Młody jeszcze nigdy nie napisał prawdy, Papa robi zdjęcia, które mogą skompromitować pół Warszawy, Gambit sprzeda własną żonę dla słupków oglądalności, a Nora – no cóż, potrafi używać urody i jest zdeterminowana. Tylko Trzeźwy wie, jak funkcjonuje ten świat i potrafi pociągać za odpowiednie sznurki. W końcu przez lata robił w polityce. Różnią się od siebie wszystkim, a jednak ich ścieżki się przetną.
Bo to działa na każdego. Władza, pieniądze, sława. Są ludzie gotowi zapłacić za to każdą cenę. I zapłacą.
Taka zapowiedź widnieje na czwartej stronie okładki powieści Marcina Kąckiego Fak Maj Lajf, nie oddając jednak tego, z jaką lekturą przyjdzie się zmierzyć czytelnikowi. Autor brutalnie obnaża wzajemne powiązania światów mediów popularnych, showbiznesu, celebrytów, polityków i „zwykłych” zjadaczy chleba.
Czy zastanawialiście się kiedyś jak powstają newsy w „kolorowych” gazetach? Czy kiedykolwiek żal Wam było zaszczutych przez media celebrytów? Fak maj lajf odziera ze złudzeń, choć autor zarzeka się, że żadne wydarzenie nie miało miejsca w rzeczywistości i żadna z opisanych postaci nie jest prawdziwa. Kolorowa prasa dziś - podobnie jak wiele lat temu - żyje dzięki zamieszczaniu kompromitujących zdjęć wielkich i znanych ludzi tego świata. A jednak coś się zmieniło. W latach siedemdziesiątych szokowały nas nagie zdjęcia gwiazd, wywołując skandale. A dziś? Zdjęcie wyrzuconych na brzeg zwłok kilkuletniego uchodźcy obiega cały świat w ułamku sekundy, ale dla większości ludzi jest to tylko fotografia – przecież ich to nie dotyczy. Poklną na polityków, świat, nawet - goniące za sensacją media i idą dalej. Każdy dziś nosi przy sobie telefon komórkowy i każdy z nas może stać się twórcą newsa o celebrycie - wystarczy, że pstryknie wyrwaną z kontekstu fotkę. Czy naprawdę nie ma dziś znaczenia, jak mówią, byle tylko mówili? Czy naprawdę staliśmy się społeczeństwem tak podatnym na manipulacje ze strony kolorowych pism, w których teksty pisane są prostym językiem, jednostronne, zupełnie pozbawione niuansów? Czy wszystko, co wymyślą redaktorzy, uznajemy za prawdę, bo fakty są zbyt nudne i nikogo nie obchodzą? Czytelnicy - w opinii redaktorów „szmatławców” - nie chcą prawdy. Wszyscy pragną sensacji. Chcą choć na chwilę oderwać się od smutnej rzeczywistości i „uczestniczyć" w życiu wielkich. Nawet jeśli to życie jest tylko fikcją.
Bardziej przerażający jest jednak świat polityki oraz jej powiązań z biznesem (także tym nie do końca legalnym) i mediami. Trzeźwy – jeden z bohaterów powieści, jest specem od kreowania wizerunku, od dbania o to, abyśmy postrzegali polityków tak, jak sobie życzą. On i jego sztab rzeczników prasowych, osób od kontaktów z mediami, dbają o to, abyśmy myśleli i decydowali tak, jak chcą politycy. Trzeba wywołać skandal z udziałem opozycji, żeby przykryć ten we własnych szeregach? Proszę bardzo – od tego przecież są. Liczą się tylko słupki popularności. Nic więcej.
Po przeczytaniu książki czytelnić zadać sobie musi bolesne pytania. Czy rzeczywiście czasy, w których obie strony sporu mogły wyjść z niego zadowolone, rzeczywiście minęły? Czy żeby ktoś odniósł sukces, ktoś inny musi ponieść klęskę? Czy ludzie skłonni są do każdej podłości i zdolni są zapłacić każdą ceną za chwilę sławy? Czy jest to tego warte? Czy nie warto po prostu być przyzwoitym?
Narrator książki Kąckiego jest raczej brutalny i bezpośredni. Nie unika przekleństw, nie brak w tej historii scen gwałtów i tortur. Postaci są plastyczne, choć bywają przerysowane, a nawet - karykaturalne. Choć Fak maj lajf to nie jest lektura lekka, czyta się tę książkę dobrze aż do finału. „Finału", a nie „happy endu" - bo na ten w dzisiejszych czasach po prostu nie może być miejsca.
Białystok. Według rankingu „Guardiana” żyje się tam lepiej niż w jakimkolwiek innym polskim mieście, lepiej nawet niż Wiedniu czy Barcelonie...
Duma, porządek, oszczędność, stabilizacja, szacunek dla regulaminów - to poznaniak, Wielkopolanin. Jak jest naprawdę? Poznań według Kąckiego to miasto...