Dużo później dowiedziałam się, że nie każda kamienica skrywa w swoim wnętrzu witraż, a jeżeli już, to dużo mniejszy. Nasz zajmował całą klatkę schodową. Niczym kurtyna oddzielał to, co było wnętrzem kamienicy, od podwórza, ciągnął się przez wszystkie piętra z góry na dół, a może odwrotnie - z dołu na górę. Mieszkałyśmy na pierwszym piętrze i wystarczyło otworzyć drzwi, aby zobaczyć jego część środkową: resztki brązowo-ognistych podziemi, z których wyrastał długi samotny pień drzewa, przecinający w pół turkusowe jezioro. Mieszkający nad nami sąsiedzi widzieli przeciwny brzeg, na którym wznosiły się zielone góry z niebieskimi choinkami. Gdy ktoś wspiął się na strych, widział, jak przechodzą w biel i liliowość obłoków. Sąsiadka z dołu, szalona Luba, nie widziała nic - najniższą część witraża utracono dawno temu (...).
Cztery kobiety. Cztery pokolenia. Cztery rodzaje doświadczeń. Dom z witrażem na jednej z lwowskich ulic. I marzenia zaklęte w szkle, w murze i w ulicy. Ukraińskiej? Polskiej? Rosyjskiej? Prababka była zakochana w życiu tylko raz i to nie w mężu, którego w 1937 zabrali Sowieci, zapoczątkowując niemal dożywotnie rytuały zamykania drzwi. Babka dostała męża niejako w spadku, ale z niejednego powodu umarł na to, co dziś nazwalibyśmy przewlekłą depresją połączoną z marskością wątroby. Matka nie powiedziała ojcu dziecka o ciąży, by do ich poezji nie wkradła się proza. Córka zaś, i narratorka, wdała się w burzliwy i zakazany romans z... niech to na razie pozostanie tajemnicą.
Między nimi historia, która wpycha się drzwiami, oknami i witrażami. Ta fikcyjna i ta prawdziwa, osadzona gdzieś między czasami, gdy Lenin był wiecznie żywy, poprzez te, w których Lenina można było już zdemontować, ale utaplać w błocie jeszcze nie aż po te, kiedy to błoto pojawiło się na Majdanie. W historię zaś lubi wplatać się sztuka - tutaj w każdej formie - w zapachu, dźwięku, kolorach, ludziach. Sztuka artystyczna, ale też sztuka przetrwania, życia i miłości - macierzyńskiej, romantycznej i rodzinnej, pełnej zawiści i zrozumienia jednocześnie.
Żanna Słoniowska to autorka w pełnym tego słowa znaczeniu, a Dom z witrażem wymyka się wszelkim porównaniom, ponieważ porównania powstaną dopiero później - wobec Słoniowskiej. Wyznacza kierunek, jakiego do tej pory nie było, bo w rodzimej literaturze nikt tak nie pisze o Ukrainie i nikt tak nie pisze o sztuce. To czyste sztuką pisanie o Ukrainie i sztuce. I o śmierci, która jest jak piwnica pełna szkiców, a zdarza się, że wpada do szczeliny między epokami.
Dom z witrażem posiada jeden z tych literackich początków, które porywają duszę, rozrywają ją na kawałki małe jak szkiełka witrażu i każą nie zamykać książki ani razu, aż do ostatniej strony i ostatniej łzy. Podobno należy strzec się ludzi, którzy mają moc zmiany naszych wspomnień. Należy również strzec się takich książek. Lub dać się im zmienić.
Na strychu pewnej lwowskiej willi bawiło się dwóch małych chłopców. W pewnym momencie zauważyli w ścianie pęknięcie. A ponieważ znali niezwykłe...
Dziewiąty tom serii "Świat dla Dociekliwych" zabierze was w fascynującą podróż po Ukrainie. Wolnej, niepodległej i pełnej - takiej, jaką mamy nadzieję...