Ilana, Sashie, Mara i Nomi – kobiety, które łączą tylko (i aż) więzy krwi. Każda z nich opowiada swoją historię. Każda z nich wciąga nas w swój świat. Świat będący miejscem nieustannej rywalizacji pokoleń. Walki, która w rezultacie prowadzi tylko do jednego. Nieustannie do tego samego… Na cztery głosy rozłożone są kwestie kobiece w książce Judy Budnitz. Każda z bohaterek prowadzi monolog. Monologi krzyżują się, uzupełniają, tworząc kilkudziesięcioletnie dzieje rodziny. Każda z bohaterek wie jedno – chce zrobić wszystko, aby nie być podobną do swojej matki. W teorii rzecz prosta, w praktyce bardzo trudna do wykonania. Czy w ogóle wykonalna?
Rodzina, której przedstawicielkami są kobiety, na pierwszy rzut oka wydaje się być specyficzna, niecodzienna. Groteska połączona z realizmem magicznym, dominującym w powieści, sprawia, że z początku świat przedstawiony jawi nam się jako zwykła bajka. Dopiero z czasem przekonujemy się, że wyolbrzymienie i magia nie są od nas wcale aż tak odległe. Więcej – to właśnie one sprawiają, że zaczynamy doskonale rozumieć opowieści kobiet, że jesteśmy w stanie się z nimi utożsamiać. Któż z nas jest bowiem wolny od zabobonów i dziwacznych marzeń? „Gdybym ci kiedyś powiedziała” to studium kobiecej psychiki. Jej niezmiennej natury; esencji, której nie zmieniają ani czasy, ani obyczaje. To podróż w głąb siebie przeżywana w trakcie czytania powieści Budnitz. Kobiecy świat zostaje tu rozebrany na czynniki pierwsze, odarty ze wszelkich pozorów. Jest autentyczny i przez to tak bardzo poruszający. Żadna kobieta, jak się okazuje, nie jest z natury feministką.
Dlatego mężczyzna, choć skomentowany przez jedną z bohaterek powieści dosadnie: „jednak mężczyźni są wszyscy tacy sami: to głupki”, jest niezbędny do pełnego, szczęśliwego życia. Relacje: matka – córka, siostra – brat, kobieta – mężczyzna to trzy główne, a zarazem najważniejsze i w świecie niefikcyjnym, relacje w „Gdybym ci kiedyś powiedziała”. Książka przepełniona romansami i dramatami życia codziennego jest na wskroś prawdziwa.
Powieść przypominać może momentami „Marakesz” słowackiego pisarza Václava Pankovčína. Autorka stosuje podobne metody obrazowania posługując się karykaturą i wprowadzając w treść elementy magiczne. W „Gdybym ci kiedyś powiedziała” znajdziemy jednak więcej naturalizmu. I zamiast humoru, prozę zwykłego, szarego dnia. Mimo to, a może właśnie dlatego, książka jest tak niesamowicie wciągająca. Czyta się ją jednym tchem jak gdyby czytało się o sobie (choć czasem wstyd się do tego przyznać). Od początku do końca trzyma w napięciu, a samo jej zakończenie jest idealnie dopracowane. Nie daje ani poczucia niedosytu, ani poczucia nadmiaru.
„Gdybym ci kiedyś powiedziała” to zdecydowanie jeden z najciekawszych debiutów powieściowych ostatniego czasu.
Anna Szczepanek