Brutalny, bezwzględny świat dorosłych widziany oczami drobnej, ośmioletniej Carrie opisuje nam Elizabeth Flock. Jej książka „Emma i ja” jest wstrząsającym obrazem patologii i deprawacji obecnej w społeczeństwie i dramatów rozgrywających się za zamkniętymi drzwiami.
Wiele okrucieństwa miało miejsce w ścianach domu w którym mieszkała dziewczynka. Pozornie sielskie życie rodziny przerywa brutalne morderstwo ojca zastrzelonego przez zazdrosnych i mściwych mężczyzn. Depresja w jakiej pogrążyła się matka po śmierci męża i całkowita apatia sprawiły, że Carrie musiała bardzo szybko dorosnąć. Na kuchennym stole nie pojawiało się ciepłe śniadanie a rzeczy stawały się coraz bardziej znoszone. Jedyną pociechą dla nielubianego w szkole i wyalienowanego dziecka były zabawy z młodszą, sześcioletnią siostrą Emmą. Eteryczna i pełna wdzięku Em to przeciwieństwo Carrie. Odważna i waleczna dziewczynka, paradoksalnie zawsze staje w obronie starszej siostry przyjmując na siebie najgorsze obelgi i ciosy Jeśli życie po śmierci ojca nie wydawało się być piekłem, to z pewnością takie się stało po pojawieniu się w życiu sióstr Richarda. Ten włóczęga bez rodziny i pieniędzy wykorzystał załamanie wdowy, by umościć sobie w jej domu wygodne gniazdo. Skory do bijatyki, szczególnie po nadużyciu alkoholu, wprawia się w dokuczaniu nowej żonie i przybranej latorośli. Początkowe zaczepki wkrótce zamieniają się w bolesne razy które spadają nieubłaganie na ciało kobiety i dziewczynek. Odtąd siniaki i rany trwale będą pokrywać ich ciało, a mieszkańcy miasteczka wkrótce przestają wierzyć w wypadki i potknięcia. Dodatkowo Richard nie zadowala się tylko biciem, zwyrodnienie jego psychiki sięga dużo głębiej. Jedynym ratunkiem dla rozwijającej się Carrie jest ponownie Emma, która pozwala robić ze sobą wszystko dla dobra siostry. Przeprowadzka do innego miasteczka, gdzie Richard dostaje prace w tartaku miała być nowym startem i odmienić życie patologicznej rodziny. Nikt jednak nie przewidział do czego prowadzi rosnąca w sercu nienawiść i poczucie bezsilności. Ich nowy dom jest chatą z dziurą w dachu, praca okazuje się być słabo opłacana i poniżająca, a jedynym światełkiem dla Carrie są przyjaźnie, które udało jej się zawrzeć. Sympatyczna Orli Mae i staruszek Pan Wilson ze swoim psem staja się całym światem dla dziewczynki, choć poczucie obowiązku nakazuje wciąż pamiętać o jej „kole ratunkowym” – o Emmie. Czytelnikowi nasuwa się wiele pytań podczas lektury książki, a wszystkie mają ten sam początek. Co by było, gdyby matka Carrie nie była taka bezwolną istotą podporządkowaną Richardowi? Co by było, gdyby ktoś zareagował widząc mieniące się barwami siniaki i rany na ciele dziecka? Co by było, gdyby Pan Wilson nie nauczył dziewczynki posługiwać się bronią? Niestety wydarzenia potoczyły się swoim torem, a los który sprowokowała nieszczęsna kobieta wiążąc się z Richardem nie okazał się łaskawy.
Książka „Emma i ja” to dramat społeczeństwa, rodziny i pojedynczej jednostki. To żałosny krzyk dziecka którego tak naprawdę nikt nie chciał usłyszeć. Bo tak lepiej, bezpieczniej. Taki brak zaangażowania w losy innych ludzi staje się bolączką i prawdziwym zagrożeniem naszych czasów. Tak zwana dulszczyzna ewaluowała do niebezpiecznych rozmiarów obojętności i znieczulenia. Pozostawiając bez komentarza zachowanie matki Carrie i próbując sobie wyjaśnić jej reakcję schematem „kat-ofiara”, nie mogę zrozumieć braku interwencji ze strony otoczenia. Być może scenariusz tej historii byłby wtedy inny? Elizabeth Flock porusza trudny i kontrowersyjny temat, ale z całą pewnością nie możemy go unikać. Przemoc w rodzinie, molestowanie, alkoholizm to zjawiska którym należy przeciwdziałać. Udawanie, ze problemy nie istnieją z całą pewnością ich nie rozwiąże. Autorka zrobiła pierwszy krok, a czytelnicy powinni podążyć tą drogą człowieczeństwa.
"Krzyk ciszy" – to powieść, która na długo zapada w pamięć. Opowieść o akceptacji siebie i życia, które nie jest perfekcyjne, w świecie wymagającym...
Poruszająca opowieść o tym, jak trudną sztuką jest pogodzenie się z losem, którego czasami nie sposób zmienić. Każdy dzień Samanthy Friedman jest taki...
- Dobrze, jak chcesz. Wpakowałaś się w ten kłopot na włąsne życzenie. Sama się o to prosiłaś, skoro wzięłaś sobie za męża przybłędę, który nie miał nic, tylko dwie ręce, co potrafią tylko wyrządzać krzywdę. A teraz zachodzisz w głowę, co poszło nie tak. Nigdy nie umiałaś pogodzić się z życiem. Chcesz, żeby życie było dla ciebie lepsze, ale ono takie nie jest. Nie dla takich jak my. Życie to nie bajka. Tego nie zmienisz. Ale ty nie możesz się z tym pogodzić i brać go takim, jakie jest. Chcesz mieć lepiej? Nie będziesz miała lepiej [...]
Więcej