Realizm magiczny – te dwa słowa wystarczą, by skłonić mnie do lektury. Bo nie ma nic bardziej kuszącego od mieszanki tego, co szare i zwyczajne z tym, co potrafi zmienić życie w piękną (bądź straszną) baśń. Za to kocham Márqueza, tym urzekł mnie Rushdie i to właśnie skusiło mnie do sięgnięcia po świeżo wydaną powieść Franco.
Don Diego został porwany. Uprowadzono go w biały dzień niedaleko miejsca zamieszkania. Dlaczego? Oczywiście dla pieniędzy – mężczyzna jest przecież bogaty. Na tyle bogaty, by pozwolić sobie na budowę bajecznego zamku dla kobiety swojego życia. To jednak tylko część historii, którą rozsnuwa przed czytelnikami Franco. Cała reszta kryje się w nieprzyjaznej, przeciekającej chacie, lesie otaczającym zamek i umyśle zakochanego szaleńca.
Jest to jeden z tych kolumbijskich autorów, który może być moim następcą – takie zdanie, wygłoszone przez noblistę Gabriela Garcíę Márqueza, znaleźć można na okładce Dzikiej bestii. Oczekiwać by więc można czystego geniuszu literackiego, który zachwyca magią, soczystymi zdaniami i niesamowitą fabułą. Otrzymujemy coś zgoła innego, choć trudno powiedzieć, by lektura tej powieści niosła zawód. Franco przedstawia mroczną i nie pozbawioną niespodzianek historię, w której królują szaleństwo i miłość.
Szalony zdaje się już sam świat przedstawiony. Mamy w nim bowiem piękny, bajkowy zamek, w który mieszkają jedynie: don Diego, Dita i Izolda – córka tej dwójki, ich oczko w głowie, dziewczynka niepohamowana i dzika jak małe zwierzątko. Choć zamek mieści się w bogatej dzielnicy, wśród rozbudowanych willi, zdaje się królować nad nimi wszystkimi, wyróżniając się, ale także odgradzając jego mieszkańców od świata zewnętrznego. Dom, który miał być bezpiecznym schronieniem dla ukochanej rodziny, staje się jednym ze źródeł nieszczęść, które spotykają don Diega i jego najbliższych. Szalony okazuje się także Małpa, mężczyzna stojący za porwaniem. Beznadziejnie zakochany w Izoldzie, cytujący swojemu więźniowi ulubione wiersze, próbujący trzymać rękę na pulsie, choć z biegiem czasu wydaje się to coraz mniej możliwe. Małpa zmierza ku zagładzie, prowadzony przez pragnienia niemożliwe do spełnienia i wielkie namiętności, które próbuje kupić, nie licząc się z konsekwencjami. To człowiek przegrywający z samym sobą na każdym kroku, choć z łatwością może to dostrzec jedynie czytelnik.
Choć Franco tworzy świat złożony z nie przystających do siebie elementów, wyróżnia jeden z nich, najbardziej tajemniczy i najsilniej związany z magiczną stroną życia. Jest nim Izolda, dziewczynka o wybujałej wyobraźni, nieposkromiona i całkowicie odbiegająca od oczekiwań rodziców. Ubierana w pastelowe, koronkowe sukienki, Izolda przypomina prawdziwą księżniczkę z bajki, jednak jej pragnienia są dużo bardziej przyziemne. Na lekcjach pianina chce grać Beatlesów, u krawcowej zaś pragnie sprawić sobie ubrania przystające do współczesnej mody. Tańczy i tapla się w błocie, spóźnia się na ważne obiady i nienawidzi haftowania. Przed nudą próbuje uciec w głąb lasu, gdzie mieszkają jej przyjaciele – almiraje. Te mityczne stworzenia, przypominające króliki z jednym rogiem, bawią się z nią i ozdabiają jej włosy. Mają w sobie jednak coś przerażającego, obcego, czego naiwna dziewczyna nie jest w stanie zauważyć.
Chociaż Dzika bestia jest utworem pięknie opowiadającym o szaleństwie i bezsensownej przemocy, brak mi w niej trochę magii, cechującej choćby prozę Garcii Marqueza. Owszem, niesamowitość osnuwa ją niczym delikatny welon, jednak spodziewać by się można czegoś dużo bardziej sugestywnego niż kilka napomknięć o mitycznych stworzeniach i tajemniczym lesie. Szumny realizm magiczny jest tu tylko cieniem, delikatnie padającym na historię, która momentami jest realistyczna aż do bólu.
Pomimo niewielkich mankamentów, lektura Dzikiej bestii okazuje się prawdziwym powiewem świeżości. Ta mroczna, ukazująca skazy ludzkiej duszy baśń, jest piękną historią o wielkim szaleństwie, miłości i pragnieniach nie przystających do znanej rzeczywistości.
Autorka bloguje na: Okiemwielkiejsiostry.blogspot.com
Sprawdzam ceny dla ciebie ...