Kryminał z GPS-em.
Zamordowano człowieka. Zbrodni dokonano kilkaset metrów od mojego domu. Jak wynika z adresu
ujawnionego przez Tomasza Białkowskiego w powieści Drzewo morwowe - zaledwie dwie ulice dalej. Z trudem powstrzymuję się przed tym, by nie włożyć butów i nie wyruszyć na poszukiwania posesji z biegającymi w sąsiedztwie dwoma owczarkami niemieckimi, domofonem przy furtce i opuszczonymi białymi roletami w oknach domu, w którym rozegrały się makabryczne sceny, opisane na kartach odłożonej przeze mnie właśnie na półkę książki. Na szczęście, wygrywa zdrowy rozsądek i zostaję w domu… Przynajmniej na razie. Kilka dni później, podczas wyprawy do olsztyńskiego Parku Linowego, znajdującego się tuż przy zrujnowanym Stadionie Leśnym, zupełnie bezwiednie rozglądam się po okolicy, zastanawiając się, w którym miejscu dokonało się kolejne z opisanych w powieści morderstw. Chwilę potem odtwarzam w myślach swój ubiegłoroczny pobyt w elbląskim hotelu Młyn, zastanawiając się, czy przypadkiem pokoju, który wówczas zajmowałam, nie wynajął również niewierny prokurator - kolejna z ofiar powieściowego szaleńca. Jeszcze tego samego dnia, spacerując wokół znajdującego się nieopodal barczewskiego Starego Miasta stawu, przyglądam się (paradoksalnie) całkiem malowniczym murom, otaczającym kompleks więzienny, jak również wystającym ponad nimi budynkom, by po namyśle udać się ulicą Klasztorną w pobliże przygnębiającej nieco bramy wiezienia, pilnie wypatrując, czy przypadkiem ktoś akurat przez nią nie przechodzi. Po chwili zastanowienia zawracam.
To specyficzne uczucie towarzyszyło mi podczas lektury i długi czas po jej zakończeniu – wrażenie prawdopodobieństwa. Czytając ją, miałam pewnego rodzaju poczucie, że siedzę na miejscu pasażera w luksusowym volkswagenie Pawła Werensa, natomiast podróżując już własnym środkiem lokomocji po warmińskich drogach, ulicach Olsztyna i Barczewa, sprawdzałam rzetelność opisu podanych przez Białkowskiego
miejsc. Rzetelność okazała się zdecydowanie bezsporna. Książka jest jedyną w swoim rodzaju powieścią z bardzo dokładnym GPS-em, mówiącą tym razem głosem nie olsztyńskiego rajdowca, lecz olsztyńskiego pisarza, który precyzyjnie podaje nie tylko nazwy ulic znajdujących się w Olsztynie, Barczewie czy Elblągu, ale też
całkiem dokładnie opisuje sposób, w jaki można dotrzeć do opisywanych miejsc, podając też numery dróg. Niektórzy recenzenci skrytykowali ten zabieg, jednak dla mnie to jeden z niezaprzeczalnych atutów powieści. Sprawia on, że czytelnik momentami jest w stanie zapomnieć, iż ma do czynienia z fikcją literacką, a jego podświadomość płata mu figla, sugerując, że opisane zdarzenia są naoczną relacją świadka. Relacją, która przez stworzoną iluzję prawdopodobieństwa przeraża, intryguje i skłania do próby samodzielnego poszukania prawdy o przedstawionych w powieści wydarzeniach. To złudne wrażenie prawdziwości potęgują również przytoczone przez Białkowskiego fakty dotyczące działalności sekty kainitów i gnostycyzmu oraz ich związków ze współczesnymi seryjnymi zabójstwami, będącymi elementem fabuły Drzewa morwowego.
Innym zarzutem, często stawianym powieści, jest to, że jej główny bohater – Paweł Werens nie budzi sympatii czytelnika jako zbyt zblazowany, zadufany w sobie, nadużywający alkoholu kobieciarz. Werens prawdopodobnie może być tak właśnie postrzegany, jednak nie jest to winą złej konstrukcji bohatera literackiego. Wydaje się, że Białkowski stworzył tę postać nie po to, by czytelnik mógł ją polubić bądź nie polubić, ale po to, by bohater ZAINTERESOWAŁ sobą czytelnika, skłaniając go do zanurkowania w głąb powieściowej postaci. I to autorowi udało się znakomicie. Paweł Werens ma w sobie tajemnicę, pozorna bufonada jest tylko sztucznie dobudowaną powierzchownością, podobnie jak luksusowe auto i markowe gadżety. Nawet etykietka kobieciarza to coś, co Werens próbuje dopiąć sobie nieco "na siłę", ponieważ ta etykieta okazuje się mało wiarygodna. Cała ta plastikowa powierzchowność dobudowana została po coś. Po co? Oczywiście – aby coś ukryć. Co skrywa w sobie Paweł Werens? Jaki ma to wpływ na prowadzone przez niego śledztwo? Tego nie zdradzę, by nie popsuć czytelnikowi lektury.
Renata Kosin - pisarka, autorka powieści Mimo wszystko Wiktoria. Wkrótce nakładem wydawnictwa Replika ukaże się jej nowa książka - Bluszcz prowincjonalny.
Postapokaliptyczny krajobraz, w którym nikłe przejawy istnienia szybko zamieniają się w cierpienie i śmierć. W tej podobnej sennym koszmarom przestrzeni...
Bohaterem „Teorii ruchów Vorbla” jest tak naprawdę ludzki los - jego zwroty, zawirowania, paradoksy, zapętlone sytuacje, które...