Dobry koniec wieńczy literackie dzieło
To już ostatni tom przygód pań Kruszewskich, mistrza Sędziwoja i pewnej bałkańskiej księżniczki. Choć pozostaje wrażenie, że historia ta mogłaby bez problemu mieć ciąg dalszy.
Tym razem Kraków traci, przynajmniej w powieści, na znaczeniu. Panie Kruszewskie postanawiają bowiem odświeżyć ducha oświeconego feudalizmu i postawić mocno zrujnowany majątek rodzinny na nogi. Dla tych pań, dla których czas w zasadzie nie gra roli, nie istnieją realne przeszkody nie do pokonania. Ani krnąbrni pracownicy byłego pegeeru, ani zdemoralizowani urzędnicy, ani bractwa drugiej, trzeciej czy siódmej drogi nie są w stanie zastopować ich działań.
Przygoda towarzyszy nam jak dotychczas, opowieść zmienia trochę tempo, momentami mocno przyspiesza i nabiera rumieńców, pojawiają się też nowe magiczne postaci. Rzeka płynie, autor nie pozwala się nam nudzić i brodzić co i rusz w tej samej, lekko nieświeżej wodzie. I dobrze, dla higieny czytelniczej to niezwykle ważne.
Także i ten tom, wieńczący dzieło, dobrze się czyta. Siermiężna, znana nam z autopsji rzeczywistość miesza się z podkolorowaną, pozbawioną negatywnych cech przeszłością, realność z fantazją i magicznością. Akcja biegnie, choć nie gna na oślep w takim kierunku, że trudno tak naprawdę przewidzieć, co się jeszcze wydarzy i jaki end gotuje nam autor.
Kontrastowe zestawienia towarzyszą nam w całym cyklu Pilipiuka. Nowoczesność i tradycja, teraźniejszość i przeszłość, młodość i starość, doświadczenie i szaleństwa wieku młodzieńczego. Kontrasty są w tle, są i na pierwszym planie, widoczne, odczuwalne. Teraźniejszość nie ma w sobie tej magii co przeszłość. Przeszłość z kolei odarta jest z przykrości, z drobiazgów, pyłów codzienności, które utrudniają życie i uniemożliwiają cieszenie się każdą chwilą. Przeszłość to ekstrakt wybranych wspomnień, wyidealizowany obraz ze starannie zamalowanymi elementami niemiłymi w dotyku. To marzenie, które chce się śnić.
Równie abstrakcyjnie traktuje Pilipiuk postaci. Są wyidealizowane i w gruncie rzeczy bardzo mało realne. Pozytywni bohaterowie w swoim naiwnym egocentryzmie przekonani są, że to, co robią jest na ogół dobre i słuszne. Dobre dla nich, a zatem dobre dla wszystkich, całej ludzkości. Żyją poza przypadłościami życia dotykającymi każdego z nas śmiertelników, nie znają prawdziwych chorób, cierpienia, niedołężności, prostych acz dokuczliwych jak komary trosk. Często są samotni, ale komu tak naprawdę to uczucie jest zupełnie obce?
Trylogia Pilipiuka to swoista baśń w odcinkach, w której więcej jest życzeń niż nadziei na ich spełnienie. Ale w sumie baśń wciągająca, intrygująca, ciekawie napisana. Odpowiadająca na ludzkie tęsknoty za nieśmiertelnością, życiem bez cierpień, za głęboką wiedzą, brakiem zwyczajnych trosk o jutro, życiem bogatym w wydarzenia i barwnym. Bohaterowie Pilipiuka mogą żyć swobodnie, zajmować się samorealizacją, podziwianiem świata, kształceniem i podróżowaniem. Ból głowy, zęba czy pleców się ich nie ima. Piękne, fantastycznie piękne.
Hanza umarła. Ale czy coś tak wielkiego może zniknąć całkowicie bez śladu? Andrzej Pilipiuk po czterech latach przerwy wraca do uniwersum „Oka Jelenia”...
To już czwarte spotkanie z Jakubem Wędrowyczem... W tej części przygód Wędrowycz mierzy się z Terminatorem, przenosi się w czasie, walczy z głową indiańskiego...