Czy warto skusić się na lekturę „Dywanu” – wznowionej niedawno, młodzieńczej powieści Terry’ego Pratchetta? Oczywiście, że warto – choćby po to, by zorientować się, jak pisze Pratchett, gdy nie pisze o Świecie Dysku. I jak by to wyglądało, gdyby w jego książkach więcej było dramatycznej akcji.
Poznajmy więc Glurka – nieszczególnie lotnego młodego człowieka, który po śmierci ojca obrany zostaje wodzem plemienia. Poznajmy jego brata, Snibrila – nieco bardziej, mimo oporów, obytego i wykształconego. Poznajmy szamana Pismire’a, który od innych szamanów odróżnia się tym, że nie leczy pobratymców gardłowym zaśpiewem, tylko pigułkami z dziwnych ingrediencji – oraz tym, że jego leczenie bywa skuteczne – a, jakże!
Pewnego dnia wioska plemienia, któremu przewodzi ta trójka, zostaje zniszczona przez tajemnicze Tąpnięcie, w okolicy pojawiają się też groźne stwory – snargi. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze wydaje się to, że snargów dosiadają tajemniczy jeźdzcy, których nikt wcześniej nie widział. Nasi bohaterowie zmuszeni są więc ruszyć w drogę. Rzecz w tym, że Tąpnięcie pojawia się coraz częściej na całym Dywanie, a wkrótce po nim następują coraz trudniejsze do odparcia ataki. I nikt, poza Glurkiem, Snibrilem i Pismire’m, oraz paroma poznanymi po drodze sojusznikami, nie bardzo pali się, by ryzykować życie w obronie Dywanu.
Czyżby schemat wydawał się znajomy? A, jakże, Pratchett nawiązywał do arcydzieł fantasy bardzo mocno. Tyle, że już jako młody człowiek wykazał się niesamowitym poczuciem humoru i zamiast nakazywać swoim bohaterom żyć w odległych wszechświatach, każe im być małymi istotami zamieszkującymi coś, co jako żywo przypomina typową ozdobę naszych salonów. To doprawdy fascynujące, jak przedziwne może być życie wśród włosów Dywanu, nieopodal nogi od krzesła!
Pratchett zaznacza na wstępie, że nie otrzymujemy tak naprawdę książki, którą napisał jako młodzieniec. Po latach, gdy przyszło do wznowienia, pisarz przerobił ją i zredagował na nowo, bo – jak sam podkreśla:
„(…) w wieku lat siedemnastu byłem najwyraźniej wielce przekonany, że fantasy składa się głównie z bitew i królów. W miarę przybywania lat i doświadczeń doszedłem do etapu obecnego, to jest skłonny jestem uważać, że tak naprawdę fantasy powinnna być o tym, jak unikać bitew i jak się obywać bez królów.”.
Nie zmienił jednak Pratchett powieści swojej całkowicie. I dobrze. Znajdujemy bowiem w „Dywanie” o wiele więcej dramatycznej akcji, napięcia, ucieczek, bitew, pościgów niż w książkach z serii „Świat Dysku”. Ale posmakujemy też charakterystycznego stylu pisarza, jego ciętego dowcipu, zjadliwej ironii. Śmiać podczas lektury będziemy się często – i tego też oczekujemy od Pratchetta.
Ale Pratchett uraczy nas też swoim przesłaniem. Przesłaniem pokoju, tolerancji, nawoływaniem do zgodnego współistnienia różnych ras (czytaj: nacji, narodowości). Jego bohaterowie będą prawdziwi, szybko się z nimi utożsamimy i będziemy kibicować im z wypiekami na twarzach.
Oczywiście, „Dywan” arcydziełem nie jest. Jest po prostu dobrą książką jednego z najbardziej popularnych autorów na świecie. Jest debiutem, którego Pratchett na pewno nie musi się wstydzić. Jest też powieścią, po którą każdy miłośnik jego twórczości powinien sięgnąć. I na pewno lektura ta niestrawnością nie zaowocuje.
Na trylogię o nomach, małych istotach żyjących pod podłogą Sklepu, składają się: Księga wyjścia, Księga kopania i Księga odlotu. Zabawne stworzenia dowiadują...
Drugi tom sagi o kosmicznych ludkach z supermarketu. Dla nomów, po opuszczeniu sklepu, rozpoczął się Nowy Czas w kamieniołomie. Wkrótce zaczęły się dziać...