Terry Pratchett i Stephen Baxter to nazwiska kultowe, znane każdemu czytelnikowi szeroko pojętej fantastyki. Wierni miłośnicy obu pisarzy z zapartym tchem czekali zatem na książkę, będącą wynikiem współpracy mistrzów brytyjskiej fantastyki. Czy było warto?
Pomysł na Długą Ziemię nie jest przesadnie oryginalny, gdyż opiera się na koncepcie światów równoległych: w niedalekiej przyszłości, dzięki prostemu urządzeniu, nazwanemu „krokerem”, możliwa staje się podróż do równoległych światów. Okazuje się bowiem, że istnieje nieskończenie wiele wersji naszej Ziemi, odległych od siebie dosłownie o jeden krok. Konsekwencje tego odkrycia są niezwykle dramatyczne: na naszej planecie zaczynają się masowe migracje ludzi znużonych przeludnioną ziemią i jej problemami. Mało kto jest w stanie oprzeć się pokusie posiadania na własność całej planety. Kolonizowanie coraz większej ilości światów łączy się jednocześnie z wyludnianiem Ziemi, a - co za tym idzie - osłabieniem gospodarki, podupadającymi rządami, antagonizmami między tymi, którzy zostali i tymi, którzy zdecydowali się opuścić naszą planetę.
Powieść koncentruje się na dwóch malowniczych bohaterach. Pierwszym z nich jest Joshua, naturalny „kroczący”, człowiek, który jest w stanie bez krokera pokonywać kolejne odległości między światami. Urodzony w równoległym świecie samotnik i podróżnik nadaje się doskonale do misji wymyślonej przez drugiego z bohaterów - Lobsanga. Lobsang zaś to umieszczona w ciele robota inkarnacja tybetańskiego mechanika samochodowego i właściciel ogromnej korporacji w jednym... Kierowany żądzą przygód i eksplorowania kolejnych światów, Lobsang decyduje się dotrzeć do ostatniego z nich, jako towarzysza podróży wybierając naturalnego kroczącego, Joshuę.
W ten sposób statek powietrzny „Mark Twain” wyrusza w swoją podróż, pokonując kolejne światy, co pozwala pisarzom na rozwinięcie skrzydeł. W dużej mierze powieść składa się właśnie z prezentowania kolejnych wersji naszej planety, różniących się od siebie fauną i florą. Oszołomieni bohaterowie przyglądają się niesamowitym pejzażom, zwierzętom i roślinom, a im bardziej oddalą się od domu, tym dziwniejsze miejsca przyjdzie im oglądać. Długa Ziemia staje się z czasem prezentacją kolejnych wersji poszczególnych światów, co odbija się na fabule, będącej tak naprawdę ciągiem kroków i ich rezultatów. Wyobraźnia obu pisarzy pozwala im kreślić naprawdę niesamowite obrazy, jednak stopniowo czytelnik może poczuć się znużony, gdy zamiast zwrotów fabularnych otrzymuje kolejny szkic na temat: "co by było gdyby ewolucja na tej planecie przebiegła inaczej?” Fani twórcy Świata Dysku także mogą poczuć się nieco zawiedzieni, gdyż Długa Ziemia nie obfituje w sceny, które pozwoliłyby na zaprezentowanie charakterystycznego poczucia humoru Pratchetta. Finał powieści pozostawia niedosyt i wiele pytań, ale jest także obiecującym wstępem do tomu drugiego. Pozostaje mieć zatem nadzieję, że w kolejnej części będzie więcej akcji. I więcej Pratchetta.
Jeden świat to za mało...Długa Ziemia stoi otworem. Ludzkość rozprzestrzeniła się po niezliczonych światach, a flotylle sterowców łączą je, wspomagając...
Rok 2040. Długa Ziemia pogrążona jest w chaosie. Kataklizm erupcji Yellowstone zagroził cywilizacji. Ludzie uciekają do Miriadów, relatywnie...