Dysharmonie otwiera genesis, swoiste liryczne wprowadzenie do poetyckiego świata Joanny Wicherkiewicz. Już w tym pierwszym wierszu autorka odkrywa nieco karty, pokazując, że czytelnik musi się przygotować na poezję odważną, inteligentną, w której będziemy przyglądać się człowiekowi umieszczonemu w wielkim świecie. Będziemy obserwować rozmaite relacje interpersonalne, ale głównie stosunek ludzi do otoczenia oraz do siebie samych, własnych emocji, pragnień i lęków.
Wicherkiewicz zatrzymuje w wierszu moment, ważny z jakiegoś powodu w życiu bohaterów wierszy. Jest on pretekstem do poruszania pewnych kwestii o charakterze uniwersalnym, na przykład nieubłagany upływ czasu, skomplikowane uczucia, cierpienie, samotność. Dysharmonie – jak zapowiada tytuł – traktują o sprawach trudnych, bolesnych. Poetka najczęściej pisze o tym, co się zwykle ukrywa, wypiera – o słabościach człowieka i niedoskonałości świata. Rzadko pojawiają się utwory, w których czuć nadzieję czy pewność siebie podmiotu. „Ja” liryczne to utajony marzyciel, nie traci nadziei, choć twardo stąpa po ziemi. Jego życiowe doświadczenia nie pozwalają beztrosko gonić za pragnieniami, a także ślepo ufać (i wierzyć w coś).
W tym tomie głos zabierają skrzywdzeni, nieszczęśliwi, wątpiący. Znakomicie Wicherkiewicz oddaje skomplikowane emocje, naturę człowieka, miotającą się między tym, co dobre i złe, tym, czego się pragnie, a co się powinno, przeszłością a przyszłością, życiem i śmiercią. Te wiersze są jak kartki z pamiętnika – poruszają szczerością, odwagą oraz – głównie – dramatyzmem, który kryje się w tych wyznaniach (lub opowieściach o kimś).
Samotna kobieta opowie o pustce, jaką odczuwa po opuszczeniu bliskiej osoby, babcia wzbudzi litość sennymi koszmarami o wojnie, ktoś zwątpi w boskie dzieło stworzenia, ktoś inny nie znajdzie wyczekiwanych przejawów sensu życia. Bohaterowie Dysharmonii” mierzą się ze starością, z bólem i zniechęceniem, zarażają się śmiercią. Rozpoczynają od nowa albo tkwią od lat w niemocy, żegnają bliskich i niezmiennie kroczą ku ostateczności. Jednak nie poddają się, wciąż szukają powodu do samozadowolenia, spokoju oraz nadziei na odkrycie czegoś prawdziwego w tym smutnym świecie iluzji i kamiennego sumienia.
Być może jest jeden tylko podmiot w Dysharmoniach, choć raczej różnorodność poruszanych kwestii wskazuje tu jednak na liryczny wielogłos. Właściwie wszyscy jesteśmy podmiotami tego zbioru – każdy znajdzie tu bowiem znajome uczucia, własne doświadczenia. Zadajemy te same pytania, formułujemy te same myśli – może nie w sensie dosłownym, bo Wicherkiewicz nie jest banalna ani schematyczna, ale z pewnością o tym samym znaczeniu. Część z refleksji podmiotu to swego rodzaju „życiowe mądrości”, które uświadamiamy sobie prędzej czy później wszyscy. Najczęściej są nauką po jakimś (mniej lub bardziej) dramatycznym wydarzeniu. Należy podkreślić, że u poetki próżno szukać patosu, kiczu czy moralizatorstwa.
Nawet, jeśli podmiot mówi o czymś osobistym, o jakiejś unikatowej sytuacji, to i tak ukazuje ją z szerszej perspektywy, podkreślając uczucia czy stany emocjonalne grubą kreską filozoficznych dociekań. Właściwie wszystkie liryki Wicherkiewicz są uniwersalne w swojej wymowie, jeśli bohater wiersza zostaje nazwany imieniem, to jest raczej symbolem niż konkretną jednostką.
Podoba mi się u Wicherkiewicz bezkompromisowość, sarkazm, subtelne puszczanie oka do czytelnika. To inteligentna poezja, pełna kulturowych odniesień (nawiązania m.in. do Biblii, mitologii, wierszy polskich poetów, światowej literatury czy choćby do semantyki barw), w której nie brakuje celnych komentarzy wnikliwej obserwatorki (zarówno w tematach ponadczasowych, jak i w ocenie współczesnych oraz obecnego sposobu życia), poszukiwania odpowiedzi na wielkie pytania, prowokowania oraz intelektualno-emocjonalnej stymulacji. Dysharmonie to bardzo satysfakcjonująca lektura.
Urodzona w 1971 roku w Mławie. Lata dzieciństwa spędziła w Żurominie. Czas studiów związała z Olsztynem. Aktualnie mieszka w Uniejowie. Szczęśliwa matka...