego nie bawi. Szczerze mówiąc to nawet nie chciało mi się zastanawiać, kto mógł zabić, ale myślę, że jak nie jesteście pożeraczami kryminałów, to możecie być zaskoczeni rozwiązaniem. Natomiast ktoś, kto siedzi w tym gatunku już długo, od razu się domyśli, kto tak naprawdę zabił kobietę.
Całość napisana jest lekkim i czytelnym językiem, strony przewraca się błyskawicznie, co jest na pewno dużym atutem tej historii. Myślę, że komuś ta książka może naprawdę przypaść do gustu, ale niestety ja do tego grona nie należę. Dla mnie tych dwóch gatunków nie powinno się jednak łączyć, bo po prostu śmierć nie jest zabawna. W dodatku humor autorki jest naprawdę specyficzny i wiele z sytuacji, które miały być zabawne, dla mnie były nieco infantylne.
Nie jest to na pewno książka zła i jeżeli ktoś ma podobne poczucie humoru do autorki, to prawdopodobnie będziecie zachwyceni i bardzo miło spędzicie z nią czas. Mnie natomiast poruszane w niej wątki nie śmieszyły ani trochę. Fabuła do mnie nie przemówiła, ale jeżeli pani Banach spisałaby swoje przemyślenia w formie książki to z chęcią bym się z nimi zapoznała, bo jej podejście do niektórych spraw naprawdę mnie intryguje.
Reasumując, wolę poważniejsze historie i zdecydowanie lepiej bym ją przyjęła, gdyby humor był na przykład w dialogach, jakieś żarty słowne i tak dalej, a nie takie mocne przerysowanie i robienie ze wszystkich bohaterów wariatów. No cóż, przynajmniej teraz wiem, że komedia kryminalna jest nie dla mnie.
„Głodnemu trup na myśli” Iwony Banach to drugi tomu cyklu komedii kryminalnych o Magdzie i jej ciotce Emilii Gałązce. Pierwszy tom pt. „Niedaleko pada trup od denata” przyjęłam pozytywnie, więc i tu miałam nadzieję na satysfakcjonującą lekturę. I nie zwiodłam się! Historia kryminalna jest ciekawa, ale muszę przyznać, że prym wiodą tu rewelacyjne postacie. Mamy tu Amerykankę z polskimi korzeniami, która, a i owszem, przyjechała do ośrodka na odchudzenie, ale tak ogóle to raczy się głównie pierogami i krupnikiem… Zupą oczywiście ? Jest Myszka, dziewczynka, która zamiast fascynacji jednorożcami woli jednak kryminalistykę i duchy. Są programiści, właściciele firmy deratyzacyjnej, którzy trudnią się ubijaniem chomików… A to wszystko jest pretekstem by pogadać o własności praw literackich, o #czytajlegalnie, o Polakach i polskich Amerykanach i o internetach… Do tego masa zabawnych sytuacji, dużo uszczypliwego humoru, absurdów i ironii! Bawiłam się doskonale i czekam na więcej! Gorąco polecam!
Wykrotowice - miasteczko nieduże. Oryginały się zna. Na Pawełka nie ma mocnych, na Amelię też nie. W powieści pojawiają się nowi, nietuzinkowi bohaterowie. W jednej klatce bloku mieszkają niekonwencjonalni mieszkańcy. Jest Zmorek, kobieta od sekty, baba od klątw wieczystych, czyli Salmanarana Shapita. Me serducho podbiła jedenastoletnia Myszka, która bawi się luminolem i licznikiem Geigera.
Tym razem na topie są duchy. Ludzie wariują na ich punkcie. Policjant ma dużo nadprzyrodzonych zgłoszeń. Nie brakuje teorii spiskowych i niebanalnych wizji końca świata. To wszystko sprawia, że czytelnik znajdzie się w oparach alkoholu i absurdu. Fabuła zakręcona i pokręcona. Ja nie wiem, co autorka je, pije, pali, wącha, skoro w jej głowie rodzą się takie szalone pomysły. Czytajcie i trzymajcie logikę na wodzy. W potoku słów bohaterów szukajcie sensu i oddzielcie prawdę od plotek, bo te rozchodzą się jak pensja w dzień wypłaty. Normalność w tej komedii kryminalnej jest sprawą względną i umowną, a akcja prze do przodu jak szalona.
