Rajski zakątek
„Wsi spokojna, wsi wesoła” pisał onegdaj Kochanowski, wychwalając sielskość i anielskość rolniczych terenów. „Kocham mój ogród” - deklaruje natomiast Elizabeth von Arnim, autorka niezwykle pięknej i delikatnej niczym płatki róży powieści autobiograficznej „Elizabeth i jej ogród”. Książka, określana mianem „małej komety na literackim niebie Londynu”, tworzy nową jakość pisarstwa, gdzie kolejne zdania brzmią niczym poezja dla ucha.
Elizabeth dowcipnie, niekiedy nawet z lekką dozą ironii opisuje swoje codzienne życie w majątku na Pomorzu, gdzie przyszło jej żyć. Ale to nie dom i nie zabudowanie gospodarstwa wprawiły ją w takie uniesienie, że postanowiła napisać książkę. To raczej „niebiańskie królestwo” zwane ogrodem sprawia, że Elizabeth jest z każdym dniem radośniejsza i przywiązana do każdego cala ziemi. „Nie dom, ale ogród jest moim schronieniem, do którego mnie ciągnie” – pisze autorka - „W domu są obowiązki i zmartwienia (…), a tam, na powietrzu, same dobrodziejstwa”. Ten raj na ziemi autorka odkryła zbyt późno, już jako żona starszego o piętnaście lat wdowca, byłego oficera pruskiej kawalerii Henninga von Arnima. Wychodząc za mąż Elizabeth, a właściwie Mary Annette Beauchamp, wychowana w duchu miłości do książek - staje się hrabiną, od której nie wymaga się procesu myślowego tylko rodzenia chłopców.
Wyjazd do majątku męża, na pomorskie ziemie w podszczecińskiej wsi (współczesne Rzędziny), był jak niespodzianka od losu i ucieczka przed szarością dnia codziennego. „Jaka byłam szczęśliwa!” - wyznaje w uniesieniu autorka, rozkoszując się czasem spędzonym w ogrodzie i możliwością obserwowania jak z każdym dniem przyroda wokół niej zmienia się, rozkwita, bądź też umiera, wpisując się w odwieczny proces przemijania. Uważana wśród mieszkańców wsi za skrajną ekscentryczkę z uwagi na to, że całe dnie spędzała z książką na powietrzu, nie doceniana przez męża (w książce określanego jako Gniewny), mającego dość ograniczony pogląd na rolę kobiety w związku Elżbieta całą energię wkłada w pielęgnacje tego zielonego zakątka na ziemi.
„Elizabeth i jej ogród” to jednak nie tylko zachwyt nad malwami, liliami, długimi rabatami groszku pachnącego czy herbacianymi różami, ale również opis ówczesnych obyczajów (jak choćby „czarujących i pełnych poezji” świąt Bożego Narodzenia), dzieci (nazywanych tu: Kwietniowym, Majowym i Czerwcowym Dzieckiem), a także dość odważne stanowisko w obronie uciskanych kobiet maltretowanych przez mężów (bo - jak twierdzi Gniewny - „natura kobiety jest obciążona tym przyjemnym obowiązkiem /rodzenia dzieci/, który ją osłabia i czyni niezdolną do jakiejkolwiek rywalizacji z mężczyzną” oraz „kobiety przyjmują bicie z pokorą, która zasługuje na oczywistą pochwałę; a pozbawione odpowiedniej dawki razów chorują, podziwiając siłę i energię tego, który może udzielić tak wymownej nagany”).
Wszystko to składa się na ponadczasowość książki Elizabeth von Arnim, w lekturze której przyjemność i zapomnienie znajdą nie tylko zapalone ogrodniczki, ale również kobiety lubiące otulić się książką niczym ciepłym szalem. Już sama okładka i wyglądająca z niej róża zdaje się kusić nas swym zapachem, a to zaledwie wstęp do książki „Elizabeth i jej ogród” i miejsca o którym pisze: „Życzeniem mega serca jest żyć i umrzeć tutaj”. Czytając opisy tego cudu natury, oglądając zdjęcia czy uruchamiając wyobraźnię, podzielamy marzenie autorki. Odtąd będziemy nosić jej ogród w sercu.