Na wszystkie czekoladki świata. To książka dla dzieci!
I to raczej dlaniezbyt wymagających młodych czytelników. Bardzo ładnie wydana. Ze świetnymi, czarno-białymi ilustracjami Ilarii Matteini, które przykuwają wzrok i stwarzają niezwykły klimat. Z przyjemnością się na nie patrzy i są one dla mnie najjaśniejszym elementem tej książki. A fabuła? Dosyć zagmatwana, momentami nawet ciekawa. Tylko styl bardzo prosty i w sumie irytujący.
Dziesięcioletnia Nina mieszka u swoich dwóch cioć w Madrycie. Jej rodzice pracują w Fork, słynnym rosyjskim centrum naukowym zajmującym się badaniami nad życiem pozaziemskim. Od roku dziewczynka mieszka w dwupiętrowej eleganckiej willi w Madrycie. Budowli, która należała kiedyś do rodziny jej babci, księżniczki Marii Luisy Espassii De Righejra. Zmarła ona w czasie porodu gdy przyszła na świat mama Niny, Vera. Mężem Esperii jest Misza, Michaił Meszyński, filozof i alchemik. Zamieszkujący, oczywiście, w luksusowej willi, w Wenecji. Nina jest żywą, niespokojną i pełną fantazji dziewczynką, trochę wyrośniętą jak na swój wiek. Ma ulubionego doga Adona i kota Platona. I wielkie, naprawdę wielkie marzenia. Niesamowitą chęć do nauki i poznawania tajemnic alchemii, która ją fascynuje. No cóż, jak wiele dziesięcioletnich dzieci.
Dziadek Misza pisze do Niny list w którym prosi ją o jak najszybsze przybycie do Wenecji. W tajemnicy. Dziewczynce nie trzeba tego dwa razy powtarzać. Dobra ciocia Carmen (siostra tej złej) pomaga jej opuścić Madryt, choć jeszcze przed wyjazdem dociera do nich smutna i niepokojąca wiadomość o nagłej śmierci dziadka Miszy. Wszystko jest dziwne, bardzo dziwne: list i prośba dziadka, jego śmierć, zmiany znamienia na ręce Niny, mrożące krew w żyłach wizje, których dziewczynka nagle doświadcza. Widzi ona w lustrach brzydkiego, łysego mężczyznę o małych, szarych oczach, czarnej bródce i wstrętnych żółtych zębach. I demonicznie wyglądającą literę K. Jak się możemy domyślić, to czarny charakter w taki właśnie sposób zapowiadający siebie i przyszłe wydarzenia. Nina nie wie jeszcze, kim jest nieprzyjemna postać z jej proroczych wizji, ani co oznacza owa litera K. Lecz szybko się tego dowiaduje po przybyciu do Wenecji. W spadku po dziadku dostaje willę, jego alchemiczne książki, tajemnice i laboratorium. Akcja zaczyna nabierać tempa, a nieoczekiwane zdarzenia szybko przerastają wyobrażenia małej Niny.
Kim jest wstrętny typ i co oznacza litera K? Czy dziadek Misza nie żyje? Gdzie jest Magiczny Wszechświat i co go może uratować? Czy można podróżować poza czasem? Odpowiedź na te pytania znajduje się w tej książce, podobno pierwszym tomie większego cyklu.
Książka nie zachwyca, choć niektórym z pewnością się spodoba. Dużo tu stereotypowych rozwiązań: dwie kontrastowe ciocie, dobra i zła (Carmen i Andora); podział na idealnie dobrych i jednoznacznie złych; dobrzy, choć oddający się głównie swojej pracy rodzice; wiele wzniosłych i pustych słów. Świat pokazany jest w dużym uproszczeniu, bez zwykłych problemów i codziennych rozterek. Brak jest gęstości akcji i opisów, nieustannie towarzyszy nam wrażenie zbytniej powierzchowności. Zdarzenie goni zdarzenie, a reszta jest tylko mało ważnym tłem, dla którego zawsze znajdzie się jakieś na szybko stworzone wyjaśnienie. Tych, którzy lubią akcję, książka może wciągnąć. Tych, którzy nie lubią naiwności i braku logiki - nie. Brakuje tu zdecydowanie ducha, który by tchnął w powieść trochę więcej życia, pisarskiej magii. Brakuje tu klimatu, atmosfery tajemniczości budowanej za pomocą słów. Postaci są niby wyraziste, ale nieautentyczne, mało plastyczne i zdecydowanie jednowymiarowe.
To połączenie przygodowej powieści fantasy z pełną naiwności bajką. Próba połączenia nauki z alchemią, która jest tu przedstawiana jako coś jej równorzędnego (niektórzy naukowcy chyba zadrżą z oburzenia). Przemieszanie dziwacznego ezoteryzmu, nowoczesnej techniki i nauki. Ludzie czasami marzą o takim jak tu opisywane panowaniu nad rzeczywistością. O magicznych formułkach czy artefaktach, które będą służyć im panowaniu nad światem i innymi ludźmi. Jakiś eliksir zagwarantuje trwałą przyjaźń, chwilową niewidoczność czy przemianę w inną osobę. Co chwila jest tu mowa o energii, traktowanej jako coś nieomal mistycznego. Emocje występują w postaci czystej energii, myśli w postaci energii, a mieszkańcy Magicznego Wszechświata w swoistej postaci energii - czyli jako smugi światła. Toczy się tu jakaś zawzięta walka między Dobrem i Złem. Nie wiemy tylko, na czym to Dobro i Zło polegają. Nina walczy ze Złem i celem jej jest pokonanie go za pomocą Magii i Dobra. Magia to dosłowne alchemiczne czary-mary. Dobro to coś nie do końca określonego, jakieś zachwycanie się światem, kochanymi osobami, życie bez problemów. Zło to głównie brzydki wygląd, złośliwość, chęć panowania nad innymi, dokuczanie im. Strasznie jest to wszystko spłaszczone i płytkie, ukryte za mało zrozumiałymi pomysłami i dość pokrętnymi dywagacjami.
Książki dla dzieci powinny czegoś uczyć, ewentualnie - być w miarę możliwości dobrą rozrywką. Ta niewiele uczy, a rozrywką jest bardzo prostą i niewymagającą. Spotkałem się z porównaniem książki z cyklem o Harrym Potterze. Trochę mnie to zdziwiło. Choć nie jestem wielbicielem przygód owego czarodzieja, to świat w książkach Rowling wykreowany, postaci i wydarzenia są na o wiele wyższym poziomie. Przygody Niny wyglądają, jakby były napisane dla młodszych dzieci, ale w jakim wieku - tego określić nie umiem. Czy mniejsze dzieci zrozumieją fragmenty o energiach, androidach i czasie? Raczej nie, starsze zaś może zniechęcić swoisty wyraźny infantylizm powieści.
Nina zdobyła już dwa Arkany, ale wie, że by uwolnić myśli dzieci i uratować Szósty Księżyc Xorax, będzie musiała walczyć dalej. I to nie tylko przeciwko...
Nina i jej przyjaciele pokonali Karkona. Świat został uratowany. Pewnej nocy jednak mała alchemiczka zauważa, że gwiazda na jej prawej dłoni zmienia kolor...