Dom Odchudzającej Sytości dobrze prosperuje. Absurdalnie dobrze. Bawiły mnie sposoby odchudzania, stosowane terapie, instagramowe dania i funkcjonowanie ośrodka, a nawet nazwy gabinetów. Tu trafiły polskie Amerykanki postury motyla na sterydach. Idalia von Wontrupka to taka nasza przaśna kobita, ino z dolarami w kieszeni. Książkę odebrałam też jako satyrę na Polaków mieszkających w Ameryce z dziada pradziada, którzy widzą ojczyznę oczami przodków i idealizują ją, nie mając pojęcia o rzeczywistości.
W powieści jest bardzo kulinarnie. Dania w ośrodku, oferta lokalnych barów, niezrównana w smaku i składnikach kuchnia babci Myszki, oryginalne potrawy prepperki. Ja rozumiem leczenie zaburzeń odżywiania i nawet popieram, ale… tak kusić pierogami, tak mamić polskim żarełkiem, to po prostu się nie godzi! Autorka zachwala pierogi i polskie jedzenie, a czytelnik przeżywa katusze. Lojalnie uprzedzam! W trakcie czytania czytelnikowi grozi ssanie w żołądku i ślinotok.
Magda, sweetie, uważajta na kleszcze. (s. 237)
To przykład sposobu wysławiania się Idalii. Autorka bawi się językiem polskim, okraszając grę słów gwarą i amerykanizmami. Posługuje się absurdem i ironią, a jej porównania i metafory to perełki. Ma trafne spostrzeżenia, przedstawia użycie przedmiotów w zaskakujący sposób. Nawet nauczyłam się po ludzku kwakać!
"Głodnemu trup na myśli" i… wiele innych rzeczy. Pod warstwą trupków i polskiego żarełka Iwona Banach ukrywa dążenie do realizacji marzeń, podcinanie skrzydeł bliskim, zajadanie stresu, powody zaręczyn. Wbija szpile antyszczepionkowcom, straganiarzom z chińszczyzną, ludziom na dietach, hejterom. Rozprawia się z plotkarzami i babciami i czeka na fantastyczny koniec świata wraz z Emilią.
Komedie kryminalne dopiero od niedawna i za sprawą innej polskiej autorki przypadły mi do gustu. Wcześniej nie potrafiłam się jakoś w nich odnaleźć i kilka prób kończyło się odkładaniem książek na półkę. Teraz muszę przyznać, że wręcz wypatruję tego gatunku, by móc nie tylko prowadzić śledztwo, ale i dobre się bawić, a czasami parskać śmiechem. W końcu czytanie to także dobra zabawa i nie zawsze trzeba czytać coś poważnego, poruszającego czy pouczającego. Relaks i śmiech też są ważne!
Do jednego z niezwykle drogich ośrodków leczenia zaburzeń odżywiania przyjeżdżają dwie kobiety tak zwane "polskie Amerykanki". Niestety jedna z nich nie nacieszyła się pobytem w kurorcie, gdyż jej zwłoki zostają znalezione na klatce schodowej niedaleko znajdującego się bloku. Magda, która od pewnego czasu marzy o karierze prywatnego detektywa, postanawia poprowadzić śledztwo i dowiedzieć się co się stało. Dość szybkom okazuje się, że martwa kobieta była niezwykle bogata i pochodziła właśnie z tych okolic. Mało tego! Pojawia się informacja, jakoby denatka przed śmiercią ujrzała... ducha!
Magda nie zastanawia się zbyt długo i zakłada agencję detektywistyczną, licząc, że w prowadzeniu śledztwa pomagał jej będzie chłopak, który jest policjantem. Niestety Mikołaj, który od początku był sceptycznie nastawiony na pomysły dziewczyny, nie ma ochoty jej pomagać. Magda mimo wszystko nie poddaje się i na własną rękę zaczyna działać w kierunku rozwiązania zagadki zarówno śmierci, jak i ducha. Jak się okazuje, sytuację planuje wykorzystać Paweł, który chce odzyskać swoją byłą.
