Książki oparte na faktach działają na czytelników bardziej intensywnie, a świadomość, że bohaterowie są postaciami prawdziwymi sprawia, że nasza „znajomość” z nimi nie kończy się wraz z ostatnią stroną. Często czujemy niedosyt i rozpoczynamy „wędrówkę” po internecie w poszukiwaniu informacji, zdjęć, wywiadów, które pomogą pogłębić naszą wiedzę. Sięgając po powieść Piper Kerman miałam niewielkie pojęcie o systemie więziennictwa w USA, ale nie przypuszczałam, że przeżycia jednej z kobiet wywrą na mnie takie wrażenie.
Piper Kerman po skończeniu college'u brakowało pomysłu na życie i bardzo chciała doświadczyć „magii” bohemy. Związała się ze starszą kobietą o imieniu Nora, która pokazała jej uroki życia i wciągnęła do narkotykowego biznesu. Kiedy Piper zorientowała się, w co się wpakowała, szybko zakończyła znajomość i zostawiła za sobą kryminalną przeszłość. Pięć lat później do jej drzwi zapukali agenci federalni z aktem oskarżenia, a cała sprawa zakończyła się wyrokiem skazującym. Ostateczne rozliczenie z przeszłością nastąpiło prawie dekadę od popełnienia przestępstwa. 4 lutego 2004 roku Piper rozpoczęła odbywanie piętnastomiesięcznego wyroku w więzieniu federalnym dla kobiet w Danbury.
Autorka odkrywa przed czytelnikami losy dziewczyny popełniającej poważny błąd, który zaważył na całym jej życiu. Pokazała, że w kłopoty można wpakować się bardzo łatwo, a samo odcięcie się od przeszłości nie zawsze wystarczy, by uniknąć konsekwencji. Wydawać by się mogło, że piętnastomiesięczna odsiadka to krótki okres, ale kiedy oczekujesz na nią latami, trudno nie mieć poczucia, że odbywanie kary rozpoczęło się dużo wcześniej. Widmo wyroku nie pozwala na dalekosiężne plany, bo niełatwo snuć plany, kiedy nie zna się dnia, w którym trzeba będzie zostawić swoje życie i udać się do więzienia.
Wydarzenia obserwujemy z punku widzenia Piper, mamy też wgląd w jej myśli, wrażenia i odczucia. Obserwujemy chwile rozterek i jesteśmy świadkami zachodzących w niej przemian, które sprawiają, że bohaterka staje się osobą bardziej wrażliwą, emocjonalną i otwartą na innych. Rozumiemy jej wstyd i skrywanie w tajemnicy swoich "grzeszków". Współczujemy życia w niepewności, a kiedy staje przed bramą zakładu karnego, trzymamy za nią kciuki. Dziewczyna musi z dnia na dzień nauczyć się funkcjonować w nieznanym środowisku i postępować zgodnie z panującymi tam zasadami, co wcale nie jest proste, a - wbrew pozorom - wiedza teoretyczna na niewiele się zdaje. W tym miejscu obwiązują inne prawa, a rytm dnia wyznacza rozdawanie poczty.
Mamy możliwość obserwowania życia w więzieniu o złagodzonym rygorze. Poznajemy niepisane reguły tam obowiązujące oraz wzajemne relacje między współwięźniami, strażnikami i pozostałym personelem, a także rodziną, która nie zawsze ma siłę, by dać wsparcie w tych trudnych chwilach. Autorka rozłożyła środowisko więzienne na czynniki pierwsze, ukazując kobiety różnych ras, narodowości, mających różne wykształcenie, status społeczny i bagaż doświadczeń. Najbardziej zaskakujące są stosunki panujące między więźniarkami, które w takim miejscu potrafiły stworzyć namiastkę życia rodzinnego i dzielić się swoją życzliwością, serdecznością i wsparciem, które w pewnych momentach było nieocenione. W wiezieniu najbardziej odczuwa się tęsknotę i nadmiar wolnego czasu, ale dziewczyny i na to znalazły sposób, organizując salon piękności, przyjęcia-niespodzianki czy piekąc sernik w mikrofalówce.
Dziewczyny z Danbury to realistyczna, szczera, nasycona emocjami, momentami zaskakująca i zmuszająca do refleksji opowieść nie tylko o sytuacji kobiet w federalnych więzieniach. Spodziewać się można przemocy, poniżania, a tymczasem widzimy wsparcie, siłę, determinację i nadzieję. Przygoda z tą książką to z pewnością ciekawa i cenne doświadczenie, pozwalające zgłębić zagadnienie więziennictwa.
Sprawdzam ceny dla ciebie ...