Oto pochwała miłości – jej piękna, złożoności i ciężaru. Pochwała tego cudu, który pozwala zrobić wszystko. Nawet trzeciego człowieka.
Można o niej opowiadać na różne sposoby. Pisząc romantyczne love story czy piosenkę, która łatwo wpada w ucho; tworząc fotoreportaże do brukowców (z wykradzionych okruchów uczucia) albo poruszający do głębi wiersz. Można też wybrać sposób Iwony Chmielewskiej – przedstawić zawiłości i różnorodności ludzkich relacji za pomocą obrazu oraz pół-słowa, pół-milczenia. Chmielewska pisze bowiem jak zawsze. Krótko. Zwięźle. Zaskakująco.
Dwoje ludzi to klasyczny picturebook, w którym pełne znaczeń obrazy współgrają z krótkim, metaforycznym tekstem. A im mniej tego tekstu, tym dłużej się go czyta.
Wystarczy spojrzeć na okładkę. Stopione ze sobą twarze tworzą balon. A choć każda z przedstawionych osób zachowuje swoją indywidualność i niepowtarzalny wygląd, w dodatku jest zwrócona w innym kierunku, tylko wspólnie mają dość siły, by unieść dom ponad ziemię. By przenieść go gdziekolwiek – w przestworza, w świat, w nieznane. Razem mają moc, siłę, stanowią pewną całość, choć tak bardzo niejednolitą.
Z podobną intensywnością przemawia do nas każda strona książki. Oto wyłaniające się z mroku profile, tworzące kontury nadgryzionego jabłka. Spięte ze sobą połówki marynarek – damskiej i męskiej. Dwie wyspy na jednym oceanie, przy czym każda ma swój własny kształt, tylko swoje wulkany, doliny i wodospady… Klepsydry, w których przesypują się nasiona rozkwitających po chwili kwiatów albo nocne, gwiaździste niebo. Dłonio–łodyga otulająca kwiat, podtrzymująca go, pozwalające rozkwitnąć.
Wszystkie ilustracje sprawiają wrażenie dogłębnie przemyślanych, dopracowanych. Zaskakują formą, inspirują, wzruszają. Podobnie jak pełen porównań i przenośni tekst – kierujący myśli czytelników na nowe tory, pomagający tworzyć relacje o pogłębionej samoświadomości. Chociażby dlatego, że pokazuje wielość możliwości koegzystowania w związkach. Czy wyczerpuje przy tym temat? Absolutnie nie! Chmielewska nie zaprasza przecież czytelników do zamkniętego pomieszczenia, do galerii sztuki o ograniczonej liczbie obrazów. Jej ilustracje wiszą raczej w holu, korytarzu, prowadzącym czytelników do barwnego, nieco tajemniczego ogrodu.
W tym kontekście pojawia się oczywista wątpliwość – czy to aby na pewno książka dla dzieci? Można odpowiedzieć: również dla dzieci. Pewnie odczytają ją zupełnie inaczej niż dorośli, nie odniosą przecież jej treści do własnych, często bolesnych, doświadczeń. Ale może te nowatorskie, oryginalne, zaskakujące obrazy zapadną najmłodszym czytelnikom w pamięć, by powracać w różnych momentach życia. Może kiedyś zasiane w ten sposób ziarna wykiełkują, a nawet rozkwitną – wrażliwością, umiejętnością odczytywania niedopowiedzeń, pogłębioną refleksyjnością?
Warszawa - ul. Krochmalna 92 - Dom Sierot. Niegdyś żyła tu Blumka, doktor Korczak, pani Stefa i dwieście dzieci, a wśród nich: Zygmuś, który podarował...
Ta piękna książka powstała z myślą o dzieciach, które nie chcą zasnąć, a takich jest zdecydowana większość. Krótki tekst tylko podpowiada, w co mogą zamienić...