Iwona Banach zdecydowała się na umieszczenie w swojej książce wielu wątków, ale zrobiła to w sposób niezwykle opanowany i kontrolowany, dzięki czemu czytelnik nie ma problemów z poukładaniem wszystkiego, jak należy. Nie miałam okazji czytać pierwszego tomu, ale zdecydowanie muszę to nadrobić. Muszę przyznać, że pomysł na absurdy, które gonią kolejny, autorka ma w małym palcu, a dialogi, które są niezwykle lekkie, potrafią rozbawić do łez. Dodatkowo choćby nie wiem, jak zabawne to wszystko było, to Iwona Banach ma niezwykłe oko do obserwacji i umieszczania ich w swoich książkach (a przynajmniej tej).
"Czasami nic się nie wie o drugim człowieku, zanim nie pozna się jego marzeń"
Magdalena niedawno rozstała się z Pawłem, czemu bardzo przeciwna jest jej matka - Emilia. Kobieta uważa, że na jej córkę przeszedł najwyższy czas na stabilizację, założenie rodziny, dzieci - najlepiej dwójkę. Magda ma zupełnie inny pomysł na życie, który daleko odbiega od matczynych wizji. Postanawia założyć agencję detektywistyczną. Liczy na pomoc swojego chłopaka, Mikołaja, który jest policjantem. W miejscowości w której mieszka Magda znajduje się ekskluzywny ośrodek leczenia zaburzeń odżywiania. Ma on swoją własną, bardzo dziwną metodę skutecznego odchudzania, między innymi są to wyszczuplające lustra :) Do ośrodka trafiają dwie „polskie Amerykanki”, które ochoczo przystępują do odchudzania, stosując restrykcyjną dietę, a na boku i po cichu zajadając się pysznymi polskimi pierogami. Niespodziewanie na klatce schodowej jednego z bloków zostają znalezione zwłoki jednej z kobiet. Okazuje się, że ta, była milionerką i pochodzi z tych stron. Magda marząca o pracy detektywa, ochoczo przystępuje do śledztwa.
Zaskakująca i dynamiczna akcja ukazuje przeróżne, nieoczekiwane i zdumiewające absurdy. Fabuła ciekawie skonstruowana, ocieka sarkazmem i dobrym humorem. Krąży wokół głodu, trupa, ducha, bezmyślnego korzystania z internetu i przeróżnych dziwactw. Wszystko to okraszane komentarzami autorki, zawsze idealnie trafionymi w punkt. Jestem pod wrażeniem niesamowitej wyobraźni autorki i lekkiego, płynnego stylu. Niesamowicie i zadziwiająco ukazani bohaterowie, osoby bardzo specyficzne, pokręcone, trudne, często oderwane od rzeczywistości. Mające swoją wizję świata. Myszka, ta dziewczynka bije wszystkich na głowę, jej teksty – rewelacja, nie da się jej nie lubić. Dopracowane, szczere do bólu dialogi wywoływały moje głośne wybuchy śmiechu :) Wątek kryminalny dobrze rozbudowany, do końca intrygował i trzymał w niepewności.
Zaskakujące połączenie przyciągającej zagadki kryminalnej z humorem pełnym absurdów. Duchy, przerażające klątwy, zabobony i nieuchronnie zbliżający się koniec świata. Bardzo lekka i zabawna opowieść, nie ma mowy o nudzie. Zakończenie było dla mnie sporym zaskoczeniem. Idealny rozgardiasz i galimatias. Polecam :)
http://tatiaszaaleksiej.pl/?p=2954
Do drogiego ośrodka leczenia zaburzeń odżywiania przyjeżdżają dwie ,,polskie Amerykanki". Kiedy zwłoki jednej z nich zostają znalezione na klatce schodowej pobliskiego bloku, marząca o karierze prywatnego detektywa Magda postanawia rozpocząć śledztwo. Niebawem okazuje się, że zmarła kobieta była milionerką, że pochodziła właśnie z tych okolic i że... zobaczyła ducha.
Magda zakłada agencję detektywistyczną, licząc na pomoc ze strony swojego chłopaka policjanta, ale Mikołaj od początku był przeciwny temu pomysłowi i nie zamierza jej wspierać. Magda nie poddaje się i zaczyna działać na własną rękę. Sytuację wykorzystuje Paweł, który nadal chce odzyskać byłą dziewczynę. Tymczasem Emilia Gałązka jest już gotowa na kolejny koniec świata.
"Głodnemu trup na myśli" jest kontynuacją powieści "Niedaleko pada trup od denata". Jednakże obie te książki bez problemu można czytać niezależnie od siebie.
Iwona Banach doskonale łączy kryminał z komedią. Znając pióro autorki, wiem że mogę liczyć na dobrą zagadkę kryminalną, którą ciężko będzie mi rozwikłać. Choć i tym razem bardzo się starałam, jakoś wydedukować, kto jest mordercą... koniec końców nie wpadłam na rozwiązanie. Za to właśnie cenię sobie autorkę i jej zgrabne lawirowanie faktami, poszlakami, mylnymi tropami i całą masą mniej lub bardziej absurdalnych sytuacji i wydarzeń.
Komedia kryminalna to wbrew pozorom bardzo wymagający gatunek, bowiem trzeba nie lada manewru, aby trafić w poczucie humoru czytelnika. A Iwona Banach z pewnością tę sztukę opanowała do perfekcji, gdyż humor zawarty na jej kartach powieści bez wątpienia jest nietuzinkowy. Autorka kolejny raz tworzy fabułę, w której absurd goni absurd, kuriozalność sytuacji oraz liczne teorie spiskowe. Dla przykładu wątek z rozbijaniem kotletów... granatem czy pewne kulinarne łowy pacjentek szpitala.
"Żona. To słowo odrobinę spędzało mu sen z powiek, bo mając żonę, ma się też teściową. Do której powiedział "leżeć" jak do psa... Tylko co i jak miał powiedzieć? "Niech się łaskawa pani zechce położyć, bo zaraz nam łby pourywa"?"
Każdy z bohaterów został dopracowany w najdrobniejszym szczególe, a nawet w pewien sposób przerysowany. To nie tylko nakreślenie jego wyglądu, ale i charakteru, toku myślenia, pokazanie jego emocji. Magda to silna i odważna kobieta, która dąży do spełnienia swoich marzeń, aby zostać detektywem. Mikołaja jak lubiłam, tak lubię. Z kolei Paweł to tym razem taka chorągiewka - leci tam, gdzie może osiągnąć dla siebie jakieś korzyści. I jest jeszcze moja ulubiona postać - Emilia Gałązka, dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Potrafi wszystko naprawić, zrobić i przerobić, a poza tym szykuje się na kolejny koniec świata! Z pewnością więc na nudę nie można narzekać, bo dzieje się sporo.
"Bo jak można zrozumieć wariatkę, która szykuje konserwy na koniec świata, hoduje mackowate grzyby, na widok których robi się słabo, i z zachwytem patrzy w niebo, wyczekując piekielnej asteroidy?"
To powieść dla tych, którzy mają do siebie dystans, którzy potrafią porzucić wszelkie uprzedzenia i spojrzeć na wszystko z boku. Autorka bowiem kreśli polską mentalność, ukazując nasze przywary, słabości, stereotypowe myślenie, ocenianie ludzi po pozorach. Krótko mówiąc "Głodnemu trup na myśli" to pokazanie otaczającego nas świata w krzywym zwierciadle.
To już wiecie, kiedy zamierzacie skosztować tego "trupka"? Na śniadanie, obiad, kolację, a może i na głodnego...? Smacznego! ?
Zabawna historia o tym, że wiek nie zna granic... W małym miasteczku emerytowani pracownicy policji nie mogą znaleźć sobie miejsca, nudząc się i wysłuchując...
Główna nagroda w konkursie literackim Wydawnictwa ,,Nasza Księgarnia"! Pewnego dnia w życiu całkiem spokojnego mężczyzny pojawia się dziewczyna...